poniedziałek, 23 czerwca 2014

"Jesteś moją ulubioną książką... Książką, która paroma słowami rozpaliła ogień w mym sercu", część VII



I w końcu, po dłuuugim czasie i wielu problemach udało mi się stworzyć kolejny rozdział! Myślę, że wyszedł mi całkiem przyzwoicie, jestem z niego w miarę zadowolona. Powoli zbliżamy się już do końca…
Tak więc po długiej przerwie zapraszam na ciąg dalszy!
Enjoy!

*

- W Twoim mieszkaniu? – powtórzył za czarnowłosym. – Jak to? Co ja robię w Twoim mieszkaniu?!

Yutaka zaczął się niepokoić. Jednak… Kto by tego nie zrobił? Obudził się z kacem, w zupełnie obcym sobie miejscu. Zerknął jeszcze kontrolnie pod kołdrę, ale z ulgą stwierdził, że ma na sobie pełne ubranie, oprócz płaszcza i butów, które były… Właściwie sam nie wiedział gdzie. Cieszył się tylko, że to Yuu go znalazł pijanego tudzież nieprzytomnego i pomimo raczej skromnej znajomości, postanowił mu pomóc. Inaczej prawdopodobnie obudziłby się na jakiejś ławce w parku, oskubany przez miejscowych złodziejaszków ze wszystkiego co przy sobie miał.
Ponownie przeniósł wzrok na Yuu, który wyglądał na zaniepokojonego. Pewnie spodziewał się przyjemniejszej reakcji… Jednak to wszystko, na co Yutakę było stać w obecnym stanie. Czuł się skołowany.

- Hej, spokojnie… - czarnowłosy odezwał się niepewnie i od razu popędził z wyjaśnieniami. Zdawał sobie sprawę, że w tym momencie to jedyna rzecz, jakiej oczekuje od niego Tanabe. – Byłem wczoraj na spotkaniu z… Eee… Ze znajomymi z branży, że tak to ujmę. Byliśmy w tym samym pubie. Wcześniej kompletnie Cię nie zauważyłem. Popatrzyłem w stronę baru dopiero wtedy, gdy usłyszałem stamtąd jakieś krzyki. Nigdy bym nie podejrzewał, że to możesz być Ty, Yutaka! Ledwo siedziałeś na krześle… Od razu wstałem i ruszyłem w Twoim kierunku, ale zanim zdążyłem podejść, Ty spadłeś na podłogę jak szmaciana lalka… Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś! – podniósł nieco głos, co spowodowało, że Yutaka aż cofnął się odruchowo na łóżku.

Dopiero po chwili zastanowienia uznał, że właściwie dzięki Yuu jest teraz bezpieczny. Zajął się nim, kiedy był w potrzebie i kiedy nikt inny kompletnie nie zawracałby sobie nim głowy. Poczuł gwałtownie narastającą sympatię i coś na kształt swego rodzaju szacunku do czarnowłosego chłopaka siedzącego przed nim z tą zmartwioną miną. Uśmiechnął się szeroko, pomimo sytuacji w jakiej obecnie się znajdował i pod wpływem impulsu oplótł szyję bruneta swoimi ramionami.

- Dziękuję Ci – powiedział cicho. – Dziękuję za pomoc i przepraszam, że miałeś przeze mnie kłopot.

Yuu na początku wzdrygnął się zaskoczony. Przez moment miał wrażenie, że Yutaka chce go udusić za to, że w ogóle śmiał zabierać go do jakiegoś obcego mieszkania bez pozwolenia, ale szybko zorientował się, że w owym geście nie ma ani krzty złych emocji.  Momentalnie zrobiło mu się cieplej. Nieco niepewnie również przytulił drobne ciało chłopaka do siebie.

- Nie musisz mi dziękować – wyszeptał. Zupełnie nie był w stanie wydobyć z siebie jakiegoś głośniejszego dźwięku. – Nie mogłem przecież Cię tam zostawić.

Trwali w uścisku dłuższą chwilę, a każdy z nich na swój własny sposób przeżywał tę nieoczekiwaną bliskość.
Dla Yutaki było to zwyczajne podziękowanie, pokazanie wdzięczności. Jednak… Gdzieś tam w głębi siebie czuł, że było mu tego bardzo trzeba. Już nie pamiętał kiedy ostatni raz ktoś go przytulał. I to w dodatku w tak… Tak czuły i delikatny sposób. Osoba Shiroyamy go przepełniała. Czuł go wszędzie, całym swoim ciałem i chłonął, aby zapamiętać to uczucie i zapach na jak najdłuższy czas, nie myśląc jeszcze o konsekwencjach.
Natomiast w Yuu szalała czysta burza. Burza uczuć. Było mu gorąco, jego serce przyspieszyło maksymalnie, a on sam kompletnie nie mógł zebrać myśli i określić co właściwie teraz czuje. Gdy próbował się nad tym zastanowić, w jego głowie pojawiało się tylko jedno słowo: chaos. Dlatego też postanowił skupić się na trwającej chwili. Wtulił twarz w przyjemnie miękkie włosy chłopaka i zaciągnął się jego zapachem. Nie potrafił go określić, nigdy nie czuł czegoś podobnego. Czule pogładził swoimi lekko drżącymi dłońmi szczupłe plecy szatyna, wyczuwając pod palcami zarys żeber oraz kręgosłupa. Taki zgrabny…
Yutakę zaalarmowało takie zachowanie Shiroyamy. Nie czuł się z tym najlepiej, dlatego od razu, jednak niezbyt gwałtownie puścił go, wyswabadzając się z objęć starszego chłopaka. Nie chciał żeby ten pomyślał sobie zbyt wiele. To prawda, że mężczyzna na początku najzwyczajniej w świecie pociągał go samą swoją obecnością w tym samym pomieszczeniu, jednak teraz… Czuł się zbyt niepewnie. Jakby nie patrzeć był teraz zdany na jego łaskę i wolał zachować ostrożność. Bał się, że zostanie wykorzystany.
                Czarnowłosy odchrząknął cicho. Chyba zbyt mocno się zatracił i chwilowo stracił kontakt z otaczającą ich oboje rzeczywistością. Postanowił jakoś ukryć swoje rozkojarzenie.

