piątek, 30 maja 2014

Sposób na nerwy [oneshot]



           Przybywam z pierwszym oneshotem! Naprawdę się przy nim nieźle namęczyłam, ale uważam, że było warto! Poza tym sporo osób powiedziało, że chętnie przeczytałoby coś takiego, więc... Oto i jest!

Pairing: Kai x Ruki
Ostrzeżenia: Scena erotyczna

           Shot na specjalne życzenie Arashi-sensei! Enjoy! ;-)
           I oczywiście komentarze jak zwykle mile widziane! Pod ostatnią notką było ich więcej niż zwykle, więc byłam naprawdę szczęśliwa. Spróbujcie to przebić! ;-)

*

Minęło już parę lat, a ja nadal codziennie zadaję sobie to samo pytanie… Jak wielkim musiałem być idiotą, że zgodziłem się zostać liderem? Odpowiedź jest jednoznaczna – gigantycznym. Na początku zdziwiłem się, że nikt nie chciał. Wtedy jeszcze myślałem, że takie „liderowanie” to na pewno musi być kupa frajdy! Trzymasz rękę na pulsie, zawsze ze wszystkim jesteś pierwszy, masz jakiś tam ważny głos, jeśli chodzi o sprawy zespołu… Same zalety, prawda? Oczywiście. TO są same zalety. Jednak jeśli do tego doda się bandę zidiociałych leniów, których trzeba niańczyć 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu bo bez przypomnienia pewnie nawet zapomnieliby założyć na siebie świeżych gaci to wszystkie zalety trafia szlag. Więc cóż… Tak też się właśnie urządziłem na swoje własne zakichane życzenie. OCH, do końca życia będę sobie za to wdzięczny.
Mówiłem, że samo liderowanie jest tragedią? To teraz wyobraźmy sobie liderowanie w czasie nagrywania płyty. W porównaniu ze zwykłymi ćwiczeniowymi próbami, w tej sytuacji czułem się zupełnie jak żołnierz Kamikaze. Chociaż on przynajmniej mógł rozwalić się tym samolotem, a ja niestety niewiele mogłem zrobić, oprócz namiętnego uderzania czołem w blat biurka lub w ściany… Wracając jednak do tematu. Byliśmy właśnie w trakcie nagrywania naszej kolejnej płyty i miałem wrażenie, że tylko mnie w jakikolwiek sposób to obchodzi, ponieważ tym bęcwałom nie da się wbić do głowy, że jest to COŚ WAŻNEGO. I tak dostatecznie śmieszne jest to, że takie rzeczy w ogóle trzeba PRÓBOWAĆ wbić im do głowy! Wielcy muzycy z powołania… Ta, akurat. Najchętniej to leżeliby dupami do góry z nadzieją, że instrumenty same wstaną i zaczną układać melodię.
Ten dzień był kolejnym z wielu, kiedy mieliśmy się spotkać w sali nagraniowej i nadal brnąć do przodu, ponieważ terminy coraz bardziej deptały nam po piętach. Jednak co to byłby za dzień bez zdenerwowania mnie od samego początku. Tak więc po kolei: Aoi, który miał dokończyć melodię do jednego z tekstów (zaznaczam, że sam bardzo entuzjastycznie zaklepał sobie prawo do stworzenia czegoś akurat do tego konkretnego tekstu) oczywiście nawet nie zabrał się za robotę, bo pilnie musiał jechać do rodziców. Pomińmy to, że jego rodzice mieszkają w Mie i choćby bardzo chciał to nie mógłby odwiedzić ich i wrócić w ciągu jednego dnia. No, chyba, że tylko wszedł do domu i od razu z niego wyszedł. Ale idźmy dalej! Uruha wszedł do sali z gigantycznymi okularami na nosie. Zwykle nie udaje Takanoriego i nie nosi ciemnych szkieł zimą, dlatego od razu wiedziałem, że zapewne ukrywa pod nimi ciemnofioletowe wory pod oczami, które wywołało niewyspanie spowodowane jednoosobową libacją alkoholową trwającą do około trzeciej nad ranem. Uroczo. Dalej! Reita… Reity najzwyczajniej w świecie nadal nie było, choć teoretycznie nasze spotkanie trwało już od jakichś czterdziestu minut. Mogłem się założyć, że nadal spał smacznie u siebie w domu, a na podłodze leżały szczątki jego budzika, który sam mu sprezentowałem na ostatnią gwiazdkę. A Ruki… No cóż. Ruki był jedyną osobą, do której nie miałem jak się przyczepić. Przyszedł na czas, przyniósł kolejny tekst, który obiecał napisać w tym terminie, nie stroił fochów już od drzwi i po uprzejmym przywitaniu się zajął miejsce na skórzanej kanapie. Chociaż on nie był bezużyteczny. Dziękuję uprzejmie.
Mrucząc coś pod nosem stałem w kącie pomieszczenia i obracając pałeczkami, łypałem groźnie na gitarzystów. Miałem ochotę czymś w nich rzucić, ale uznałem, że czegokolwiek bym nie użył, szkoda byłoby tego przedmiotu na ich puste głowy.
Kiedy w końcu po kolejnych kilkunastu minutach drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł Akira, sapiąc i tłumacząc się, że po prostu jeszcze nie rozgryzł działania budzika ode mnie, już naprawdę nie miałem ochoty się odzywać. Machnąłem tylko na niego lekceważąco dłonią i usiadłem za swoją perkusją, co było jednoznacznym sygnałem na to, że rozpoczynamy próbę od małej rozgrzewki, a później przejdziemy do spraw organizacyjnych. O ile w ogóle będzie co omawiać, skoro tylko Takanori zrobił to, o co go poprosiłem. Pomyślałem, że im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy i będę mógł sobie pójść. Och, jak bardzo się pomyliłem.
Na początku wszystko szło w miarę dobrze. Przebrnęliśmy przez pierwsze dwa utwory bez zbędnych problemów i niemiłych niespodzianek. Jednak trzecia piosenka rozpoczęła falę moich osobistych katastrof. W pewnym momencie, podczas solówki gitarowej, Uruha zapiszczał głośno i momentalnie przestał grać. Nie powiem, przestraszył mnie tym nagłym dźwiękiem i gdy na niego spojrzałem, zorientowałem się, że zerwał strunę, która bardzo efektownie rozcięła jego chude palce. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać , więc przewróciłem oczami i jako odpowiedzialna zespołowa niańka, którą na moje nieszczęście również byłem, sprawnie opatrzyłem mu dłoń, mając nadzieję, że „ten straszliwy ból, który tak bardzo go paraliżował” pozwoli mu zagrać jeszcze przynajmniej dwie piosenki. Aoi zmienił strunę w jego gitarze i graliśmy dalej. Niestety jakąś minutę później Reita cofnął się gwałtownie do tyłu, jednocześnie wpadając na moją perkusję i sprawiając, że połowa sprzętu wesoło gruchnęła o podłogę. Zacisnąłem tylko pięści na pałeczkach i już szykowałem się do wrzasku, kiedy moją uwagę zwrócił Ruki, machając do mnie dłonią.

- Yuk-kun, muszę już iść! Zapomniałem Ci powiedzieć, że mam dzisiaj coś ważnego do załatwienia… Przepraszam chłopaki, na pewno poradzicie sobie beze mnie! – i już go nie było.

