poniedziałek, 5 maja 2014

"Jesteś moją ulubioną książką... Książką, która paroma słowami rozpaliła ogień w mym sercu", część IV


        Od pierwszej części, aż do trzeciej liczba komentarzy stopniowo spadała… Zastanawiam się, czy to dlatego, że na początku pojawiła się ciekawość, z powodu pojawienia się nowego bloga, która z czasem opadła, czy może kolejne rozdziały są coraz to gorsze… Nie mam pojęcia, ale każda część jest przeze mnie naprawdę przemyślana kilkukrotnie zanim pojawi się na blogu.
Mimo wszystko pewna osoba powiedziała mi, że być może to wszystko jeszcze się rozkręci, ponieważ początki zawsze są najtrudniejsze. No cóż, mam nadzieję, że miała rację. ;-)
        W każdym razie chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytają i komentują, a także tym, którzy tylko czytają. To dla Was tutaj jestem i mam nadzieję czytanie tego opowiadania jest dla Was przyjemnością. Jesteście najlepsi! ;-)
        Z nadzieją, że z czasem będzie Was coraz więcej i więcej, przybywam z kolejną częścią. Enjoy! ;-)

*

        - Yuu?
        Nie dopuszczał do siebie tego, co właśnie zobaczył. Próbował sobie wmówić, że może tylko są do siebie tak uderzająco podobni lub, że został przez osobę czarnowłosego tak zauroczony, że stara się dojrzeć go w każdym innym mężczyźnie o tym samym kolorze włosów czy podobnym kształcie twarzy lub ust. Niestety, jeden gest natychmiast obalił wszystkie te możliwości.
        Przez twarz bruneta przemknęła cała gama różnych emocji. Na początku spoglądał on w stronę Yutaki w taki sam sposób, jak na każdą inną osobę, która pojawiła się tego dnia w sklepie z wiadomego powodu. Było to zwyczajne pełne uprzejmej sympatii spojrzenie. Jednak kiedy zorientował się kogo właśnie mierzy wzrokiem, a w dodatku, że owa osoba również na niego patrzy, sympatię zastąpiło głębokie zdziwienie, które niemal błyskawicznie przeszło w coś na kształt przerażenia. Wydawać by się mogło, że ma zamiar wstać z miejsca i natychmiastowo podejść do Yutaki, jednak zatrzymał się w połowie, przypominając sobie gdzie się znajduje. Zamrugał parokrotnie powiekami, na których dostrzec można było delikatny makijaż i na powrót spróbował przywołać na twarz wcześniejszy uśmiech, co nijak mu wyszło. Pomimo tego kiwnął zachęcająco dłonią w stronę szatyna, patrząc na niego z niemym błaganiem w oczach, które, gdzieś w głębi, mieszało się ze strachem.
        Yutaka jednak ani myślał zbliżać się do tego człowieka. W jednej chwili runęły wszystkie nadzieje, które ten zdążył zasiać w jego samotnym sercu. W tym momencie tak bardzo wstydził się przyznać, choćby przed samym sobą, że próbował zaufać obcej osobie, która jako pierwsza od dłuższego czasu ofiarowała mu swój uśmiech i ciepły sympatyczny ton, choć nie miała o nim bladego pojęcia. Dopiero teraz doszedł do wniosku, że najzwyczajniej w świecie to było po prostu udawane. Najwyraźniej miał on jakiś interes, w tym, żeby zdobyć jego zaufanie. Nie mógł tylko wyobrazić sobie jaki! W końcu mało kogo tutaj znał, nie miał żadnych wpływów, pieniędzy, wyglądu… Nie mógł mu zapewnić niczego, czego czarnowłosy nie miałby jako sławny i niewątpliwie bogaty autor książek. W tamtym momencie nie wiedział jeszcze, że w głowie Shiroyamy siedziały tylko i wyłącznie niematerialne rzeczy.
        Nie tyle zagniewany co zawiedziony pokręcił powoli głową i zaczął się wycofywać. Nie miał najmniejszego zamiaru słuchać tego, co ten miał do powiedzenia ani chociażby zbliżyć się do jego osoby. Skrzywił się tylko nieznacznie i gwałtownie odwrócił się w drugą stronę, ruszając w kierunku wyjścia tak szybko, na ile pozwolił mu tłum ludzi. Gdy znalazł się już na zewnątrz, przycisnął do siebie reklamówkę z lekami, którą nadal trzymał w dłoni, pociągnął nosem, z rozgoryczeniem stwierdzając, że łzy zamazują mu obraz i biegiem rzucił się w stronę drzwi, którymi wcześniej dostał się do galerii. Czuł się prawie tak, jakby został zdradzony.
        Już prawie dotarł do celu. Praktycznie kilka kroków dzieliło go od wydostania się na świeże powietrze, kiedy czyjaś silna dłoń chwyciła go mocno za ramię i zmusiła do odwrócenia się w kierunku jej właściciela. Ujrzał przed sobą kogoś, od kogo tak usilnie starał się uciec.