- A dlaczego właściwie aż tak się upiłeś? – zapytał z przesadną ciekawością w głosie. – Nie wyglądasz na miłośnika alkoholi.

Yutaka czuł, że prędzej czy później to pytanie się pojawi. Nawet on nie był na tyle głupi żeby łudzić się, że Shiroyama, o nic nie pytając, wesoło ugości go w swoich skromnych progach, następnie z uśmiechem żegnając białą chusteczką. Był najzwyczajniej ciekaw. Mimo tego zrozumienia… Tanabe wcale nie chciał nikomu opowiadać o swojej sytuacji. Wstydził się jej. A ów wstyd potęgował jeszcze wygląd sypialni właściciela mieszkania. Była nowoczesna, przestronna… Dzięki temu wyobrażał sobie, że prawdopodobnie wszystkie inne pomieszczenia wyglądają tak samo. Nie miał dobrych doświadczeń z ludźmi z Tokio, dlatego od razu pomyślał, że dlaczego taki Yuu miałby chcieć zadawać się z kimś… Kto właściwie nie miał niczego i w zawrotnym tempie spadał w kierunku społecznego marginesu? Zgeneralizował go. Jeszcze nie wiedział jak bardzo się mylił.
Chcąc nie chcąc wziął głębszy oddech i… Stawiając wszystko na jedną kartę, opowiedział wszystko. O tym, jak nie dogadywał się z rodzicami. O tym, jak podjął w końcu decyzję o wyjeździe. O tym, jak trudno było mu się pożegnać z jedynym przyjacielem. O tym, jak bardzo się cieszył i jak szybko jego marzenia legły w gruzach. Opowiedział również pokrótce jak wyglądała jego praca i mieszkanie z panią Oshiharą. Aż do końcu dotarł do sedna i do wydarzeń z ostatniego dnia.

- Chciałem po prostu zapomnieć… - westchnął głośno, odwracając głowę w bok. Dopiero teraz uderzył w niego wstyd spowodowany tym, że aż tak się otworzył. – Chciałem zapomnieć o tym kim jestem, chciałem zapomnieć o wstydzie, o problemach, o… O tęsknocie… - dodał już ciszej. Jednocześnie postanowił, że już niczego więcej mu nie zdradzi.

Yuu słuchał jak zaczarowany. W czasie całej historii jedynymi ruchami jakie wykonywał były pojedyncze mrugnięcia. Przeżywał historię chłopaka razem z nim. Zatonął w niej i w jego uczuciach. Pozwolił aby go ogarnęły z każdej strony. Wydawało mu się nawet, że… Że poczuł to samo. Poczuł to samo, co czuje Yutaka. Poczuł to samo, co obezwładniało go trzy lata temu…
Przełknął głośno ślinę. Nie chciał dać niczego po sobie poznać, jednak wiedział, że to co usłyszał nie zostanie przez niego zapomniane. Wręcz przeciwnie. Pozwoli się temu rozwinąć, aby mogło się z tego zrodzić coś nowego.

- Bardzo mi przykro, Yutaka… - powiedział cicho, do chłopaka, który był kompletnie nieświadomy tego, co działo się w jego towarzyszu. Położył dłoń na jego ramieniu i pogładził go lekko. – I nie masz gdzie pójść?

- Nie – przyznał ze wstydem szatyn.

- Jeśli tylko chcesz to możesz… Możesz na razie zamieszkać u mnie. Póki nie znajdziesz sobie jakiejś pracy – zaproponował od razu. Nie mógł tego chłopaka tak łatwo wypuścić.

Yutaka zaniemówił. Nie spodziewał się tak… Odważnej propozycji ze strony mężczyzny. Teoretycznie przecież mógł chcieć go okraść i zwiać jak najdalej. Jednak nie miał się nad czym zastanawiać. Nie miał teraz gdzie mieszkać ani za co żyć, a do Yuu zapałał iskierką zaufania. Skinął nieśmiało głową.

- Bardzo Ci dziękuję – powiedział, kłaniając się nisko przed Shiroyamą. – Nawet nie
zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo mi pomagasz – dodał nieco ciszej.

                „Zdaję sobie, nawet nie wiesz jak dobrze…” powiedział sam do siebie Yuu w myślach. Był nieco przygnębiony, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Nie chciał być o nic wypytywany.

                - Jeśli chcesz to pokażę Ci Twój nowy pokój – zaproponował, podnosząc się do pionu.

                - Mój pokój? – zdziwił się szatyn. Był całkowicie przekonany, że dostanie futon lub miejsce za kanapie w salonie, a tutaj… Własny pokój, tylko dla niego?...

                - Tak – odpowiedział Yuu zupełnie normalnym tonem. Dla niego było oczywiste, że skoro chłopak ma z nim mieszkać na nie wiadomo jak długo (choć on mimo wszystko liczył na jak najdłuższy okres czasu) to musi mieć swój własny kąt. – To był do tej pory pokój gościnny, ale od teraz będzie Twój – podszedł do drzwi, czekając aż Yutaka postanowi pójść za nim.

                Nie wahał się zbyt długo. Zapomniał o suchości w gardle, a także o paraliżującym bólu głowy i najszybciej jak mógł, wyplątał się z pościeli, na moment tracąc równowagę, jednak na swojej drodze napotkał drewnianą szafkę, które pomogła mu ową równowagę odzyskać. Zamrugał kilkakrotnie i posłusznie wyszedł z pokoju tuż za czarnowłosym.
                Znaleźli się na niedługim korytarzu. Na jednym jego końcu Yutaka dostrzegł spore okno, a na drugim znajdowały się schody w dół. Zauważył również, że mieszkanie Shiroyamy jest wyjątkowo kolorowe. Jego sypialnia była fioletowa, a ściany na korytarzu były w kolorze ciepłej pomarańczy. Panowała tutaj dzięki temu naprawdę ciepła atmosfera.
                Yuu przystanął pośrodku korytarza i począł wskazywać kolejno na drzwi.