Tak, jasne. Szkoda, że „coś ważnego do załatwienia” miał on średnio trzy razy w tygodniu od jakichś dwóch miesięcy. Próbowałem z nim o tym w miarę spokojnie porozmawiać, bo wiedziałem, że kłótnią nic nie wskóram, a szczerze mówiąc to trochę martwiłem się, że może ma jakieś problemy, ale bardzo szybko mnie zbył, więc dałem sobie spokój. A tym, że dzisiaj po raz kolejny wypadł z sali bez konkretnego tłumaczenia, automatycznie anulował wszystkie dobre myśli jakie siedziały w mojej głowie na jego temat od kiedy pojawił się w drzwiach.
Poczułem palącą mnie od środka złość. Naprawdę miałem dosyć użerania się z nimi i proszenia ich o wszystko jak małe dzieci. Z całej siły cisnąłem moimi pałeczkami o podłogę, jednocześnie gwałtownie wstając z miejsca i mrożąc pozostałą trójkę zabójczym spojrzeniem.

- Wypad mi stąd. WSZYSCY. NATYCHMIAST – starałem się mówić w miarę spokojnym tonem, lecz ostatecznie nie wytrzymałem. – I nie pokazujcie mi się na oczy dopóki nie dojrzejecie i nie wtłoczycie sobie chociaż kilku kropel oleju do tych swoich pustych łbów! ZROZUMIANO?! – spojrzeli tylko na mnie jak na idiotę i zupełnie na luzie ruszyli w stronę parkingu, nie kierując w moim kierunku ani jednego słowa.

Miałem ochotę krzyczeć i wywalić cały ich sprzęt przez okno, ale doszedłem do wniosku, że gitary nie są niczemu winne i ostatecznie byłoby mi ich troszkę szkoda. Niemniej jednak, kiedy widziałem cały ten bałagan panujący w sali prób, moja frustracja tylko się nasiliła i już wtedy wiedziałem, że na pewno nie ustąpi ona tak po prostu, sama od siebie. Wiedziałem, że na pewno będę musiał jej jakoś w tym pomóc. Nie wiedziałem tylko jak. Alkohol odpadał – nie lubiłem go pić i nie miałem zamiaru zdychać rano z bólu z powodu kilku idiotów. Gotowanie – też nie miałem na to zbytniej ochoty, a poza tym moja lodówka świeciła pustkami. Perkusja – leżała w szczątkach na podłodze, a ustawiać jej z powrotem nie miałem najmniejszego zamiaru. Suzuki ją ustawi, już ja tego dopilnuję. Chodziłem tak po sali jeszcze przez kilka chwil, gdy nagle mnie olśniło! Już doskonale wiedziałem jak i na kim rozładować całą swoją złość, a myśl, że ta osoba jeszcze będzie z tego zadowolona tylko jeszcze bardziej podnosiła mnie na duchu. Uśmiechnąłem się głupkowato sam do siebie, zgarnąłem prędko swoje rzeczy do torby i żwawym krokiem ruszyłem w kierunku, który w tym momencie był moim jedynym zbawieniem.

*

                Siedząc w samochodzie, nerwowo wystukiwałem jakiś rytm na kierownicy. Jak to w Tokio bywa, najzwyczajniej w świecie utknąłem w korku. Momentami zaczynałem żałować, że nie postanowiłem pojechać metrem, ale natychmiastowo wyobraziłem sobie stację pełną piszczących młodych dziewczyn i od razu uznałem, że taka bezczynność wcale nie jest aż taka zła…
                Po kolejnych paru minutach stania w miejscu, sznur samochodów zaczął powoli ruszać do przodu, przyspieszając z każdą chwilą. W końcu mogłem skręcić w jedną z bocznych ulic, z ulgą zostawiając za sobą tłok i denerwujące żółwie tempo. Automatycznie przyspieszyłem, już nie mogąc doczekać się momentu, w którym dotrę na miejsce.
                Jezdnia, tak samo jak i chodniki, były wyjątkowo puste. Lecz co się dziwić, raczej niewiele osób zapuszcza się w takie tereny w godzinach południowych. Niemniej jednak, ja nie miałem innego wyboru. W tym momencie był to jedyny skuteczny ratunek, jaki przyszedł mi do głowy.
                Mianowicie właśnie znajdowałem się w dzielnicy słynącej z najlepszych Host Clubów w całym Tokio. O ile nie w całej Japonii. Tak, moim wspaniałym pomysłem na rozładowanie nerwów był seks. Jakże genialny w swej prostocie… Nie był to mój pierwszy raz w tym miejscu, więc nie byłem ani trochę zestresowany i doskonale wiedziałem, w którym kierunku powinienem się udać. Jeszcze do niczego nie doszło, a ja już zaczynałem czuć jak powoli się relaksuję… Chyba po wszystkim skoczę do jakiegoś psychologa i przebadam się, czy aby na pewno nie znajduję się w jakimś początkowym stadium seksoholizmu. Choć nie słyszałem jeszcze o seksoholiku, który uprawia seks rzadziej niż raz w tygodniu… Nieważne.
                Zatrzymałem się pod jednym z niewielu aż tak eleganckich budynków. W całości był on czarny. Tylko tuż nad wejściem  znajdował się neon, rzucający na wchodzących klientów czerwony poblask, którego niestety w tym momencie nie było zbytnio widać, ponieważ zwyczajnie było za jasno. Całość dawała wrażenie niezwykle tajemniczego miejsca, a owa tajemniczość i świadomość tego, czego można doświadczyć w środku działa jak magnez na kasiastych mężczyzn kręcących się w pobliżu. Mężczyzn, ponieważ do tego konkretnego klubu dla kobiet wstęp był wzbroniony.
                Spojrzałem w lusterko wsteczne, poczochrałem zadziornie włosy, poprawiłem na ramionach swoją skórzaną kurtkę i wysiadłem z pojazdu, zabierając ze sobą tylko portfel i komórkę. Od razu podszedł do mnie elegancko ubrany konsjerż, oferując odprowadzenie samochodu na parking, więc bez słowa podałem mu kluczyki i dumnym krokiem ruszyłem w stronę wejścia.
                Gdy tylko znalazłem się w środku, od razu uderzyło we mnie ciężkie, gorące powietrze, którego zapach był mieszaniną drogich męskich perfum różnego rodzaju, przez które delikatnie przebijał się zapach jakichś kadzidełek. Wydawało mi się, że o zapachu różanym, ale nie znałem się na takich sprawach, więc od razu wyrzuciłem to z głowy. Pewnie skierowałem się w stronę ekstrawagancko wyglądającej recepcji, za którą stała prawdopodobnie jedyna kobieta w całym budynku. Ukłoniłem się uprzejmie, posyłając jej delikatny uśmiech. W końcu nawet w takich sytuacjach nie można zapominać o dobrym wychowaniu! Och, mama byłaby ze mnie dumna…

                - Dzień dobry – odwzajemniła ukłon. – Czego sobie pan życzy na dzisiejszy wieczór? – nie musiałem komentować tego, że zegar w tym momencie wskazywał kilka minut po dwunastej w południe. Zdążyłem się przyzwyczaić, że w takich miejscach noc trwa dwadzieścia cztery godziny na dobę.

