Woow, to dotychczasowo najdłuższa ze wszystkich części!
Powoli, bo powoli, ale zaczynam się rozkręcać!
Zauważyłam
ostatnio, że gwałtownie przybywa wyświetleń. Cieszę się, że jednak ktoś
odwiedza mojego bloga. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście zostawili po sobie w
komentarzu chociaż jedno słowo. ;-)
A
teraz, nie przedłużając… Część V! Enjoy! ;u;
*
Bardzo
długo nie mógł zasnąć. Leżał w łóżku i na zmianę trząsł się z zimna, a zaraz
potem wręcz pocił z gorąca. Kiedy w końcu zmorzył go sen zegarek wskazywał
kilkanaście minut do godziny trzeciej.
Obudził
się już o godzinie siódmej, co było dla niego bardzo wczesną porą, jednak nie
był już senny. Ogólnie nie czuł się zbyt dobrze. Ssało go w żołądku, który
natarczywie przypominał mu, że należałoby w końcu coś zjeść. Mimo tego, Yutaka
nie miał najmniejszego zamiaru wstawać z łóżka, dlatego też przeleżał tak
jeszcze około godzinę. W tym czasie, oczyścił swój mózg ze wszystkiego. Starał
się jakoś zregenerować po wczorajszych szokujących wieściach, które zbyt mocno
go obciążyły. Doszedł do wniosku, że to przez to musiał być aż tak zmęczony.
W końcu jednak policzył po cichu
do trzech i ociężale usiadł na łóżku, zawzięcie trąc oczy palcami. Gdy jego
stopy dotknęły już zimnej podłogi i oparł na nich cały ciężar swojego ciała,
wszystko zawirowało mu przed oczami i gdyby w porę nie chwycił się komody to
zapewne na dzień doby zaliczyłby efektowną glebę. Na szczęście po kilku
głębszych wdechach i wydechach wszystko wróciło do normy, a on sam skierował
się ślamazarnym krokiem w stronę kuchni. Tam, przy stole siedziała już pani
Oshihara, popijając swoją poranną kawę z mlekiem. Spojrzała w jego kierunku,
zapewne chcąc rzucić jakąś kąśliwą uwagą na temat jego nieco głośnego
zachowania w nocy, jednak gdy zobaczyła jego zmarnowaną postawę, na jej twarz
wpłynęło zaskoczenie.
- Chłopcze… A cóż Ci się stało? – spytała.
Yutaka
spojrzał na nią jak na kogoś zupełnie obcego. W pierwszej chwili pomyślał, że
albo jeszcze nie do końca się rozbudził, albo nadal śpi, a to wszystko jest
tylko snem. Usłyszał bowiem w jej głosie autentyczną troskę. Pierwszy raz odkąd
przekroczył próg tego mieszkania.
- Ni… Nic, proszę pani – zaczął,
lecz miał tak bardzo zachrypnięty głos, że nie sądził żeby kobieta zrozumiała
cokolwiek z jego słów, dlatego też odchrząknął głośno. – Wszystko w porządku.
Po prostu byłem zmęczony po pracy, a poza tym chyba złapał mnie jakiś wirus – i
jak na zawołanie kichnął donośnie.
- Uuuu,
faktycznie nie brzmisz zbyt dobrze. Jeśli chcesz to do śniadania zaparz sobie
moich ziół. Dadzą sobie radę z każdym paskudztwem. Na pewno są lepsze niż te
wszystkie chemikalia, które sprzedają Ci szarlatani w tych… - coś tam jeszcze
mruczała pod nosem, ale Yutaka już jej nie słuchał. Zbytnio był oszołomiony
tym, co zaszło chwilę temu. Brzmiało to zupełnie tak jakby… Martwiła się o
niego?! Toż to nierealne… Mimo wszystko, skorzystał z jej propozycji i z szafki
obok kuchenki wyjął wspomniane zioła, wrzucając kilka liści do kubka i
zalewając je wrzątkiem.