                - Za tamtymi drzwiami, jak już wiesz, jest moja sypialnia. Tutaj – wskazał na drzwi znajdujące się po jego lewej stronie – jest sypialnia mojego znajomego. Poznaliśmy się kiedyś przypadkowo w księgarni. Teraz jest na uczelni, poznam Was ze sobą jak tylko wróci. Jest naprawdę sympatyczny, na pewno się polubicie – zapewnił, widząc nieco zestresowaną minę Yutaki. No cóż, chłopak zupełnie nie spodziewał się, że jeszcze ktoś może tutaj mieszkać. A jeśli już to prędzej spodziewałby się jakiejś kobiety. Od mężczyzn z wiadomych powodów wolał trzymać się z daleka.  – Tutaj jest łazienka – wskazał na kolejną parę drzwi. – Później zrobię Ci trochę miejsca w szafce, będziesz mógł tam poustawiać swoje kosmetyki – Tanabe miał ochotę powiedzieć, żeby nie zaprzątał sobie tym głowy bo i tak nie ma zbyt wielu rzeczy, ale postanowił, że nie będzie mu przerywał. – Natomiast tutaj – zbliżył się do drzwi, znajdujących się najbliżej okna – Tutaj będzie Twój pokój. Proszę, obejrzyj sobie – otworzył drzwi i z uśmiechem zaprosił go do środka gestem dłoni.

                Yutaka, nie mogąc powstrzymać swojej wrodzonej ciekawości, która w tym momencie zwyciężyła nad wstydliwością i uprzejmością, praktycznie podbiegł do Yuu i przemknął pod jego ramieniem, wpadając gwałtownie do środka.
                Znalazł się w pokoju bardzo podobnym do sypialni Shiroyamy. Po środku pomieszczenia stało olbrzymie łóżko z kolumienkami, wykonane z ciemnego drewna. Okalał je… Baldachim zrobiony z cieniutkiej przezroczystej narzutki, która dopiero po głębszym przyjrzeniu się pozwalała dostrzec swój zielonkawy kolor. Ściany również były zielone, a szafa i biurko wykonane były z takiego samego rodzaju drewna jak łóżko. W rogu pomieszczenia znajdowało się naprawdę duże okno z szerokim parapetem, na którym poukładane były poduszki.
                Yutaka nie potrafił powstrzymać szerokiego, promiennego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.

                - Dziękuję Ci, Yuu… - szepnął wzruszony, po raz kolejny tego dnia. Odwrócił się w stronę właściciela mieszkania, który ewidentnie był z siebie bardzo dumny. Teraz mógł być pewien, że chłopak tak szybko od niego nie ucieknie. Martwił się tylko, że jego szalony współlokator może nieco chłopaczka wystraszyć. Jeśli nie lubiło się takich ludzi to… Cóż… Ewidentnie odrzucał swoim zachowaniem.

                - Daj spokój, Yuk-kun. To nic takiego, cieszę się, że mogę Ci pomóc… - podszedł do niego i przyjacielsko objął go ramieniem. Poczuł, że chłopak zadrżał. – Jakoś mi się odwdzięczysz. Spokojnie, coś wymyślimy… - powiedział tajemniczym głosem i mrugnął do Yutaki.

                Szatyn poczuł się niepewnie. Nie spodziewał się takich… Gestów. I wcale nie był pewien czy chce odwdzięczyć się Shiroyamie w taki sposób, w jaki on sam by tego chciał.
                Zgrabnie wywinął się spod jego ramienia i wykonał kilka kroków w stronę drzwi, wciąż się uśmiechając i nie dając niczego po sobie poznać. Tę zdolność miał już całkiem nieźle wyćwiczoną…

                - Będę mógł dla Ciebie gotować – zaproponował. – Bardzo to lubię, moja mama uczyła mnie, gdy jeszcze byłem mały , a już dawno nie miałem okazji i właściwej ilości produktów, żeby przypomnieć sobie jak to działa… - zaśmiał się nerwowo. Miał nadzieję, że odwróci to jakoś uwagę Shiroyamy od… Od jego osoby.

                - W sumie… - Yuu chwilę się zastanowił. Jakby nie patrzeć to byłaby miła odmiana zjeść na obiad coś innego niż zamawiane na wynos fastfoody. A skoro chłopak sam chciał i w dodatku lubił to… To mógłby być kolejny sposób na wywołanie na jego twarzy uśmiechu! – Nie potrafię odmówić. A umiesz robić jakieś europejskie dania?

                Yutaka przytaknął. Umiał zrobić wiele rzeczy… Kiedyś. Nie był pewien czy nadal to wszystko pamięta.

                - W takim razie mam ochotę na spaghetti! – złapał chłopaka za dłoń i pociągnął go po schodach do kuchni. Nie zwrócił uwagi na to, że szatyn po raz kolejny zadrżał przez jego dotyk.

                Bardzo szybko znaleźli się w przestronnej kuchni, gdzie Yuu pokrótce pokazał Tanabe gdzie znajdują się wszystkie naczynia, sztućce i produkty. Chłopak podziękował, wyjął na blat wszystko, co było mu potrzebne i zajął się przygotowaniem posiłku. Jednocześnie próbował ignorować palące spojrzenie czarnowłosego, które czuł na swoim karku.
                Przez cały czas musiał odpowiadać na pytania. To znaczy może nie tyle musiał, co chciał. Nadal był niezmiernie wdzięczny Yuu za to, że jakby nie patrzeć postanowił przyjąć go do siebie nie żądając niczego w zamian oprócz… Obiadów. Chociaż tego tak właściwie również nie zażądał, w końcu Yutaka sam mu to zaproponował. Z powodu tej wdzięczności postawił sobie za punkt honoru, aby być miłym i uprzejmym w stosunku do starszego chłopaka. Był zależny od niego, co może nie do końca mu się podobało, jednak.. Jednak na razie nie miał innego wyboru.
                Rozmawiali właśnie o włosach Yutaki, co jego samego niezwykle krępowało; sos oraz makaron gotowały się w najlepsze, kiedy usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza, a następnie otwieranie drzwi i kroki w przedpokoju.

                - Wróciłem! – zawołał nieznajomy chłopak, a Yutaka znieruchomiał… Ten głos… Jego pamięć samowolnie podsunęła mu wizje wspomnień, a w jego głowie odbijało się jedynie słowo „Królewno…”

                - O. Yutaka, to właśnie jest mój współlokator, macie okazję się poznać – odezwał się Yuu, zupełnie nie będąc świadomym co właśnie dzieje się wewnątrz Tanabe.