                - Chciałbym wynająć wyjątkowo androgenicznego chłopaka specjalizującego się w… - odchrząknąłem nieznacznie, mimo to nie tracąc pewnego tonu. – Ostrzejszych zabawach. Cena nie gra roli.

                - Oczywiście – uśmiechnęła się uprzejmie, zupełnie jakbym był w jakimś warzywniaku i poprosił ją o karton mleka… Do tego, mimo wszystko, nadal nie mogłem się przyzwyczaić. Chociaż chyba wolałem taką reakcję, niż gdyby miała na mnie spojrzeć jak na jakiegoś zwyrodnialca, którym mimo wszystko nie byłem. Nigdy nie korzystałem z usług niepełnoletnich chłopców. – Czy chciałby Pan zapłacić z góry za określone godziny, czy może wpłacić zaliczkę, a ostatecznie uregulować wpłatę dopiero po zakończeniu usługi?

                - Po zakończeniu – odparłem zdecydowanie. W końcu nie wiadomo jak szybko stres będzie opuszczał moje ciało… Sprawnie podałem kobiecie moją kartę kredytową, wpisałem kod PIN i pożegnałem się z całkiem sporą sumą pieniędzy… Ale co tam. Stać mnie. Na co dzień jestem raczej oszczędny, więc raz na jakiś czas mogę trochę zaszaleć. O ile o tym, co właśnie zamierzam zrobić można powiedzieć „trochę”.

                - Ma pan szczęście. Jeden z naszych najlepszych hostów jest właśnie wolny. Będzie pan jego dzisiejszym pierwszym klientem – oddała mi moją kartę. – Pokój 317, siódme piętro. Życzę udanego wieczoru – skłoniła się po raz kolejny, a ja żwawym krokiem ruszyłem w kierunku wind, znajdujących się po drugiej stronie pomieszczenia. Na szczęście nie musiałem długo czekać i praktycznie od razu mogłem wejść do wielkiego dźwigu. Nacisnąłem odpowiedni przycisk, a winda ruszyła w górę.

Cichy dźwięk oznajmił mi, że dotarłem na miejsce. Ruszyłem więc w poszukiwaniu odpowiedniego pokoju. Znajdował się on za rogiem, tuż po prawej stronie. Jednak nie wszedłem od razu. Zatrzymałem się na moment, wziąłem parę głębszych wdechów, po raz kolejny nastroszyłem swoje włosy, jednak tym nieco bardziej nerwowym ruchem i zaśmiałem się cicho pod nosem. Naprawdę jestem idiotą… Uniosłem dłoń i pewnie zapukałem do drzwi, wchodząc do środka bez czekania na odpowiedź.
Tak jak spodziewałem się po pokoju jednego z lepszych hostów, pomieszczenie urządzone było w bardzo nowoczesny sposób. Mimo tego nie było ono zbyt duże. Właściwie było tam tylko ogromne łóżko z ciemnego drewna, zasłane czarną satynową pościelą i mały podest w rogu z biegnącą aż do sufitu metalową rurą przeznaczoną… Do czynności wiadomych. Po lewej stronie znajdowały się kolejne drzwi, za którymi zapewne było coś w rodzaju łazienki i garderoby w jednym, gdzie host przygotowywał się na przyjęcie swojego klienta.
Zdjąłem z ramion kurtkę i rzuciłem ją na podłogę obok łóżka, na którym to wygodnie się rozsiadłem. W pomieszczeniu było wyjątkowo duszno. Okna były szczelnie zasłonięte, światło przygaszone, a w powietrzu unosił się jakiś zapach, który przy wdechach sprawiał wrażenie wręcz lepkiego. Zamruczałem cicho, wypuszczając powietrze z płuc. Tak… Atmosfera była wręcz idealna do kochania się.
Wtem usłyszałem cichy szelest pościeli tuż za swoimi plecami i poczułem jak materac ugiął się lekko pod ciężarem drugiego ciała. Uśmiechnąłem się sam do siebie i przymknąłem oczy, opierając się rękami z tyłu. Czyjeś ciepłe dłonie spoczęły delikatnie na moich ramionach, masując je chwilę jednak szybko rozpoczęły wędrówkę wzdłuż mojego torsu. Sunęły powoli raz w górę, raz w dół, czasami zahaczając opuszkami palców o moje sutki, ukryte jeszcze pod materiałem koszulki. Nagle ów osobnik przylgnął całym swoim ciałem do moich pleców, a jego jeszcze chwilę wcześniej delikatna dłoń, dosyć brutalnie zmieniła swoje położenie i pewnie zacisnęła się na moim kroczu. Syknąłem zaskoczony, otwierając oczy. Przy swoim uchu czułem gorący oddech, którego słodki zapach odurzał mnie jeszcze mocniej niż dziwne opary unoszące się w powietrzu. Przygryzłem wargę i próbowałem odwrócić się w jego stronę, jednak skutecznie uniemożliwiały mi to jego palce, coraz silniej zaciskające się na moim biednym przyrodzeniu, któremu wcale się to nie podobało. Jednak szybko otrzymałem wynagrodzenie w postaci języka i warg błądzących gdzieś w zagłębieniu za moim uchem. Mruknąłem gardłowo. To dopiero początek, a już zaczynało mi się podobać…

- Nie musimy się spieszyć… Dzisiaj należę tylko do Ciebie – wyszeptał. Takie słowa powinny rozbudzić we mnie zwierzęce rządze, które dzisiaj zostały już nieprzyjemnie połechtane przez mój gniew, lecz zamiast tego zamarłem z przerażenia. TAK, Z PRZERAŻENIA. Doskonale znałem ten szept, ten głos. Było mi dane przysłuchiwać mu się w różnym natężeniu baaardzo często. Rozpaczliwie szarpnąłem się do przodu, przez co znalazłem się na równych nogach poza obszarem łóżka i odwróciłem się w stronę mojej dzisiejszej zabaweczki. Jednak bardzo szybko straciłem ochotę na ową zabawę, potwierdzając swoje wcześniejsze absurdalne myśli.

- RUKI?! – krzyknąłem, cofając się powoli do tyłu, aż w końcu uderzyłem plecami w ścianę. Na środku łóżka rzeczywiście siedział drobny rozczochrany blondyn, wpatrujący się we mnie szeroko otwartymi oczami. Po jego spojrzeniu doszedłem do wniosku, że jest równie przerażony zaistniałą sytuacją, jak ja.

- Yu-Yutaka… Boże… Co Ty… Tutaj… J-ja… - wplątał palce w swoje przesadnie nastroszone włosy i spuścił wzrok. Nawet w panującym wokoło półmroku wyraźnie dostrzegłem, że zaczął drżeć.

- Taka-kun, co Ty wyprawiasz? – powiedziałem słabo. W tej chwili na nic innego nie było mnie stać. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że mogę tutaj spotkać jakiegokolwiek znajomego. A co dopiero przyjaciela… I TO W TAKIEJ ROLI! Właściwie to nie potrafiłem określić czy jestem bardziej zaskoczony, zdegustowany, przestraszony… Czy, o zgrozo, podniecony…

- Daj spokój, Yutaka. Pytasz jakbyś nie wiedział po co tutaj przyszedłeś – jego głos brzmiał już nieco pewniej, jednak nadal nie odważył się na mnie spojrzeć.