Chwilę
później już siedział przy stole, próbując jakoś wcisnąć w siebie kanapkę z
pomidorem, którą przygotował sobie na szybko. Jak wcześniej wydawało mu się, że
jest głodny, tak teraz, już po pierwszym kęsie poczuł, że jego żołądek
ewidentnie buntuje się przed strawieniem czegokolwiek. Mimo tego powoli
przeżuwał każdy kawałek chleba, nie chcąc prowokować pani Oshihary tym, że
zostawiłby całą kanapkę „na zmarnowanie”. Gorący napój wypił natomiast dosyć
szybko i musiał przyznać, że naprawdę mu smakował.
Umył po
sobie naczynia, podziękował cicho i wrócił do swojego pokoju, nieco bardziej
żwawym krokiem niż go opuścił. Mimo wszystko, kiedy pomyślał, że będzie musiał
iść do kawiarni na drugą zmianę, na jego twarzy pojawił się wyraźny grymas. Nie
miał ochoty wychodzić dzisiaj gdziekolwiek, a co dopiero tam, gdzie mógłby
spotkać… JEGO. Nie miał zamiaru po raz kolejny wysłuchiwać jakichkolwiek
bezsensownych tłumaczeń i zapewnień, które byłyby tak samo zakłamane, jak każde
poprzednie słowo, które od niego usłyszał. Postanowił zadzwonić do swojej
szefowej i poprosić ją o przynajmniej jeden dzień wolnego. Był skłonny błagać
ją, gdyby nie chciała się zgodzić za pierwszym razem. Ponownie wyszedł więc ze
swojego pokoju i podszedł do telefonu, wybierając odpowiedni numer. Jak to miała
w zwyczaju, pani Takahashi odebrała praktycznie od razu. Na szczęście nie
musiał jej zbyt długo prosić. Wystarczyło, kiedy powiedział, że zapewne
pozarażałby jakimś choróbskiem wszystkich klientów (pominął to, że
prawdopodobnie byłyby to dwie lub maksymalnie cztery osoby), a ona od razu
przyznała mu rację i kazała podleczyć się do następnego dnia. Pod koniec
poprosił ją również, żeby powiedziała, że osoba o jego nazwisku już tam nie
pracuje, gdyby ktokolwiek o niego pytał. Zdziwiła się, bezproblemowo wyłapał to
z jej tonu, jednak na szczęście przytaknęła, bez niewygodnych pytań. Yutaka
odetchnął i wziął sobie do serca jej zalecenie z impetem rzucając się na
materac, który aż zatrzeszczał po jego ciężarem, który swoją drogą i tak nie
był imponujący. Wtedy coś nieprzyjemnie i dosyć mocno dźgnęło go w kark. Syknął
cicho i wymacał jakiś twardy niezidentyfikowany obiekt pod poduszką. Gdy tylko
się zorientował co to było, aż dreszcze przebiegły wzdłuż jego kręgosłupa.
Trzymał bowiem w dłoniach pierwszą książkę Satoshiego Yasashiro. Tę, którą
wypożyczył jakiś czas temu w bibliotece i tę, o której to po raz pierwszy
rozmawiał z Yu… To znaczy z jej autorem. Nie wiedział jak określać
czarnowłosego w swoich myślach, bo tak naprawdę nie wiedział jak ten faktycznie
ma na imię. Dlatego postanowił nie myśleć o nim wcale. Postanowił też, że jutro
przed pracą pójdzie do biblioteki i zwróci książkę. Chciał się jej pozbyć jak
najszybciej, a poza tym i tak już ją przeczytał.
Odrzucił gruby tom niedbale na
podłogę, co było dla niego nowością, ponieważ nigdy wcześniej nie traktował w
ten sposób żadnej książki. Ułożył się wygodniej, przytulił policzek do poduszki
i opuścił powieki. Wtedy, pomimo tego, co chwilę wcześniej sobie obiecał, przed
oczami stanęła mu sytuacja z wczoraj. Starał się przeanalizować ją na zimno, a
kiedy w miarę mu się to udało, doszedł do wniosku, że zachował się zbyt
emocjonalnie, przez co czarnowłosy prawdopodobnie ma go teraz za idiotę.