                - Z kim Ty rozmawiasz, Aoi? Coraz bardziej się Ciebie boję, jesteś jakiś nawiedzony przez te książki. Nie jestem pewien czy chcę spać z Tobą pod jednym dachem, Psycholu – gadał jak najęty chłopak, najwyraźniej zdejmujący z siebie warstwy ubrań. W końcu wkroczył do kuchni, uśmiechając się zadziornie. Uśmiechając się dokładnie w taki sam sposób, w jaki zapamiętał go Yutaka… - No, to kogo sobie przygruchałeś? – zapytał wesoło, przenosząc wzrok z Shiroyamy na szatyna, który stał, kurczowo ściskając palce na blacie kuchennym. Uśmiech chłopaka zniknął błyskawicznie, a zastąpił go szok. – C-co…

                - Shima… - przerwał mu cichy szept Yutaki, który wprawił Shiroyamę w osłupienie. Brzmiał on bardziej jak pytanie niż jak stwierdzenie. Chłopak nadal nie mógł uwierzyć, że stoi przed nim jego przyjaciel, którego zostawił w rodzinnym mieście. Jego zwariowany Uru. Jego pierwsza miłość…

                - Kai… Kai, co Ty… - wydukał rudowłosy. On sam również był w głębokim szoku. Nie potrafił podnieść się długo po tym jak Yutaka wyjechał do Tokio. Tęsknił za nim za dnia, a nocą widział w snach jego śliczny uśmiech. Słyszał jego głos… A teraz, kiedy już stracił resztki nadziei, że kiedykolwiek jeszcze go zobaczy, on jakby nigdy nic pojawia się w jego mieszkaniu.

                - Shima, nie mogę uwierzyć… - wydukał Yutaka i zrobił krok w kierunku Uruhy. Ten jednak go uprzedził. Dopadł do niego w dwóch susach i zatrzasnął jego ciało w stalowym uścisku swoich ramion.

                - Kai-chan, tak za Tobą tęskniłem, Królewno… - wyszeptał do jego ucha łamiącym się głosem. Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a się rozpłacze. Chciał jednak być twardy. Tak samo jak twardy był trzy lata temu żegnając przyjaciela z wymuszonym uśmiechem.

                Yutaka z całej siły wczepił się w ciało wyższego chłopaka. Zacisnął palce na jego długich, rudych włosach, które nie zmieniły się ani trochę od momentu, kiedy dotykał ich po raz ostatni. Nawet ich zapach był taki sam, nigdy go nie zapomniał.

                - Ja za Tobą też tęskniłem, Uru-chan… - uśmiechnął się wzruszony, gdy Takashima odsunął się od niego na długość ramion. Zachłannie chłonął spojrzeniem całą jego twarz, każdy najmniejszy detal. Nie zmienił się ani trochę… - Nie spodziewałem się, że Ci… - nie mógł dokończyć, ponieważ uniemożliwiły mu to usta Takashimy, które złączyły się z jego własnymi w czułym pocałunku.

                W tym samym momencie Yuu otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, a w jego wnętrzu zapłonęło coś, czego jeszcze nie potrafił nazwać.

piątek, 6 czerwca 2014

Jak poskromić temperament... [oneshot]



W zeszłym tygodniu dotarliście do 1000 wyświetleń! A tą magiczną liczbę wychwyciła Margaret-chan, więc w nagrodę postanowiłam napisać dla niej shota ze specjalną dedykacją, a więc… Oto i on! Mam nadzieję, że Ci się spodoba!

Dodatkowo nie jest to byle jaki shot. Jest to moje wspólne dzieło, które przez trzy dni tworzyłyśmy razem z Arashi-sensei! Oi, dziękuję Ci za pomoc!
A więc… Teraz oficjalności:

Pairing: Reita (Kasumi) x Ruki (Arashi)
Ostrzeżenia: Długa scena erotyczna.

Razem z Arashi liczymy na Wasze opinie… Enjoy! ;-)

*

Nie lubił przebywać na siłowni w porze, kiedy panowało tam największe zagęszczenie bywalców. Choć na co dzień nie zwracał uwagi na opinie ludzi dotyczące jego osoby, irytowały go spojrzenia, jakimi bywał w takich chwilach darzony. Takanori był człowiekiem o drobnej budowie i swoją przygodę ze sportem dopiero zaczynał. Dlatego przychodził na siłownię w godzinach, gdy ilość znajdujących się w niej ćwiczących była bliska zeru. Tego tygodnia jednak nie mógł sobie w tenże sposób zorganizować z powodu zmiany godzin pracy i zmuszony był zawitać do miejsca ćwiczeń o porze największego ruch.
Ignorując wszelkie kpiące, tudzież rozbawione spojrzenia mężczyzn o rozrośniętej tkance mięśniowej, przemierzył pomieszczenie, kierując się do lżejszych hantli. W duchu uspokajał sam siebie i nakazywał robić to, co zawsze. Po dłuższej chwili usłyszał, że wszyscy powrócili już do swoich ćwiczeń, co sugerowało, że przestali zwracać na niego większą uwagę. Odetchnął, wyrównując oddech. Jeszcze kilkanaście powtórzeń i przejdzie na bieżnię.


Akira miał w swoim życiu tylko dwie pasje: sport i muzykę. Tak naprawdę nic innego nie było mu do szczęścia potrzebne. Wielu ludzi uważało go, za kogoś niegodnego uwagi, czy zawarcia bliższej znajomości, ponieważ powszechnie było wiadomo, że państwo Suzuki byli bardzo bogaci. Dlatego też ich syn (pomijając to, że od dawna pełnoletni) nie mógł narzekać na jakiekolwiek braki. Nie pracował, więc jednocześnie miał wyjątkowo dużo czasu na przyjemności. Tak samo było też i tym razem.
Jak co drugi dzień, przebywał właśnie w swojej ulubionej siłowni i ćwiczył. W końcu takiego seksownego ciała rodzice nie mogli mu kupić… To jedna z niewielu rzeczy, na jakie sam zapracował. Wtem usłyszał jakieś gwizdy i krzyki, więc zaciekawiony spojrzał w tym samym kierunku, co reszta ćwiczących. Jego oczom ukazał się drobny blondynek, który z zadartym do góry nosem wszedł do pomieszczenia z ręczniczkiem przewieszonym przez ramię. Aż ślina napłynęła mu do ust. Kilkakrotnie przebiegł spojrzeniem po jego kształtnym drobnym ciałku i cały czas dokładnie śledził każdy jego ruch.