        - Yu… Yutaka… Daj mi to wyjaśnić, proszę. To wszystko nie tak jak myślisz – wysapał z trudem czarnowłosy. Był nieźle zmachany, więc wychodzi na to, że nawet jemu dogonienie takiego chuchra, jakim był Tanabe, nie przyszło z łatwością.

        Szatyn spojrzał na niego, nie do końca wierząc w to, co w tym  momencie usłyszał. Czy ten człowiek naprawdę myśli, że on jeszcze uwierzy w jakiekolwiek jego słowa?!

        - Człowieku… Czy Ty się w ogóle słyszysz? „Nie tak jak myślisz”, hm? Nawet nie wiesz co sobie myślę i wierz mi, lepiej dla Ciebie żebyś nie wiedział – na miejsce swego rodzaju rozpaczy ponownie wkroczył gniew. Gdyby był zdolny do logicznego myślenia, zapewne stwierdziłby gorzko, że ma wyjątkowo babskie wahania nastrojów.

        - Nie wiem, to prawda. Ale proszę Cię… To wszystko wydaje się absurdalne, ale tak naprawdę wytłumaczenie jest banalnie proste! Daj mi tylko powie… - Yutaka nie pozwolił mu dokończyć.

        - Nie chcę Cię słuchać! Nie rozumiesz?! Cholera, naprawdę… Jestem żałosny, co? – zaśmiał się gorzko, odważnie patrząc w oczy czarnowłosego mężczyzny. – Pierwszy raz od dawna ktoś dał mi trochę bezinteresownego ciepła… A ja, jak jakiś bezpański pies od razu wygiąłem się w kierunku tej głaszczącej dłoni, byle tylko nie przestawać czuć tej przyjemności, o której prawie zdążyłem już zapomnieć… Próbowałem Ci zaufać, chociaż znałem tylko Twoje imię. Chciałem wierzyć, że skoro nie wymagając nic w zamian i nie będąc przez nikogo przymuszonym zainteresowałeś się moją osobą to może wreszcie będziesz kimś, dzięki komu przestanę czuć tę pieprzoną samotność, która rozrywa mnie od środka kawałek po kawałku. W dodatku kiedy wyszło na to, że najwyraźniej interesujemy się podobnymi rzeczami… Siedziałem w tej kawiarni z nadzieją, że Cię zobaczę i znów zapytasz mnie o moje zdanie na temat jakiejś książki, że… - przerwał gwałtownie, spuszczając smętnie głowę i kręcąc nią na boki z politowaniem. Po chwili jednak znów poderwał ją w górę, instynktownie łapiąc bruneta za marynarkę i szarpiąc nim w swoim kierunku. – A zamiast głaskania otrzymałem tylko bolesne baty! Wyszło, że nie znam nawet Twojego głupiego imienia! Że to, o czym myślałem podczas nieprzespanej nocy było tylko zmyśloną bzdurą! Jak każdy inny kopnąłeś mnie w dupę… Nie wiem tylko co chciałeś tym osiągnąć. Nie mam niczego, co mógłbyś chcieć ode mnie wyłudzić… Chyba, że jesteś jakimś pieprzonym sadystą, którego bawi ból innych! Jeśli tak to gratuluję. Możesz być z siebie dumny – prychnął wręcz z pogardą w głosie i zdecydowanie odepchnął od siebie mężczyznę… Który paradoksalnie wpatrywał się w niego jak urzeczony.

        - Yutaka… Rany, masz talent, chłopaku! Taki monolog, te porównania, sposób wyrażania emocji… Powinieneś pisać! Twoje książki byłyby czytane przez rzesze osób! – uśmiechnął się do niego rozanielony.

        Tanabe nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Ten bezczelny, arogancki, dwulicowy oszust…

        - Wiesz co? Nie wiem kim jesteś. Nie mam pojęcia jak naprawdę się nazywasz, czego ode mnie chcesz ani też co Ty w ogóle masz w głowie. Ale jestem pewny jednej rzeczy… Jesteś najbardziej podłym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałem – Yuu bladł z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez szatyna. Dopiero kiedy na jego delikatnej twarzy zobaczył czystą furię, która kompletnie przyćmiła tę niewinność, która tak go przyciągnęła tego pierwszego dnia w kawiarni, zrozumiał jak wielką gafę popełnił, dając się ponieść swojemu zboczeniu zawodowemu i mówiąc coś o jakimś bzdurnym talencie w sytuacji tak poważnej, ja ta. Nie mógł pozwolić mu odejść, nie chciał stracić tej znajomości zanim jeszcze ją tak naprawdę zyskał. Próbował coś powiedzieć i przerwać ten bolesny wywód brązowowłosego chłopaka, ale ten nie dał mu na to żadnych szans. – Nie chcę Cię nigdy więcej widzieć! – krzyknął Yutaka i już zamierzał odejść, nie czekając na kolejne bolesne bzdety, które wypłyną z ust bruneta, kiedy przypomniał sobie o zawartości swojej torby. Zamaszystym ruchem wepchnął rękę do jej wnętrza i wyciągnął gruby tom, który był prezentem od Shiroyamy. Zamachnął się i cisnął nim prosto w swojego rozmówcę. Użył do tego całkiem sporo siły, ponieważ gdy książka trafiła w udo czarnowłosego, ten jęknął boleśnie i natychmiast zakrył dłońmi owe miejsce. – A to zabieraj ode mnie jak najdalej. Możesz się wypchać tymi swoimi prezencikami – powiedział drżącym głosem i po raz kolejny rzucił się rozpaczliwie w stronę wyjścia.