Próbował się jednak jakoś usprawiedliwić. W końcu od tak dawna nikt nie garnął
się do kontaktu z nim. A wtedy tak nagle pojawił się jakiś obcy mężczyzna,
który mimo wszystko potrafił wyciągnąć do niego dłoń. Tak bardzo tego
potrzebował… Czasami żałował, że jednak wyjechał ze swojego rodzinnego miasta. Zostawił
tam jedynego kolegę (nie był pewien czy ten chciałby być nazywany jego
przyjacielem), z którym całkiem dobrze się dogadywał. Byli właściwie swoimi
zupełnymi przeciwieństwami, ale możliwe, że paradoksalnie właśnie dzięki temu
umieli znaleźć wspólny język. Po prostu dopełniali się. Yutaka uśmiechnął się
pod nosem, przywołując w pamięci obraz rudej roztrzepanej czupryny chłopaka,
który wisiał na jego ramieniu i wykrzykiwał mu do ucha jakieś kosmiczne
życzenia urodzinowe typu: „Żebyś w przyszłości kupił sobie stadninę konną!
Przyjeżdżałbym do Ciebie i jeździlibyśmy razem na białych rumakach… Bylibyśmy
jak książęta! O! Albo nie! Ja byłbym księciem, a Ty moją królewną! Jesteś
strasznie babski z tymi swoimi dołeczkami… Ale są urocze!” Jednak uśmiech
bardzo szybko zniknął z jego ust. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej i
westchnął głośno. Znów zrobiło mu się tak cholernie przykro. Tęsknił za tym
uczuciem, że kiedy tylko ma ochotę, ma do kogo pójść żeby się pośmiać, zabawić
lub po prostu posiedzieć razem i pogapić się tępo w ścianę. Czuł się samotny.
To dlatego tak szybko zaufał czarnowłosemu. To dlatego już od początku zaczął
sobie zbyt dużo wyobrażać. To dlatego wczoraj odstawił taką scenę. To dlatego
ten człowiek tak bardzo go zauroczył. To dlatego teraz tak bardzo boli go serce…
Miał ochotę się rozpłakać, jednak postanowił chociaż w tej kwestii być silnym.
Zacisnął mocno powieki i wstrzymał na moment oddech walcząc z rozpaczą, która
próbowała wydostać się na zewnątrz. W rezultacie, po jego policzku spłynęła
tylko jedna łza. Jedna łza, która była tak samo samotna i smutna jak on sam.
*
Kolejnego dnia obudził się już o
normalniejszej godzinie i czuł się nieco lepiej. Bez zbędnego wylegiwania się
wstał i ruszył żwawym krokiem do łazienki, której nie odwiedził wczoraj ani
raz. Pamiętał doskonale o swoim postanowieniu i zamierzał dotrzymać danego
sobie samemu słowa. Wziął szybki prysznic, wysuszył włosy, założył na siebie
świeże ubrania i wrócił do pokoju, w którym na szybko połknął wszystkie leki i
zebrał do torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy razem z felerną książką, która
walała się gdzieś na środku pokoju.
Gdy przechodził przez korytarz,
pani Oshihara wręczyła mu kilka banknotów razem z jakąś listą i poprosiła go o
zrobienie dla niej zakupów, kiedy będzie wracał z pracy. Naprawdę coraz
bardziej dziwiło go jej zachowanie. Zastanawiał się nawet czy może ktoś jej
przypadkiem nie podmienił, ale ostatecznie skarcił się za takie głupie myśli i
uprzejmie zgodził się skoczyć do sklepu w drodze powrotnej. Założył na siebie płaszcz
i żegnając się, wyszedł.
Dotarł na stację i wsiadł do
metra, a jego dosyć puste wnętrze było kolejnym miłym zaskoczeniem na początek
dnia. Zajął jedno z wolnych miejsc i patrząc na swoje kolana wsłuchał się w
melodię płynącą z głośników zamontowanych na suficie.