Takanori nie mógł oprzeć się wrażeniu, że przez cały czas czuje na sobie czyjś wzrok. Starał się ignorować owo uczucie, skupiając się na podnoszeniu hantli. Po paru kolejnych powtórzeniach odłożył ciężarki i skierował się na bieżnię. Ku jego niezadowoleniu, skierowana była w kierunku innych ćwiczących. Cóż, jakoś będzie musiał to przeżyć. Wystarczyło jednak kilka minut, by zorientował się, że nikt z wcześniej wyraźnie kpiących z niego „mięśniaków” nie patrzy na niego i zrozumiał, że to właśnie dzięki zwróceniu się w ich stronę. On natomiast mógł cały czas ich obserwować i w ten sposób także uczyć się od lepszych od siebie. Wtem kątem oka spostrzegł osobnika, który zaprzestał swych ćwiczeń i bez skrępowania nieustannie się mu przyglądał. Zaciekawiony, Takanori odwrócił głowę w tamtym kierunku. Chłopak był dobrze zbudowany, ewidentnie należał do stałych bywalców siłowni. Tak jak on, osobnik ten miał włosy w kolorze blond, aczkolwiek były one dłuższe i odrobinę nastroszone. Uwagę Matsumoto zwróciła także bandana, którą młodzieniec miał przewiązaną na wysokości nosa. Wyglądało to dość komicznie, szczególnie na siłowni, pośród innych osiłków. Niespodziewanie, blondyn uśmiechnął się, wprawiając Takanoriego w dezorientację. Jednakże, wydawał się on gestem pokrzepiającym, toteż odwzajemnił uśmiech i jakby z większym zapałem skupił się na bieganiu.


Wcale nie pasowało mu, że chłopak odwrócił się przodem w jego kierunku. Zamiast płaskiej klatki piersiowej, zdecydowanie wolał podziwiać jego… Zgrabne zaplecze, którym podczas biegu musiał tak kusząco wymachiwać… Aż mruknął, nie przejmując się, że ktoś mógł to usłyszeć i uznać go za idiotę. Już w tym momencie postanowił sobie, że blondyn tak szybko się od niego nie uwolni. Obrał go sobie za cel, a był przyzwyczajony, że zawsze dostaje to, czego chce.
Wziął z ziemi butelkę wody i z czarującym uśmiechem podszedł śmiało do biegającego chłopaka, ignorując zdziwione spojrzenia innych mężczyzn.
- Dobrze Ci idzie – zaśmiał się cicho i wyciągnął odkręconą już butelkę w kierunku zmęczonego blondyna. – Ale ja na Twoim miejscu nieco bym przyspieszył… - i niby przypadkiem przycisnął odpowiedni guziczek na bieżni, przez co niższy musiał się mocno spiąć, jeśli nie chciał przydzwonić zębami w podłogę.


Sam widok podchodzącego blondyna zbił Takanoriego z pantałyku. Kiedy jednak niespodziewanie zwiększył tempo bieżni, na krótka chwilę jego dezorientacja sięgnęła zenitu, by już w następnym momencie wypełniła go fala wściekłości. A więc i on sobie z niego kpił! Uśmiech, który uprzednio wziął za wyraz wsparcia, teraz zamienił się w jego oczach na obłudę. Rozsierdzony, wyłączył bieżnię, po czym sięgnął po wciąż wyciągniętą w jego kierunku odkręconą butelkę z wodą. Nie zamierzał jednak z niej pić. Zamachnął się i jednym ruchem wylał całą jej zawartość na twarz stojącego naprzeciw niego blondyna, który aż opluł się z wrażenia. Cisnął pusty pojemnik na podłogę. Następnie, niewiele myśląc, schwycił koszulkę chłopaka na wysokości jego klatki piersiowej, zaciskając na niej pięść.
- Jeszcze raz spróbuj to zrobić! Jeszcze raz, a pożałujesz! - nie zdawał sobie nawet sprawy, jak zabawnie mógł wyglądać taki chuderlak grożący przewyższającemu go zarówno pod względem wzrostu, jak i masy mięśniowej osobnikowi. W tym momencie liczyła się tylko i wyłącznie jego urażona duma.


Mówiąc szczerze, Akira nie spodziewał się aż tak gwałtowniej reakcji ze strony niższego, dlatego też nie był przygotowany na to, że ten… Zaatakuje go butelką. A raczej jej zawartością. Zanim zdążył się w miarę otrząsnąć, blondynek w najlepsze szarpał jego koszulkę. W normalnej sytuacji na pewno byłby już całkowicie wkurzony, a jego przeciwnik nie miałby już kilku zębów, jednak w tym przypadku uważał, że wygląda to nawet uroczo. Zaśmiał się chłopakowi prosto w twarz, jednak zdecydowanie nie był to szyderczy śmiech.
- Oi, spokojnie bo zrobisz sobie krzywdę – odciągnął jego dłoń od swojej koszulki, która nawiasem mówiąc zupełnie przemokła, zrobiła się przezroczysta i przykleiła się do jego śniadego torsu. – Przez Ciebie jestem cały mokry… Będziesz musiał pomóc mi jakoś doprowadzić się do porządku – powiedział przesadnie zmartwionym głosem, a później… Sprawnie podniósł blondynka, przerzucił sobie jego drobne ciałko przez ramię i pewnie ruszył w stronę drzwi, prowadzących do szatni.


Takanori słuchał wyższego ze zmrużonymi groźnie oczami. Jego pogodny, a nawet można rzec – rozbawiony śmiech przystopował go odrobinę, nakazał jednak czujność. Nie zamierzał pozwolić się zwieść ponownie i stał sztywno wyprostowany z tak poważnym wyrazem twarzy, jak niemalże nigdy. Nie przewidział jednak, że blondyn postanowi go podnieść. Ani też, że zrobi to tak lekko i płynnie. Ta zniewaga była już ponad miarę. Kpinę ostatecznie był w stanie znieść, jednak takie traktowanie… Krzyknął przepełniony wściekłością i uderzył napastnika z całej siły pięścią w środek pleców. Choć nie należał do osób umięśnionych, wiedział, że był to dość silny cios. Kiedy jednak młodzieniec nie wykazał żadnej reakcji, poza zgięciem się pod wpływem uderzenia i szedł dalej, Takanori począł wymachiwać nogami w celu uwolnienia się i co chwilę bił dłońmi w korpus nieznajomego. Był jednak zmęczony po treningu i nie przynosiło to spodziewanych rezultatów. Blondynek poczuł też, jak na lewy dół jego koszulki wchodzi wilgoć z polanego chwilę wcześniej przez niego tank topu napastnika.