- No… No niby tak, jednak nie mam pojęcia DLACZEGO to robisz… Przecież to na pewno nie z powodu braku pieniędzy, więc… - brzmiało to bardziej tak, jakbym mówił sam do siebie niż do niego, jednak w pokoju panowała całkowita cisza, więc z pewnością nie miał najmniejszego problemu z usłyszeniem mnie.

- Robię to dlatego, że to lubię – w końcu podniósł na mnie wzrok, jednak nie dostrzegłem w nim ani cienia strachu czy wstydu. Był całkowicie pewny siebie. Wtedy ogarnęła mnie złość, ponieważ dotarło do mnie, że to są te jego „ważne sprawy” z powodu których tak często uciekał z prób. W dodatku kobieta w recepcji określiła go jako „jednego z lepszych hostów”, co jest jednoznaczne z tym, że musi pracować tutaj od dłuższego czasu… Odbiłem się gwałtownie od ściany i stanąłem o własnych siłach. Cholera, miałem się zrelaksować , a tymczasem moja wściekłość ponownie przejmowała sterowanie nad moim ciałem. Już miałem zacząć krzyczeć, jednak on mi przerwał. – I nie, wcale nie lubię się puszczać za pieniądze. Po prostu lubię uprawiać seks – wzruszył nieznacznie ramionami. – Uzależniłem się od tego. Myśl o tym budziła mnie każdego ranka i usypiała każdej nocy. Nie mogłem się jej pozbyć, choć tak bardzo się starałem… Miałem wrażenie, że oszaleję. W moich myślach ciągle obijało się tylko to jedno słowo… - po raz kolejny wplątał swoje szczupłe palce we włosy i opuścił głowę, odwracając się do mnie plecami. – Nawet nie wiesz jakie to upokarzające… Jednak tylko w ten sposób mogę przynajmniej na kilka chwil wyrzucić z głowy te cholerne wyobrażenia, przez które nie mogę normalnie funkcjonować. Pomimo upokorzenia, polubiłem to, bo przez to mogę poczuć się wolny…

Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Nigdy bym nie pomyślał, że nasz Takanori może… Może być uzależniony. I to od seksu! Co prawda, posuwał namiętnie barierki podczas koncertów, ale przecież to było tylko pod publikę. Na co dzień wcale nie zachowywał się jak niewyżyty perwers. A jeszcze jakiś czas temu żartowałem na temat seksoholizmu… Aż przeszły mnie dreszcze. Uspokoiłem się nieco, po wysłuchaniu tego, co ma do powiedzenia. Powoli wypuściłem powietrze z płuc i ponownie usiadłem obok niego na materacu. Chciałem dotknąć pokrzepiająco jego ramienia, jednak w ostatniej chwili cofnąłem rękę.

- Taka-chan… Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Przecież widziałem, że coś się w Tobie zmieniło. Tyle razy pytałem czy coś się stało, a Ty ciągle odpowiadałeś, że wszystko jest w porządku. Jesteśmy przecież przyjaciółmi, zrozumiałbym… - starałem się mówić jak najbardziej łagodnym głosem.

- Nie, wcale byś nie zrozumiał – burknął tylko.

- No wiesz… Skoro zrozumiałem w TAKIEJ sytuacji, to chyba w trakcie normalnej rozmowy tym bardziej bym zrozumiał – zaśmiałem się cicho, trącając go w plecy. Sytuacja z przerażającej, powoli zaczynała zmieniać się w śmieszną. To wszystko zaczynało mnie najzwyczajniej w świecie bawić.

Ruki spojrzał w końcu na moją twarz, a widząc na niej uśmiech, wyraźnie odetchnął z ulgą.

- I nie czujesz do mnie obrzydzenia? – spytał nadal nieco niepewnie.

- Oczywiście, że nie! Takanori, no co Ty. Przecież mówiłem, że jesteśmy przyjaciółmi. Mimo to… Wiesz… Chciałbym Ci pomóc z Twoim problemem. Żebyś nie musiał dłużej tego robić… NAWET! – przerwałem mu, widząc, że już otwiera usta, aby coś powiedzieć. – Nawet, jeśli polubiłeś to w jakiś tam dziwny sposób.

- Niby jak chcesz to zrobić, Kai? To nie jest takie proste jak Ci się wydaje – kompletnie nie wierzył w moje słowa. Phi, to mnie obraża!

- Jeszcze nie wiem jak, ale na pewno coś wymyślę, nie inaczej! Po prostu… Może mógłbyś pójść na jakąś terapię do specjalistycznego ośrodka? Słyszałem, że wielu ludziom potrafią tam pomóc. …O! Albo znajdę coś, co również pozwoli Ci zapomnieć o Twoim problemie! I… I polubisz to w taki sam sposób jak bycie h… Hostem – ciężko przeszło mi to przez gardło. – W każdym razie nie zostawię Cię w tym samego, o – dokończyłem pewnym siebie głosem. Ruki spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, w których wyraźnie można było dostrzec rozbawienie, po czym bez żadnego ostrzeżenia wyciągnął przed siebie ramiona i objął nimi moją szyję, jednocześnie mocno się do mnie przytulając. Zaskoczony, odruchowo oparłem swoje dłonie na jego plecach.

- Dziękuję Ci, Kai. Głupio mi to powiedzieć, ale… Nie sądziłem, że będę mógł znaleźć w Tobie wsparcie w przypadku sprawy, którą każdy inny uznałby za obrzydliwą i zwyzywałby mnie od najgorszych. Jesteś wielki. Chciałbym Ci się za to odwdzięczyć – wciąż mocno przyciskał swoje ciało do mojego.

Nie odpowiedziałem. Mimo poprzednich słów, czułem się w tej sytuacji nieco niepewnie. W końcu nie na co dzień odwiedzałem swojego przyjaciela w Host Clubie w wiadomym celu. W dodatku nie na no dzień mogłem czuć wilgotne i gorące usta owego przyjaciela na swojej szy… ZARAZ, MOMENT. ŻE CO TAKIEGO?!

- Ta… Takanori? Co Ty odwalasz?...

- Ciii… - wyszeptał i popchnął mnie dość mocno na materac, co poskutkowało tym, że leżałem przed nim rozwalony, patrząc na niego jak na kosmitę. – Skoro tutaj przyszedłeś to na pewno miałeś ku temu jakiś powód… Nie mogę zostawić Cię niezadowolonego.

- Matsumoto… - warknąłem ostrzegawczo i uniosłem się nieco na łokciach z groźną miną, jednak… Wtedy dopiero zwróciłem uwagę na jego ogólny wygląd. Miał na sobie lateksowe slipy, które krojem bardziej przypominały damskie niż męskie i BARDZO opinały się na jego… Ekhm. Dolnych partiach ciała. Do równie lateksowego pasa przypięte miał czarne pończochy zakończone koronką. Jego tors i plecy przysłaniała tylko biała prześwitująca koszula, która i tak była całkowicie rozpięta. Blond włosy były nastroszone i pofalowane jeszcze bardziej niż zwykle, a usta wygięte w kuszącym uśmiechu pociągnięte były karminową szminką… Zupełnie nie kontrolując swoich odruchów, mruknąłem gardłowo i przygryzłem dolną wargę.