Wysiadł na tym samym przystanku,
na którym wysiada, kiedy idzie do pracy. Przypomniał sobie wtedy, że niestety
będzie musiał stawić się dzisiaj w kawiarni, a nie myślał o tym nawet wtedy,
gdy wspomniała o tym pani Oshihara. Liczył po cichu, że czarnowłosy szukał go
tam wczoraj, usłyszał od pani Takahashi smutne wieści o jego rzekomym
zwolnieniu i dał sobie spokój. Nie miał zamiaru go obsługiwać, uśmiechając się
sztucznie, bo gdyby jego szefowa zauważyła, że zachowuje się niestosownie w
stosunku do klientów to niewątpliwie jednak straciłby pracę.
Ruszył powoli w stronę
biblioteki, czyli jednocześnie również w stronę kawiarni, którą musiał minąć
żeby dostać się do swojego celu. Szedł tak, rozglądając się dookoła, aż jego
wzrok przyciągnęła wystawa jednego ze sklepów muzycznych, na której stała piękna,
biała gitara z pozłacanymi elementami. Aż przystanął i otworzył buzię z
zachwytu. Już w tamtym momencie postanowił sobie, że jeszcze nie wie w jaki
sposób, ale kiedyś na pewno kupi sobie taką gitarę i nauczy się na niej grać.
Był zawziętą osobą, więc jego marzenie było całkiem realne do spełnienia.
Przeszkodą były tylko portfelowe pustki i liczba zer widniejąca na cenie
przywieszonej na gryfie instrumentu. Ze smutkiem oderwał wzrok od białej
piękności i ruszył dalej już nie rozglądając się tak, jak wcześniej. Wolał
skupić wzrok na płytkach chodnikowych i kupkach śniegu, żeby już nic więcej go
nie kusiło.
Wtedy dotarł do uliczki, na
której znajdowała się kawiarnia. Skręcił w nią, ponieważ tędy było nieco bliżej
do biblioteki. Kilkanaście metrów przed nim już majaczyły charakterystyczne
znajome drzwi, które nagle otworzyły się zamaszyście, a ktoś wypadł na zewnątrz
i zatrzasnął je za sobą, ewidentnie zdenerwowany. Yutakę aż wmurowało. Nawet z
takiej odległości doskonale rozpoznał ten czarny płaszcz… Nie wierzył, że jego
tak dobrze zapowiadający się dzień runął w jednej sekundzie. Postanowił jednak
jak najszybciej skorzystać z tego, że mężczyzna jeszcze nie zdążył go zauważyć.
Wykonał zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i opuszczając nisko głowę, ruszył
ponownie w kierunku głównej ulicy, starając się nie iść zbyt szybko, ponieważ
byłoby to nieco podejrzane. Niestety jego dzień musiał zepsuć się jeszcze
bardziej.
- Yutaka?... – usłyszał niepewne
pytanie i skrzypienie śniegu za swoimi plecami. – Yu… Yutaka! Poczekaj! –
krzyknął czarnowłosy i biegiem rzucił się w kierunku chłopaka. Ten również
chciał zerwać się do sprintu, ale niestety nie zdążył, ponieważ w tej samej
chwili poczuł dłoń zaciskającą się na rękawie jego płaszcza. Spojrzał gniewnie
w oczy mężczyzny.
- Czego ode mnie chcesz? Wydawało mi się, że
przed wczoraj wyraźnie dałem Ci do zrozumienia, że nie chcę mieć z Tobą nic
wspólnego – warknął rozeźlony, próbując wyszarpnąć się z uścisku czarnowłosego.
- Błagam Cię, Yutaka! Po prostu
pozwól mi to wszystko wyjaśnić! Tylko tyle… Jeśli po tym nadal nie będziesz
chciał mnie znać to dam Ci spokój, obiecuję. Proszę tylko o chwilę rozmowy… -
spojrzał na niego tak smutnym wzrokiem, że przez moment Yutaka miał ochotę go przytulić
lecz szybko wybił sobie z głowy ten pomysł. Po raz kolejny szarpnął ramieniem,
jednak widząc rozpaczliwą postawę czarnowłosego, który teraz trzymał go już
obiema rękami, powoli zaczął się przełamywać.