Mały Złośnik trafił go idealnie w kręgosłup, dlatego dość mocno zabolało. Przez moment miał ochotę go zrzucić, jednak… No cóż, mimo wszystko aż takim chamem nie był i nie chciał zrobić mu krzywdy. I tak już miał wrażenie, że przy jakimś gwałtowniejszym ruchu, przypadkowo złamie go w pół. Kości biodrowe blondynka dość boleśnie wpijały się w jego ramię. Podrzucił go nieco do góry i nie zwracając już uwagi na protesty ani na reakcje zebranych na siłowni ludzi, przeszedł przez drzwi do szatni. Jednak nie zatrzymał się. Szedł dalej, całkowicie pewny celu, do którego dąży. Mówiąc chamsko, po męsku: najzwyczajniej w świecie miał ochotę na chłopaka. Jednak nie chciał go zgwałcić, o nie. Zamierzał sprawić, że ten zapragnie go całym sobą.
W końcu dotarł do łazienek. Otworzył drzwi do jednej z kabin prysznicowych i dopiero wtedy odstawił chłopaczka na podłogę, przybierając jednocześnie najbardziej sympatyczny i zalotny wyraz twarzy na jaki było go stać.
- Nie denerwuj się tak… - powiedział niskim, gardłowym głosem.


Moment, w którym został przez chłopaka podrzucony, sprawił, że poczuł się niczym szmaciana lalka. W myślach dopisał zastosowaną wobec niego reifikację do listy rzeczy, które go rozsierdziły i które zamierzał wytknąć blondynowi, gdy tylko opuszczą pomieszczenie siłowni i postawi go na ziemi. Mocno się zdziwił, gdy tak się nie stało i napastnik szedł dalej. Po chwili zorientował się, że przekroczyli próg łazienki. W umyśle Takanoriego zaczął tlić się strach. Nie rozumiał, po co chłopak przyniósł go do tego miejsca. Odstawiony do brodzika z jednej kabin prysznicowych poczuł się całkowicie skonsternowany. Natychmiast próbował ją opuścić, blondyn jednak nie pozwolił na to.
 - Co ty… - Patrzył wielkimi oczami na opierającego się nonszalancko o drzwiczki kabiny dobrze zbudowanego młodzieńca i uśmiechającego się do niego. W grymasie tym Takanori ujrzał coś… Pedofilskiego. Cała jego wola walki uleciała w tym momencie całkowicie, chciał tylko oddalić się od tego miejsca. Ponownie podjął próbę wydostania się z kabiny, i tym razem jednak na nic mu się to zdało.


- Nie bój się mnie, przecież nie zrobię Ci krzywdy – wzruszył ramionami i przyjął luźniejszą postawę, widząc, że chłopak najzwyczajniej w świecie się go boi. A zdawał sobie sprawę z tego, że strachem nic nie wskóra. – Po prostu muszę Ci się odpłacić! – puścił mu oczko i… Niespodziewanie odkręcił kurek z ciepłą wodą, przez co ubranie niższego w mgnieniu oka było przemoczone do suchej nitki. Widząc, że jego nastroszone dotąd włosy są całkowicie ulizane, roześmiał się szczerze. Ten widok był rozkoszny, doprawdy. – No, teraz jesteśmy kwita! – klasnął w dłonie, nadal trochę się podśmiechując i zakręcił wodę. – Mam na imię Akira – wyciągnął do niego dłoń, postanawiając, że w ciągu tych kilku chwil postara się przebrnąć przez wszystkie etapy znajomości. Miał tylko nadzieję, że chłopaczek przestanie być tak strachliwy…


„Nie bać się, hmpf!”, prychnął w myślach i skrzyżował ręce na wysokości piersi. Nie ufał blondynowi i, jak już wcześniej postanowił, nie zamierzał mu się dać zwieść. Miał tylko nadzieję, że tym razem będzie w stanie zareagować w porę. O ironio losu, jak bardzo się mylił! Niespodziewany strumień ciepłej wody sprawił, że Takanori jęknął i zgiął się odrobinę pod naporem cieczy. Zastanawiał się, ile razy jeszcze tego dnia spotka go zniewaga. Wiedział, że blondyn nie wypuści go tak łatwo, postanowił jednak zemścić się przy najbliższej okazji. Ujął wyciągniętą dłoń młodzieńca.
 - Takanori – burknął, po czym, wykorzystując neutralny moment, z całej siły pociągnął Akirę do brodzika, drugą ręką jednocześnie odkręcając najbardziej lodowatą wodę, jak tylko było to możliwe. Zdawał sobie sprawę, że i on sam stanie się ofiarą własnego pomysłu, nie mógł jednak odpuścić tak idealnej okazji na rewanż.


Ledwo powstrzymał się przed wydobyciem z siebie tak mało męskiego odgłosu jakim był pisk. Temperatura wody wręcz sparaliżowała go. Ten mały cwaniak… Splunął wodą, którą przez przypadek połknął, tuż pod swoje nogi. Zaczął drżeć… - Przez Ciebie mi zimno – jęknął niby to zbolałym głosem. Jednak zaraz zaśmiał się w charakterystyczny sposób… I przycisnął ciało Takanoriego do zimnych kafelek tak, że ich torsy stykały się poprzez materiał przemoczonych koszulek. – Teraz będziesz musiał mnie ogrzać – po raz kolejny tego dnia puścił mu oczko i odgarnął wszystkie włosy z jego buzi.