- Mmm… Podobam Ci się? – Takanori był najwyraźniej jak najbardziej zadowolony z mojej reakcji na jego strój… Lub jego brak. Przysiadł na wulgarnie rozstawionych nogach i przejechał jedną z dłoni po swoim torsie. – Teraz już wiem czyje spojrzenie czułem na sobie podczas każdego koncertu… - oblizał swój palec wskazujący, a wyjmując go z ust, utworzył na swoim policzku delikatną czerwoną smugę.

- Ty Mały… - cała moja samokontrola zniknęła. Zapomniałem kim jest dla mnie mężczyzna siedzący przede mną. Zapomniałem kim ja jestem. Zapomniałem gdzie się znajduję. W tym momencie pamiętałem tylko o jednym. O tym, że zamierzam posiąść tylko dla siebie to cholernie seksowne ciało, które wręcz błagało o to, żeby się nim zająć. Zerwałem się do siadu i gwałtownie rzuciłem Takanorim o materac, w mgnieniu oka znajdując się nad nim na czworakach. – Teraz jesteś tylko mój – warknąłem, jednocześnie pochylając się i dość mocno kąsając jego wystający obojczyk, na co zareagował głębokim westchnieniem. Podniosłem głowę i śmiało spojrzałem prosto w jego oczy. – Sprawię, że będziesz dziś śpiewał tylko dla mnie.

- Nie bądź tego taki pewien – zaśmiał się prosto w moją twarz i sprawnie odepchnął mnie od siebie. Nigdy bym nie pomyślał, że w tych jego patyczkach symulujących ręce mogło być tyle siły. Widocznie zawziął się i tylko to dodało mu nieco pary. …Tak. To na pewno było to…  Klęknął przede mną, patrząc na mnie z góry. Jedną dłonią objął moją twarz, a następnie ścisnął władczo moje policzki. Zacząłem obawiać się, że z powodu swojej… Przypadłości może być nieobliczalny. – Najpierw to ja ocenię Twoje zdolności wokalne – powiedział niskim głosem, który cholernie na mnie działał, a następnie poluzował uścisk. – Połóż się.

Jeszcze raz zwiedziłem spojrzeniem całe jego ciało. Był naprawdę drobny… Postura, która kompletnie nie pasowała do głosu, który wydobywał się z jego gardła. Doszedłem do wniosku, że przecież nie zrobi mi krzywdy, a jedynie mogę na tym skorzystać, więc wykonałem jego polecenie i ułożyłem głowę na jednej z czarnych poduszek. Uważnie obserwowałem każdy jego ruch… Dopóki nie kazał zamknąć mi oczu. Znów użył przy tym tego swojego seksownego głosu, więc nie protestowałem i dobrowolnie pozbawiłem się jednego ze zmysłów.
Czułem jak zbliżył się do mnie i jak zawisnął nad moją twarzą, czemu towarzyszył dziwny dźwięk. Nie miałem pojęcia skąd się wziął. W końcu doszedłem do wniosku, że to pewnie ja powoli zaczynam tracić nad sobą kontrolę, jednak ostatecznie wyrzuciłem te myśli z głowy, ponieważ poczułem jego pełne i wilgotne usta. Na początku tylko skubał na zmianę moje wargi, jednak w końcu gwałtownie wręcz wgryzł się w nie. Jęknąłem zaskoczony, czując jak z kącika moich ust wypływa kropelka krwi. Mimo metalicznego smaku, Ruki ani myślał przestać. Nadal utrzymywał swoje szaleńcze tempo, przez które moje serce biło szybko, jak po przebiegnięciu maratonu. Oparł się dłońmi na moich ramionach stopniowo kierując je w stronę dłoni, które finalnie ścisnął tuż nad moją głową. Zwinnie wtargnął swoim słodkim języczkiem do moich ust przez co podświadomie uśmiechnąłem się lubieżnie, gdy nagle… Usłyszałem ciche kliknięcie i poczułem coś zimnego oplatającego moje nadgarstki, jednocześnie tracąc kontakt z ustami Takanoriego. Momentalnie otworzyłem oczy i spróbowałem się podnieść... Jednak nic z tego. Ten mały diabeł najzwyczajniej w świecie przykuł mnie do łóżka czerwonymi puchowymi kajdankami! W dodatku był z tego faktu bardzo dumny, o czym świadczyła jego zadowolona mina.

- Taka-chan… No co Ty, zabierz to – mruknąłem niezadowolony, że pozbawił mnie możliwości dotykania jego ponętnego ciałka.

- E-e – pokiwał mi palcem tuż przed oczami, jednocześnie wygodnie rozsiadając się na moim rozporku. – Teraz to ja dyktuję warunki – puścił do mnie oczko, a następnie oparł się dłońmi na moich udach i… Zaczął poruszać biodrami w TEN charakterystyczny sposób! Wydawał przy tym tak głośne odgłosy rozkoszy… Już nie mogłem się doczekać jego reakcji na mój dotyk! Mimowolnie sam jęknąłem gardłowo, ponieważ tarcie, które prowokował, naprawdę sprawiało mi przyjemność. Czułem wyraźnie jak moje spodnie coraz mocniej opinają się na pobudzonym członku.

- Takaaaa… - wyjęczałem, gdy mocniej nacisnął swoją męskością na wybrzuszenie w moich jeansach. Wtedy przeniósł na mnie swój wzrok. Nawet w półmroku jego oczy błyszczały jak dwa kryształki. – Proszę Cię, rozkuj mnie… - spróbowałem po raz kolejny. Chłopak sięgnął pod jedną z poduszek, więc miałem nadzieję, że szuka tam kluczyka, jednak zamiast tego… On wyciągnął nożyczki. Spojrzałem na niego jak na wariata. Jednak on zupełnie nie zwrócił na to uwagi i zbliżył ostre narzędzie do mojego brzucha… Po czym jednym zwinnym ruchem rozciął moją koszulkę, czubkiem ostrza przesuwając wzdłuż mojego wyeksponowanego torsu. W ślad za ostrzem natychmiast pomknęły jego usta, zostawiając na mojej skórze czerwone ślady z pozostałości szminki, które jeszcze nie starły się podczas pocałunku. Jego gorący oddech, a zaraz potem chłód, który powodowało powietrze w kontakcie z jego śliną na mojej skórze doprowadzały mnie do szaleństwa. Postanowiłem pozwolić mu na wszystko i tylko wypychałem klatkę piersiową w jego stronę, tym samym ciągle prosząc o więcej. Jednak po jakimś czasie najwyraźniej znudziła go ta zabawa. Przesunął się do góry i przysunął swoją twarz bardzo blisko mojej, po raz kolejny zachęcająco ocierając się swoim sztywnym członkiem o moje podbrzusze.

- Chcesz mnie? – wyszeptał i złączył się ze mną ustami dosłownie na sekundę. No jak on mógł pytać o TAKIE rzeczy w TAKIEJ sytuacji… - Powiedz mi jak bardzo mnie pragniesz, Yutaka – wsunął dłoń między swoje uda, poruszając nią w górę i w dół, dzięki czemu sprawiał przyjemność jednocześnie mnie i sobie. Przy tym wciąż uparcie patrzył mi prosto w oczy.

- Bardzo… - zacząłem, jednak z mojego gardła wydobyło się tylko skrzeczenie. Przełknąłem ślinę i sapnąłem przeciągle. – Pragnę Cię jak niczego i nikogo innego, Takanori. Przed oczami widzę tylko Ciebie – wyszeptałem.