- Ja… Ja nie wiem… - zaczął
niepewnie. – Skąd mogę mieć pewność, że to, co mi teraz powiesz nie będzie
tylko kolejnym kłamstwem? – rzucił wojowniczo ostatnim argumentem jaki
przyszedł mu do głowy. Jednak mężczyzna i na to miał odpowiedź.
- Mam dowody na to, że nie kłamię
i że wcześniej też nie kłamałem – powiedział pewnie, mimo to nadal utrzymując
ten sam żałosny wyraz twarzy zbitego psa. – Chodźmy gdzieś usiąść – i nie
czekając na odpowiedź zsunął swoją dłoń na nadgarstek Yutaki, za który
pociągnął go w stronę głównej ulicy. Chłopak wyklinał na siebie w myślach, że
ani trochę nie przeszkadzał mu ten gest.
- Tamta kobieta powiedziała mi,
że już nie pracujesz w tej kawiarni… - zaczął niepewnie czarnowłosy. – Czy… Czy
to przeze mnie się zwolniłeś? Nie chcę żebyś został bez pracy…
Yutaka obruszył się na to, jego
zdaniem, nieco narcystyczne stwierdzenie, choć w jakiejś tam części miał rację…
Postanowił jednak powiedzieć prawdę. Chciał mu pokazać, że przynajmniej on z
nich dwóch potrafi mówić prawdę.
- Nie zwolniłem się, nadal tam
pracuję. Po prostu poprosiłem ją, żeby sprzedała taką bajeczkę każdemu, kto
wczoraj lub dzisiaj o mnie zapyta – wzruszył ramionami, jednak coś go w całej
tej sytuacji zainteresowało. – Byłeś strasznie zdenerwowany kiedy Cię
zobaczyłem…
- No byłem, byłem. Twoja szefowa
chwilę wcześniej sprzedała mi właśnie tę bajeczkę, o której powiedziałeś -
skrzywił się nieznacznie. – Bałem się, że już Cię nie znajdę… Byłem też w
bibliotece, ale tam powiedzieli mi, że nie odwiedzałeś ich od dłuższego czasu.
Dlatego postanowiłem później sprawdzić kawiarnię. Moim ostatnim pomysłem było
łażenie bez celu po ulicach z nadzieją, że gdzieś się na Ciebie natknę… -
zaśmiał się żałośnie.
Yutaka nie skomentował jego słów.
Skinął tylko lekko głową na znak, że przyjął to do wiadomości. Zauważając to,
czarnowłosy postanowił kontynuować.
- Więc… Tak jak mówiłem wcześniej
– nie okłamałem Cię. Po prostu… Jakby to ująć… Nie powiedziałem Ci o sobie
wszystkiego – zaczął niepewnie, a widząc, że Yutaka prychnął i już miał zamiar
przerwać mu zapewne jakąś kąśliwą uwagą, natychmiast kontynuował. – Nie skłamałem
ze swoim imieniem. Naprawdę nazywam się Shiroyama Yuu – podsunął mu pod nos
swój paszport, który chwilę wcześniej wyjął z kieszeni. Yutaka niepewnie ujął
go w dłonie i zerknął na pierwszą stronę. Rzeczywiście – widniało tam zdjęcie
czarnowłosego ze wszystkimi jego danymi. Z ciekawości spojrzał również na datę
urodzenia ze zdziwieniem stwierdzając, że Shiroyama jest od niego starszy
jedynie dwa lata!
- W takim razie o co chodzi z tym
całym Yasashiro? – oddał mu jego własność i spojrzał na niego już bez aż tak
wyraźnej niechęci wymalowanej na twarzy.