Z ust Takanoriego wydobyło się sapnięcie, gdy został przygwożdżony do zimnych kafelków przez równie lodowate ciało Akiry. Wzdrygnął się pod wpływem tak niskiej temperatury i dotyku dłoni blondyna, które odgarnęły mu z twarzy kosmyki mokrych włosów. Propozycja, a właściwie nakaz chłopaka zmroził Matsumoto całkowicie. W tak beznadziejnej sytuacji nie pozostawało mu nic innego, jak dostosować się do żądań nieznajomego. Jednakże, nim miało to nastąpić, ostatkiem sił postanowił wyrazić swój nic nieznaczący protest. Zadrżał po raz drugi, zapierając się swoimi chudymi rękoma o tors Akiry, wskutek czego udało mu się zwiększyć dystans między nimi na kilka centymetrów, a głowę zwrócił w bok, wzrok kierując na spływające po ściankach kabiny krople wody. Nie zamierzał robić nic więcej, a już na pewno nie zastosować się do słów młodzieńca. Wyczekiwał jego kolejnego ruchu.


Suzuki widział, że Takanori nadal się go bał. Każdy jego najmniejszy gest przepełniony był strachem. Wiedział, że na pewno nie da mu dzisiaj uciec, jednak nie chciał sprawić mu bólu, czy też zniszczyć mu w jakiś tam sposób psychiki. W końcu nie był jakimś psychicznym gwałcicielem, no błagam… Delikatnie ujął jedną z dłoni niższego chłopaka w swoją i pieszczotliwie pogładził ją kciukiem. Jednocześnie drugą dłonią zdjął ze swojej twarzy opaskę i odrzucił ją na ziemię. Łudził się, że może bez niej będzie wyglądał mniej „gangstersko”.
- Proszę, nie bój się mnie, Takanori – wyszeptał i złożył pierwszy pocałunek na jego skroni, a następnie oblizał dyskretnie wargi. Na języku poczuł smak jego skóry… Już wiedział, że to zdecydowanie za mało. Pochylił się jeszcze raz i kilkukrotnie ucałował jego policzek, który pomimo lodowatego strumienia był wyjątkowo ciepły. – Spójrz na mnie – poprosił.


Nie zareagował na dotyk Akiry. Choć miał ogromną ochotę wyrwać dłoń, wiedział, że nic mu to w obecnym położeniu nie da. Jak wszystko, co do tej pory zrobił. Nie chciał też pogarszać swojej sytuacji. Czując na swojej skroni, a następnie na policzku usta chłopaka, zacisnął powieki. Zagiął machinalnie palce, nieświadomie jedną z dłoni obejmując kciuk blondyna, którym ten cały czas gładził jego skórę. Poczuł się jeszcze mniejszym, niż na co dzień i przede wszystkim niezwykle kruchym. Co więcej, gdzieś w jego podświadomości przewinęła się myśl, że dotyk Akiry, w swej delikatności, jest przyjemny i relaksujący.
 Takanori przełknął wielką gulę, która już jakiś czas temu stanęła mu w gardle i postanowił spełnić prośbę wyższego. Powoli obrócił głowę w jego kierunku, tym samym krzyżując ich spojrzenia. Wpatrujące się w niego piwne oczy, w których tliły się iskierki radości, dodatkowo go zawstydziły. Zmieszany, Takanori spuścił wzrok, kierując go na swoje dłonie; jedną wciąż znajdującą się na klatce piersiowej Akira i drugą, obejmującą kciuk chłopaka.


Nie zadowoliło go to, że znów tak szybko pozbawił go możliwości podziwiania jego tęczówek. Sam nie wiedział kiedy zrobił się taki ckliwy, jednak te dwa błyszczące brązowe punkciki sprawiały, że coś przewracało mu się w żołądku. Dlatego też dotknął palcem wskazującym jego podbródka i delikatnie skierował na siebie jego twarz.
- Twoje oczy są piękne, Takanori – wciąż szeptał, jakby nie chcąc zniszczyć atmosfery, która być może powoli zaczęła się tworzyć wokół nich. – Naprawdę… Nigdy nie widziałem piękniejszych.
Delikatnie zaczepił palcem wskazującym o dolną wargę blondynka, lekko odchylając ją ku dołowi. Gdyby tylko wiedział jak te usta go pociągały…
Akira złapał niższego chłopaka za nadgarstek i powoli uniósł jego dłoń, następnie opierając ją na własnym policzku. Chciał żeby go dotknął, chciał poczuć fakturę jego delikatnej skóry… Jednocześnie ulokował swoje dłonie gdzieś w dole jego pleców, masując go uspokajająco w okolicach krzyża. Nie mógł się powstrzymać… Pod wpływem impulsu spowodowanego bliskością blondwłosego, pochylił się i delikatnie dotknął jego ust swoimi własnymi. Jednak na tym poprzestał. Po prostu… Objął jego usta, owiewając je swoim gorącym oddechem. Pragnął, żeby Takanori również tego chciał. Czekał na jego reakcję.


Ponownie patrzył w piwne tęczówki Akiry, tym razem jednak szeroko otwartymi oczami. Pozwolił się dotykać i manipulować swym ciałem. Czuł, jak pogrąża się w spojrzeniu wyższego, w czym z pewnością miały swój udział słowa, jakie on wypowiedział. Nie zaoponował też przeciwko pocałunkowi. Co więcej, przymknął powieki i czekał na pogłębienie pieszczoty. Jednakże nic takiego nie nastąpiło. Delikatnie i jakby bojaźliwie odpowiedział ruchowi blondyna, również obejmując jego usta swoimi wargami. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, po którym Takanori odsunął się spłoszony. Dopiero wtedy zorientował się, że jego dłoń wciąż spoczywa na policzku Akiry, a na nosie chłopaka brakuje opaski. Po raz pierwszy tego dnia przebiegł wzrokiem po twarzy wyższego, dokładnie analizując każdy jego fragment. Wtem, wiedziony nagłym niezrozumiałym impulsem, w jednej chwili przeniósł dłoń na tył głowy Suzukiego, palce wplątując w jego przydługie blond włosy, jednocześnie gwałtownie wpijając się w suche wargi wyższego.