Mężczyzna na krótką chwilę znieruchomiał, jednak zaraz ocknął się i rozsiadł pomiędzy moimi rozchylonymi nogami, wręcz zrywając ze mnie spodnie razem z bielizną. Leżałem przed nim całkowicie nagi i wcale mnie to nie krępowało. Jedyne o czym myślałem to to, że również chciałbym zobaczyć go bez żadnych ubrań. Chciałem móc napawać się widokiem jego ponętnego ciałka…

- W takim razie pozwól, że najpierw to ja coś Ci ofiaruję… - powiedział i otarł się policzkiem o moją sterczącą męskość. Spodziewałem się, że będzie chciał się ze mną droczyć. Że będę musiał go pospieszać lub motywować do dalszego działania. Jednak on tylko lekko ucałował główkę i od razu gwałtownie wepchnął sobie całą jego długość do gardła nie zatrzymując się ani na chwilę. Krzyknąłem. Nie byłem przygotowany na taki atak z jego strony. Wygiąłem się w łuk przez co mój członek z dość sporą siłą uderzył w ściankę jego gardła. Mimo to nie usłyszałem nawet najcichszego dźwięku niezadowolenia. Wręcz przeciwnie. Takanori jęczał i mruczał z pełnymi ustami, jednocześnie bardzo szybko poruszając głową. Co jakiś czas również zaciskał zęby na trzonie mojego penisa, na co reagowałem głośniejszymi jękami pomieszanymi z nawoływaniem jego imienia. O matko, było mi tak cholernie dobrze…

- Ta… OOOCH… Taka-chaan… - wyjęczałem kiedy byłem bliski końca. Przyjemność przyćmiła mój umysł i nie umiałem skleić sensownego zdania, dlatego miałem nadzieję, że Ruki zrozumie co chcę mu przekazać. I chyba zrozumiał bo wyjął mojego członka ze swojej buzi i… Zaczął nim energicznie potrząsać! Odrzuciłem głowę w tył i szarpnąłem mocno dłońmi z nadzieją, że może kajdanki w końcu ustąpią, jednak nic z tego. Zawarczałem, sam nie wiem czy z rozkoszy jaka mnie obezwładniała czy z irytacji i ponownie przeniosłem wzrok na blondynka. Ten nie przestając szybko poruszać dłonią spojrzał mi prosto w oczy, wysunął język i mocniej zacisnął swoje palce… Co poskutkowało tym, że doszedłem obficie częściowo na jego język, częściowo na twarz i częściowo na dłoń. Przełknął to co miał w ustach, a także oczyścił swoje palce, na powrót przybliżając się do mojej twarzy.

- Może mi pomożesz, Yuk-chan? – zapytał niewinnie, gładząc wierzchem dłoni mój policzek. Byłem nim oczarowany. W tym momencie zrobiłbym dosłownie wszystko, czego tylko by chciał. Dlatego też posłusznie wysunąłem swój język zlizując z jego policzka swoje własne nasienie. On za to mruczał jak rasowy kociak. Skupiłem się na tych odgłosach, które były dla mnie idealną melodią. Jednak nagle zaburzyło ją ciche kliknięcie, które słyszałem dziś już po raz drugi. Dopiero po chwili zorientowałem się, że moje dłonie są wolne. No nareszcie! Ucałowałem go w policzek i podniosłem się do siadu zakleszczając jego drobne ciałko w uścisku moich ramion.

- Sprawię, że od dzisiaj w Twoich wyobrażeniach będzie pojawiała się tylko ta noc. I nic poza nią – wyszeptałem wprost w jego usta, całując go niezwykle czule i delikatnie. Jednocześnie ułożyłem go na plecach, bardzo szybko znajdując się tuż nad nim. Objął mnie kurczowo ramionkami tak, że jego tors szczelnie przylegał do mojego. Temperatura jego skóry sprawiła, że po raz kolejny zadrżałem z podniecenia.

Uważałem, że zasługiwał na wszystko, co najlepsze. Zapomniałem o sobie. Teraz liczyła się tylko jego przyjemność.
Gdy poluźnił uścisk ramion, zsunąłem się lekko w dół i przyssałem się wargami do jego szyi. Nie mogłem się powstrzymać, tak bardzo pragnąłem poczuć na swoim języku jego smak… Zachowywałem się teraz trochę jak wampir, który w końcu dostał w swoje ręce ofiarę, na którą polował latami. Zostawiłem po sobie czerwony ślad tuż pod linią jego szczęki i natychmiast posunąłem się dalej, czego wynikiem były kolejne ślady - każdy następny coraz niżej. Ostatni z nich znajdował się tuż przy krawędzi białej koszuli, która pomimo tego, że była całkowicie rozpięta, zaczęła mi mocno przeszkadzać. Zsunąłem ją z jego szczupłego ramienia i na nim również pozostawiłem czerwony ślad. Kontynuowałem swoją wędrówkę po jego ciele. Nie potrafiłem nawet nazwać smaku, który czułem na swoim języku oraz zapachu, który tak intensywnie uderzał mi do głowy. Dominował on nawet nad tymi wszystkimi duszącymi kadzidełkami. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego, nie potrafiłem porównać go do czegoś innego… I wtedy uznałem, że to po prostu musi być osobisty zapach Takanoriego. Pasował do niego idealnie. Pomimo że znajdowałem się tak blisko niego po raz pierwszy, nie potrafiłem sobie wyobrazić, że mógłby pachnieć lub smakować inaczej.
Przeniosłem wzrok na jego twarz, która wyglądała jeszcze cudowniej niż ją zapamiętałem. Delikatne kropelki potu na czole, zaróżowione policzki, rozchylone wilgotne wargi i zmrużone oczy, które wpatrywały się tylko we mnie… Delikatnie dotknąłem palcem wskazującym jego noska.

- Jesteś taki piękny, Takanori… - wyszeptałem, patrząc na niego w wyjątkowo czuły sposób. Speszył się, dostrzegłem to na pierwszy rzut oka, jednak mimo to uśmiechnął się do mnie pięknie i również dźgnął paluszkiem mój nos. Zaśmiałem się cicho i wróciłem do wcześniej przerwanej czynności.