- To taki mój… No, można
powiedzieć, że pseudonim artystyczny. Nie chciałem podpisywać się pod książkami
swoim własnym imieniem bo po prostu go nie lubię. Jednak kiedy stałem się
rozpoznawalny pojawiła się też druga zaleta. Pseudonim pozwala mi w pewnym
sensie zachować jakieś tam resztki prywatności… - zaśmiał się głupkowato,
wzruszając ramionami.
- Zachować resztki prywatności? –
prychnął Yutaka. – Przecież i tak wszyscy doskonale wiedzą jak wyglądasz, więc
przez pseudonim raczej zbyt wiele nie ukryjesz.
- No niby tak... Jednak kiedy przedstawiam
się swoim prawdziwym nazwiskiem to nikt go z niczym nie kojarzy. Od taki sobie
kolejny zwykły zjadacz chleba. A nazwisko Yasashiro jest powszechnie znane z
mediów i kojarzone w sekundzie z popularnym autorem. A najwyraźniej jednak nie
każdy wie jak wyglądam, więc… Często udaje mi się przemknąć nierozpoznanym –
uśmiechnął się dumny, jakby taka anonimowość była jakimś wielkim wyczynem,
jednak jego uśmiech dość szybko zblakł. – Nie powiedziałem Ci o tym, czym się
konkretnie zajmuję bo nie chciałem żebyś patrzył na mnie przez pryzmat sławy.
Tylko żebyś popatrzył na mnie jak na zwykłego chłopaka i żebyś polubił mnie za
to, JAKI jestem, a nie za to KIM jestem.
- I tak kiedy pierwszy raz Cię
zobaczyłem to wziąłem Cię za jakiegoś biznesmana… - burknął pod nosem Yutaka,
czym wywołał szczery śmiech u Shiroyamy, który w przypływie emocji objął go
przyjacielsko ramieniem. Szatyn wzdrygnął się na ten gest, jednak nie zrzucił z
siebie jego ramienia, a wręcz uśmiechnął się do siebie pod nosem. – Powiedzmy,
że Ci wierzę. ALE! Jeśli to wszystko znów okaże się kłamstwem to… - nie
dokończył, ponieważ Yuu mu na to nie pozwolił, wtrącając się.
- Nie okaże się! Słowo honoru. A
jeśli tak to… To będziesz mógł powiedzieć wszystkim jak naprawdę się nazywam.
Albo zgolić mnie na łyso – Yutaka spojrzał na niego jak na idiotę, a widząc
jego wyraz twarzy, wybuchnął śmiechem, co ewidentnie wprowadziło Yuu w jeszcze
lepszy nastrój, o ile to w ogóle było możliwe.
- Mam nadzieję, że obejdzie się
bez tego – nadal chichocząc zerknął na zegarek, który przypomniał mu, że
niestety nie zdąży już pójść do biblioteki, ponieważ jego zmiana zaczyna się za
dziesięć minut. – Przepraszam, ale muszę już iść… Moja szefowa zadźga mnie
czymś tępym jeśli po raz kolejny się spóźnię.
- O? Szkoda… Ale dam Ci swój
numer telefonu! Będziemy w kontakcie, jakby coś. Bo skoro już mi wybaczyłeś to
teraz nie uwolnisz się ode mnie tak szybko. No i musisz mi wynagrodzić tego
siniaka na udzie… Nie spodziewałem się, że przywalisz mi moją własną książką! –
uderzył go przyjacielsko w ramię, a zaraz po tym wcisnął mu w dłonie swoją
wizytówkę z rządkiem cyfr. Yutaka skinął głową z uśmiechem i podniósł się z
ławki, ruszając powoli w stronę, z której chwilę wcześniej przyciągnął go tutaj
Yuu.
- Oi, poczekaj moment! – krzyknął
za nim czarnowłosy. – A Ty podasz mi swój numer? – siedział nadal w tym samym
miejscu, trzymając telefon w dłoni.