        Yuu był zbyt zszokowany by zrobić cokolwiek. Stał tak, jak słup soli, wpatrując się pustym wzrokiem w miejsce, w którym chwilę temu zniknęła szczupła sylwetka chłopaka. Zupełnie zapomniał o tym, gdzie powinien się teraz znajdować. Nie słyszał nawet głosu uprzejmej ekspedientki z sąsiedniego sklepu, która pytała uprzejmie, czy wszystko w porządku. W głowie krążyło mu tylko jedno zdanie, przez które w pewnym momencie nie mógł złapać tchu. „Nie chcę Cię nigdy więcej widzieć”…
        Tanabe nawet wtedy, gdy był już na zewnątrz, ani trochę nie zwolnił swojego tempa. Całkowicie ignorując stację metra, rzucił się biegiem wzdłuż chodnika, starając się nie potrącić zbyt wielu przechodniów. Modlił się w tym momencie aby czarnowłosy dał sobie spokój i nie próbował go gonić, uznając, że spotkanie z fanami jest ważniejsze od jakiegoś rozpaczającego gówniarza, bo w końcu jeśli nie ten to następny. Powtarzał to jak mantrę, starając się jednocześnie skupić na utrzymywaniu swojego osłabionego ciała w pionie, jednak tak naprawdę jego serce krzyczało coś zupełnie odwrotnego, a po twarzy spływały gorące łzy, kończąc swoją drogę w materiale szalika.
        Dotarł do domu prawie godzinę później. Wchodząc do środka, zbyt mocno zatrzasnął za sobą drzwi, jednak na szczęście nie dostał za to reprymendy od pani Oshihary. Zsunął ze zmarzniętych stóp buty i smętnie powlókł się do swojego pokoju. Nie chciał myśleć o tym, co się niedawno wydarzyło. W ogóle nie chciał myśleć o czymkolwiek, a tym bardziej zadręczać się po raz kolejny. Miał dosłownie wszystkiego dość. Postanowił, że jedyne, co teraz zrobi to wzięcie kupionych leków, zawinięcie się w koc i zaśnięcie. W tym momencie tylko sen mógł być dla niego jakąkolwiek ucieczką. Zrobił więc tak, jak postanowił, jednak jak na złość nie mógł zasnąć. Długo leżał zwinięty w kłębek, patrząc tępo na wzory wyszyte na pościeli i starając się ignorować uciążliwy ból jego rozerwanego serca.

3 komentarze:

  1. Ale Kaju walnął monologiem, łuhuu~ A yAoi 'masz talent!'. Zboczenia zawodowe ewriłer.

    Ej, no Kai coś dramatyzuje. Rozumiem, jakby facet go już jakoś okręcił sobie wokół palca. To tylko takie drobne kłamstewko. Miał mu powiedzieć, że jest pisarzem? Pewnie nie uwierzyłby mu nawet. yAoi chciał dobrze.

    CZY JA BRONIĘ WŁAŚNIE yAOIEGO??

    Ale mimo wszystko szkoda Kaia, tak się napalił na nową znajomość 'jóczan i ja będziemy best friendsami 4eva!', a tu takie coś. To teraz powinien pojawić się dobry Uruha i go pocieszyć. O! A może Ururu i yAoi będą rywalizować o Kaia? Dobra, zapędzam się za bardzo, wybacz.

    No nic, pozostaje mi życzyć weny. Tulam i pozdrawiam~! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. O jak szybko. Jejciu takiego obrotu spraw to się nie spodziewałam. Biedyny Kaiuś i Yuś też biedny.

    Na koniec dziękuje za komentarz na moim blogu ^_^ Miło, że zajrzałaś tam.

    OdpowiedzUsuń
  3. 0_0
    Kai, czemu rzuciłeś książką? T-T
    Haha :D
    Ale Kai mu wybaczy, prawda? tak, wybaczy mu T-T nie rób mi tego *<3 Aoi x Kai*
    Ale podpisuję się pod pierwszym komentarzem. Ururu i Aoś walczący o uczucia i serce (i ciało :3 ) Kaiuchny to moje senne marzenie *-*
    Kocham to opowiadanie :D pisz dalej, koniecznie *^* nie mogę się doczekać dalszej części. Czy Kai, chcąc być jak najdalej od Aoia, rzuci pracę w kawiarni? *-* byłoby fajnie *wyobraża sobie załamanego Aoia, biegającego po całym mieście w poszukiwaniu swojej miłości*.
    Cieszę się, że wpadasz do mnie ^^

    OdpowiedzUsuń