Mój wzrok przykuły jego karmelowe sutki, wyraźnie twarde z podniecenia. Chuchnąłem na jednego z nich swoim gorącym oddechem, a Takanori zareagował na to drżeniem. Posunąłem się więc dalej. Śmiało zatoczyłem językiem kółeczko wokół niego, następnie zamykając na nim swoje usta i delikatnie ssąc. Zostałem nagrodzony ślicznym jękiem. W tym samym czasie swoimi dłońmi gładziłem jego biodra i talię, aż w końcu przypomniałem sobie o obecności pasa podtrzymującego pończochy. Szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałem jak zabrać się za rozpinanie tego ustrojstwa, bo spotkałem się z nim po raz pierwszy, więc wymacałem gdzieś z boku pozostawione przez Rukiego nożyczki i na moment zostawiłem w spokoju jego klatkę piersiową. Chyba nie bardzo wiedział dlaczego właściwie przerwałem, bo spojrzał na mnie wyraźnie niezadowolony. Nie chciałem go dłużej męczyć, więc sprawnie przeciąłem pas idealnie na środku, a później też cienkie paseczki, które łączyły go z pończochami, wyrzucając za siebie te bezużyteczne skrawki materiału. Przyjrzałem mu się dokładniej, a swój wzrok na dłużej zatrzymałem w miejscu, które najbardziej domagało się mojej uwagi…

- Kai-chaaan… - jęknął, ocierając się swoim udem o moje biodro. – Boli…

Doskonale wiedziałem o co mu chodzi. Dlatego też wpadłem na genialny pomysł i w dwóch cięciach nożyczkami pozbawiłem go ostatniej części garderoby, która wzbraniała mi dostępu do tej najcenniejszej części jego ciała…
Gdy ujrzałem go w pełnej krasie, aż ślina napłynęła mi do ust. Odrzuciłem na bok metalowe ostrze i przylgnąłem do niego całym ciałem. W akcie desperacji i potrzeby jeszcze większej bliskości chwyciłem w dłoń swojego i jego członka. Kiedy zetknęły się ze sobą… Oboje wydaliśmy z siebie przeciągły jęk. Nie mogąc się powstrzymać po raz kolejny pocałowałem go w usta, lecz on od razu przejął kontrolę nad pocałunkiem, sprawiając, że stał się namiętny, momentami wręcz brutalny. Jednocześnie zaczął chaotycznie szarpać biodrami. Wiedziałem, że nie chce już czekać. Ja z resztą też nie chciałem. Jeszcze bardziej rozchyliłem jego uda, a dłoń zacząłem kierować w stronę jego pośladków. Nie myślałem wtedy o lubrykancie, czy też o chociażby zwykłym nawilżeniu palców śliną. Chciałem już poczuć na sobie jego gorące wnętrze… Nagle poczułem na swoim nadgarstku mocny uścisk. Spojrzałem pytająco na jego twarz. Przestraszyłem się, że może trochę za szybko posunąłem się do przodu albo, że może czymś go uraziłem jednak on po prostu przygryzł swoją dolną wargę i znów wykorzystał przeciwko mnie siłę swojego niskiego głosu.

- Nie trzeba. Chcę od razu Cię poczuć – jego głos stopniowo zmieniał się w szept. – Głęboko… Tuż przy samym dnie…

Nie potrzebowałem już niczego więcej. Co prawda bałem się, że zrobię mu krzywdę, jednak skoro on właśnie tego chciał…
Wygodniej ułożyłem się na jego delikatnym ciałku, dociskając go nieco do miękkiego materaca. Palce lewej dłoni splotłem z jego i położyłem je tuż przy jego głowie. Ostatni raz cmoknąłem te słodkie pełne wargi, wlepiłem czułe spojrzenie w te brązowe błyszczące oczy i delikatnie naparłem na jego wejście, stopniowo wsuwając się coraz głębiej i głębiej…

- Czuję… OCH, czuję Cię… - szeptał gorączkowo kręcąc głową na boki. – Yutaka… Głębiej, proszę…

Naprawdę nie chciałem zrobić mu krzywdy, dlatego nie posłuchałem jego prośby i kontynuowałem powolnym tempem, co jakiś czas wydając z siebie gardłowe pomruki. Cholera, był tak gorący i ciasny… Jednak ten mały skurczybyk pokrzyżował moje plany jednym ruchem. Wyraźnie był już zniecierpliwiony moją przesadną ostrożnością, więc gwałtownie pchnął swoje biodra do przodu co poskutkowało tym, że od razu uderzyłem w jego wrażliwe dno.

- TAK! JESZCZE RAZ! – wygiął się w łuk z rozpustnym krzykiem na ustach, a ja postanowiłem przestać się ograniczać.

Pocałowałem go w wyeksponowaną szyję i uniosłem się na kolanach jednocześnie łapiąc go pewnie za biodra. Wziąłem głębszy oddech i od razu zacząłem poruszać się w nim najmocniej i najszybciej jak umiałem.
Dla zwykłego obserwatora dopiero teraz wyglądałoby to tak, jak powinno wyglądać od początku. Napalony klient przyszedł do Host Clubu tylko po to, żeby w dziki i brutalny sposób rozładować swoje napięcie seksualne na młodym chłopaczku, któremu zapewne się to nie spodoba, ale nic nie powie, bo w końcu taka jego praca. Jednak z nami dwoma było zupełnie inaczej. I tylko my dwaj wiedzieliśmy co dzieje się w naszych sercach. Nie byliśmy dla siebie nieznajomi. Nie byliśmy sobie obojętni. Nie posuwałem Takanoriego bezuczuciowo, a on nie musiał brzydzić się mojego dotyku. Nie musiał się mnie bać. Nie był młodym chłopaczkiem. Był dojrzałym mężczyzną, który w tym momencie pokazał mi się od strony, której nigdy nie spodziewałem się zobaczyć. Jednak doskonale wiedziałem, że ten jeden raz to będzie dla mnie mało. I że sam seks to będzie dla mnie za mało. Chciałem się nim zaopiekować. Chciałem zabrać go z tego miejsca. Nie chciałem z nikim się nim dzielić…

- KAAAI!!! – dobiegł mnie jego głośny krzyk, podczas gdy któryś już raz z kolei uderzyłem mocno w jego prostatę. Wiedziałem, że jest bliski końca, dlatego też skupiłem się całkowicie na jego zachowaniu. Ściskał w dłoniach materiał kołdry, który znajdował się tuż nad jego głową i szarpał go rozpaczliwie. Zaciskał powieki z całych sił, co spowodowało, że po jego policzkach potoczyło się kilka łez. Z rozchylonych ust nadal wydobywały się głośne jęki, krzyki i nawoływanie mojego imienia. Ostatnie ruchy. Jego głowa z impetem odrzucona do tyłu. Ostatni jęk. Jego mięśnie tak mocno zaciskające się na mojej męskości. Żar ogarniający całe moje ciało. Jęk. Opuszczające mnie emocje i siły.

- Taka-chan… - wyszeptałem i opadłem na jego wyczerpane i wilgotne ciałko, jednak zaraz obróciłem się na bok, ciągnąc go za sobą. Pomimo braku sił, objął mnie swoimi chudymi ramionami i wtulił twarz w mój tors.  Ja natomiast pocałowałem go w pachnące włoski i starałem się uspokoić swój oddech.

- Yutaka… - usłyszałem po kilku minutach, podczas których w pomieszczeniu dało się słyszeć tylko nasze nierówne oddechy.

- Tak? – odpowiedziałem czule.

- Nie zostawisz mnie tutaj? – zapytał tak niewinnym i niepewnym głosem, że aż poczułem jak moje serce wykonało obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni. Przytuliłem go mocniej do siebie, opatulając swoimi ramionami jak puchatą kołdrą.

- Nie tylko tutaj, Taka-chan – wyszeptałem wprost do jego uszka. – Rano wyjdziemy stąd razem i już nigdy Cię nie zostawię.

Spojrzał na mnie spod burzy rozczochranych blond włosów i poczułem na swoim torsie, że się uśmiecha.

- Dziękuję Ci – powiedział. – I cieszę się, że pomogłem Ci chociaż trochę zrelaksować się po dzisiejszej próbie.