- Jas… - zaczął Yutaka, jednak
uświadomił sobie, że… Przecież on nie ma komórki. Nie chciał mu tego mówić, w
końcu bądź co bądź, nie byli jeszcze aż tak zaznajomieni, a po ostatnim
incydencie, pomimo tego, że okazał się być tylko stekiem niedomówień, jego
zauroczenie do czarnowłosego znacznie opadło. – Ja… Ja zadzwonię do Ciebie
później, nie znam mojego numeru na pamięć – wykręcił się, wymyślając na szybko
jakąś wymówkę. I jego postanowienie o stuprocentowej prawdomówności właśnie
trafił szlag. – Do usłyszenia, Yuu! – pomachał mu dłonią i szybko odbiegł w
stronę kawiarni.
- Do zobaczenia, Yutaka-kun –
odpowiedział Shiroyama, nie będąc do końca pewnym, czy odbiegający chłopak w
ogóle go usłyszał. – Moje imię, którego tak bardzo nienawidzę… W Twoich ustach
staje się piękne, niczym miłosne wyznanie żywcem wyrwane z poezji – mruknął sam
do siebie i odszedł w przeciwnym kierunku, wpychając dłonie do kieszeni. Pomimo
mrozu, miał wrażenie, że jego policzki płoną żywym ogniem.
Jupi ∩( ・ω・)∩ Pogodzili się ლ(╹◡╹ლ) a Yuu dał mu numer telefonu *już wyobraża sobie zboczone rzeczy*. Wspomniałaś też o Uru, to było urocze (o⌒.⌒o) Rozdziali bardzo mi się podobał i niecierpliwie czekam na kolejny. Pozdrowienie i wenki.
OdpowiedzUsuń...Uwielbiam w Tobie to, że jesteś taka zboczona i, że odzwierciedlasz to w swoich opowiadaniach. x"D Kiedy czuję niedobór yaoi to od razu wiem gdzie się udać! ;u;
UsuńJeju, przemogłam się i
OdpowiedzUsuńkomentuję... Nie ważne. Aww, pogodzili się *yay*! I ta końcówka <3
Więc Yuu się zakochał *nie przyjmuje nic innego do do
świadomości*
W Yutace się zakochał.*
UsuńCieszę się, że Ci się podobało i że postanowiłaś zostawić po sobie jakiś ślad. To dużo dla nie znaczy i mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwać w kolejnych częściach. ;-)
UsuńNareszcie coś o Uruszce *^* przyjedzie i zgwałci Kaia *q* bo mi tego mało xD
OdpowiedzUsuń*mówi ta, co w prawie każdym opowiadaniu wystawia Kaia na pokuszenie tych zuych*
Dosyć o mnie :D
Rozdział, oczywiście, bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że Kai wybaczy Aoiemu *-* ale też mam nadzieję, że dołączy Ururu *-* czyżby szykowała się walka o Kaia? Na to właśnie liczę xD romans, walka o uczucia jeden osoby są dla mnie fajne tylko w yaoi. Bo to takie nietypowe.
Dobra, kończę to biadolenie, wysyłam wenę ^^
OMFG! Dawno mnie tutaj nie było! D: Aleee... Nadrobiłam!
OdpowiedzUsuńZnajdujemy się w takim momencie, kiedy Ciotka się gubi. Tu jeden, tu drugi, a trzeci nic nie robi. Aoś, Uruś i Kaiuś... Chciałabym chyba, żeby Kai był z Aoim. Z drugiej strony... Uruś i Kai brzmi zachęcająco...
DLATEGO CZEKAM NA TRÓJKĄCIK HIHIHI
A tak bardziej na poważnie... Nie, nie da się bardziej na poważnie xD Głowa mnie boli, sok mi się skończył, a ja mam dziwny popęd na Aoi x Kai i tego żądam!
(pewnie na złość mi zrobisz ♥) Ale żądam stanowczo AoixKai! Nie wiem czemu... Na początku Aoś był taki milutki i w ogóle, więc ich zaczęłam shippować. Tak ma być, koniec, kropka!
Komentarz krótki i bezsensu albowiem brak mi witamin z soku!
Ale poprawię się, obiecuję ; ;
Lofki ♥