Spojrzałem na niego zdziwiony. Skąd wiedział, że to dlatego tutaj przyszedłem? Chciałem zadać mu to pytanie jednak dostrzegłem, że jego usta są nieco rozchylone, a on sam oddycha spokojniej niż chwilę wcześniej, więc znaczyło to, że najzwyczajniej zasnął ze zmęczenia. Zaśmiałem się pod nosem. Najwyraźniej zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, że przez te parę lat zdążył mnie aż tak dobrze poznać i rozgryźć wszystkie moje zachowania.

- Dobranoc, Kociaku – szepnąłem, po czym zamykając oczy zasnąłem zapominając nawet o jakimkolwiek nakryciu. Jednak nie było ono potrzebne. Wystarczająco mocno ogrzewało mnie jego drobne ciałko i żar szalejący w moim sercu.

6 komentarzy:

  1. Kyaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Moja zboczona dusza czuje się w pełni zadowolona. Byłam strasznie ciekawa jak to Ci wyjdzie i nie zawiodłam się, a nawet powiem, że jestem mile zaskoczona ponieważ nie spodziewałam się czegos takiego. Ciekawa fobułe, paring też fajny i to zakończenia takie słodkie. Ach. będę się tym cieczyć chyba cały dzień. Od razu mam lepszy humor ^_^ Podsumowując: świetne opwiadanie, do którego na pewną z chęcią będę wrcać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww, jaki słodki schocik *-* nie wiedziałam, że uda mi się polubić shota, w którym Kai jest seme, bo rzadko mi się to zdarza. Mam taki nerwowy tik i jak widzę seme-Kaia, to automatycznie wyłączam i dalej nie czytam.
    Podoba mi się pomysł i czekam na więcej takich perełek *^* a najbardziej czekam na kolejny rozdział opowiadania ^^ czekam i nie mogę się doczekać ;-;
    przy okazji, zapraszam na swojego drugiego bloga, którego prowadzę wraz z Taliją:
    http://addictive-poison.blogspot.com/
    może się skusisz i zajrzysz? :D
    weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy fanfiction co czytam po polsku i pierwszy raz o gazetach... I wiesz ty co ? Po prostu kochaaaaaaaaaaam *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejciu, przepraszam, że ostatnio w ogóle nie komentowałam, ale przyzwyczaiłam się, że na bloggerze widzę, kiedy są nowe notki, więc od jakiegoś czasu nie sprawdzam blogów, bo rzadko wchodzę na kompa i... no, przyznaję się, zupełnie zapomniałam o sprawdzaniu Twojego bloga. Gomennasai! ;-; To wszystko przez to, że ostatnio cały czas się uczę, wszystko poprawiam... ale już nadrobiłam zaległości na Twoim blogu i przeczytałam wszyściutko od notki, na której skończyłam. Jak już będą wystawione oceny, będę codziennie zaglądać na Twojego bloga i komentować na bieżąco, obiecuję.
    A co do shota..... kyaaaa! Ląduje na liście moich ulubionych! Zdecydowanie najlepsze Kaiuki, jakie czytałam, a czytałam dużo, bo wielbię wszystko, co z Rukim :D Będę do tego wracać jeszcze wieeele razy, czuję to w kościach *^*
    Ruki - seksoholik :D Biedne, niewyżyte Maleństwo *-* Haha, oj Kaiuś zadba, by Taka-chan nigdy nie był nienasycony :3
    Tak, dokładnie, Kaiusiek! Zabierz go stamtąd! On może być tylko twoim osobistym Hostem :D Mmm, Taka-chan jako osobisty Host Kaia.... raj na ziemi. Dla nich dwóch ^^
    Ouu, szczerze to trochę współczuję dla Yutaki. Musi niańczyć taką trójkę idiotów (Rukiś się nie liczy, bo jednak przyniósł ten tekst na czas i był grzeczny :P ), którzy rozwalają wszystko, czego się tkną. Choćby Reita.... hahaha, rozwalić perkusję, nie no, Rei-chan, naprawdę? :D
    I Uruszka.... jejciu, wyobraziłam go sobie z krwawiącą dłonią, skrzywdzoną miną i łzami w oczkach T-T Biedaczek. Niańka Kai się wszystkim zajmie, bo jakżeby inaczej :3 Taka rola lidera. Cóż... sam się w to wpakował!
    Wodospadów weny, Kasumi-chan! :* Taaaakich wieeelkich wodospadów :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem i żyję.
    Albo nie.
    Umarło mi się z feelsów.
    ._____.
    Dlaczego tak strasznie mi się to podoba? D: Przecie wyznaję Reituki! Chociaż lubię wszystko w połączeniu z Rukim... ALE TO MI SIĘ TAK BARDZO PODOBA :C
    Tak ślicznie piszesz. Och. Ach. Moje kokoro woła o więcej. Moar i moar. Ja chcieć Twoje porno moar i bardziej ♥ Pięknie piszesz, piękne seksy, piękna parka.
    Zaczynam lubićlubić Kaiuki :v
    I PRZEZ CIEBIE (UWAGA...) WPADŁAM NA KOLEJNĄ PARTÓWKĘ. ALE... K A I U K I.
    ANIOŁOWIE, ASU NAPISZE COŚ INNEGO NIŻ REITUKI, OMG
    Ale naprawdę mnie zainspirowałaś ; ; I to opko będzie z dedykacją just 4 you~!

    Koniec biadolenia, przejdźmy do konkretów.
    Cholernie podoba mi się Twój styl. Wcześniej to zauważałam, ale dzisiaj zdałam sobie z tego sprawę. Jest piękny. Idealnie dobierasz słowa, bawisz i dajesz do myślenia. Och :c
    Podoba mi się fabuła. Wpierw myślałam, że to będzie porno bez żadnego plota (fabuły), czego za bardzo nie lubię w pairingach innych niż Reituki.
    Jestem ograniczona, co nie?
    Ale wyratowałaś mnie, bo to opowiadanie miało więcej fabuły aniżeli seksów (tak szczerze pisząc). Dlatego je lubię. Podoba mi się. Adoruję je :c
    Dlaczego wstawiam ":c"?
    NIE WIEM, NIE PYTAJ MNIE, UMIERAM Z FEELSÓW.
    Kocham to.
    Uwielbiam.
    Chcę więcej ♥

    Dziękuję za tego ff, życzę duuuużo weny, czasu i seksów!
    Buziaki~!

    OdpowiedzUsuń
  6. AAAAAAAAAAAA!!!!!!!!! To jest super. Normalnie Cię kocham za to opowiadanie! PISZ WIĘCEJ TAKICH. KOCHAM RUKIEGO, KAIA. ICH OBU!!!!!!!! RAZEM TWORZĄ NIEZIEMSKI PAIRING, NIE MA LEPSZEGO OD NICH I NIE POJMUJĘ CZEMU GO TAK MAŁO. Uwielbiam to, kocham!!!!! Bardzo podoba mi się twój styl pisania, z początku obawiałam się, czy dorównasz innym moim ulubionym autorkom blogów, ale to jest po prostu tak genialne, że aż trudno wyrazić jak. xd PISZ WIĘCEJ TAKICH!!!! TO ZNACZY Z TYM PAIRINGIEM. Twoje opisy działają na uczucia, emocje i do tego na prawdę pobudzają wyobraźnię. :DDDDD I normalnie tylko złożyć ci pokłon trzeba za tego opa. Więcej takich!

    OdpowiedzUsuń