Nie ukrywał zdziwienia, jednak tylko przez sekundę. Mimo pozornej pewności siebie był wręcz pewny, że chłopak będzie próbował uciec. Albo też, że jego własna twarz będzie miała bliskie spotkanie z jego delikatną piąstką. Gdy zamiast tego otrzymał w prezencie pocałunek, z jego gardła wydobył się przeciągły pomruk. Opuścił powieki i przycisnął do siebie to drobne ciałko, pogłębiając pocałunek.
Smak blondyna uderzył mu do głowy jak narkotyk. Czuł się, jakby właśnie mógł zaspokoić głód, który męczył go od dłuższego czasu. Jednak miał też dziwne przeświadczenie, że był to głód dotyczący konkretnie tego jednego smaku. Głód dotyczący właśnie Takanoriego.
Pod wpływem emocji zsunął swoje dłonie na uda chłopaka i po raz kolejny sprawnie uniósł go do góry, pozwalając jednocześnie aby ten objął go nogami w pasie. Tak bardzo pragnął mieć go jak najbliżej siebie… Nie wiedział ile jeszcze wytrzyma.


Kiedy Akira podniósł jego ciało, Takanori instynktownie objął nogami pas chłopaka, a obie ręce splótł na jego karku. Nigdy nie zastanawiał się nad swoja orientacją, nie było takiej konieczności. I teraz nie myślał o tym, że drugą osobą był osobnik tej samej płci, lecz z przyjemnością poddawał się pieszczocie, jaką się wzajemnie obdarzali i raz po raz pogłębiał pocałunek. Pozwalał, by ich języki tańczyły ze sobą, ocierając się zarówno o siebie, jak i o podniebienie i zęby tego drugiego.
Po niedługiej chwili sięgnął rękoma w kierunku brzucha Suzukiego i podciągnął jego koszulkę, zdejmując mu ją przez głowę. Następnie na powrót wpił się w roznamiętnione usta wyższego, lewą rękę wplatając we włosy na tyle jego głowy, a prawą błądząc bezwiednie po torsie. Czuł, jak rośnie w nim podniecenie i był świadom, jak niewiele brakuje mu do erekcji.


I właśnie w ten sposób Akira wiedział już, że osiągnął sukces oraz, że dostanie to, czego pragnie. Doskonale znał to uczucie w podbrzuszu, które przypominało mu, że prawdopodobnie właśnie powoli traci nad sobą panowanie i że za moment da się ponieść dzikim żądzom. Uczucie to było jednak podejrzanie silne…
Nie mogąc dłużej wytrzymać mocno przycisnął drobnego blondyna do ściany, co zaowocowało tym, że ich klatki piersiowe otarły się do siebie. Dostał gęsiej skórki. Dopiero teraz zauważył, że Takanori nadal ma na sobie koszulkę. Chciał żeby zniknęła. Teraz. Natychmiast.
- Taka… - zdrobnił jego imię, mrucząc mu je wprost do ucha. Jednocześnie wprawił swoje biodra w falujący ruch, ocierając się  o to strategiczne miejsce na ciele chłopaka, czym sprawiał przyjemność im obu. A to był dopiero początek… - Rozbierz się…


Brutalne spotkanie jego pleców z zimnymi kafelkami dodatkowo go podnieciło. Tak jak u Akiry, na ciele Takanoriego pojawiła się gęsia skórka, spowodowana zarówno różnicą w temperaturze jego tułowia i podłoża, o jakie się opierał, jak i ekscytacją. Pod wpływem ruchu bioder wyższego z ust Matsumoto wydarł się niekontrolowany jęk rozkoszy. Natomiast ostatnie dwa słowa wyszeptane przez Suzukiego niskim, gardłowym tonem, przyprawiły jego ciało o kolejny dreszcz i sprawiły, że dotarł do granicy wytrzymałości. W jego mokrych i sztywnych z tegoż powodu spodniach zaczęło brakować miejsca.
 Patrząc Akirze w oczy spojrzeniem głębokim i nieco zadziornym, Takanori powolnym ruchem począł unosić przemoczony t-shirt. Wiedział, że blondyn również ma już dość zabaw, zamierzał jednak się z nim jeszcze podroczyć. Gdy w końcu zdjął bluzkę, wyrzucił ją przez otwarte drzwi od kabiny, po czym przylgnął nagim ciałem do równie obnażonego torsu Suzukiego, oblizał kusząco swe suche w tym momencie wargi i złożył na ustach partnera krótki, aczkolwiek przesycony namiętnością pocałunek. Jednocześnie ciaśniej obtoczył swymi nogami pas chłopaka, przy czym przez przypadek otarł się pośladkami o uwypuklenie w jego spodniach.
 - Poradzisz sobie dalej sam, mięśniaku? – mruknął nieco zachrypniętym głosem w usta Akiry, znacząco akcentując ostatni wyraz. Sugestywnie wpatrywał się w piwne tęczówki blondyna.


Mały dopiero teraz zaczynał pokazywać pazurki, chociaż dla Akiry to wciąż było za mało. Pomimo że znał go tak krótko już zdążył się przekonać, że blondynek ma zadziorny charakterek. Postanowił więc go trochę utemperować, aby pod koniec wszystko mogło wybuchnąć ze zdwojoną siłą.
Ułożył dłonie na pośladkach niższego i mocno je ścisnął… Kilkukrotnie. Jednocześnie pocałunkiem odciął dopływ powietrza dla swojego przyszłego kochanka. W dodatku to nie był byle jaki pocałunek, a wyjątkowo namiętny i brutalny. Poczuł metaliczny smak krwi na języku, co jeszcze bardziej pobudziło go do działania. Również dotyk nagiego torsu Takanoriego sprawiał, że jego erekcja niezwykle boleśnie pulsowała.
- Oj Takanori, Takanori… - uśmiechnął się złowieszczo. – Jeszcze nie masz pojęcia na co mnie stać – i najzwyczajniej w świecie puścił go, podtrzymując jednak na tyle, żeby nie upadł. Dopiero później dłonią naparł mocno na jego ramię, sprawiając, że chłopak wylądował przed nim na kolanach, a jego twarz znalazła się tuż naprzeciw jego krocza. Pogłaskał go pieszczotliwie po głowie, zaczynając bawić się jego mokrymi włosami. – Myślę, że wiesz, co masz robić.


Matsumoto nie miał nic przeciwko nieco brutalnemu traktowaniu. Od zawsze zauważał w sobie masochistyczne zapędy, toteż zachowanie Akiry nie tylko nie przeszkadzało mu, lecz co więcej – sprawiało mu dodatkową przyjemność. Kiedy jednak niespodziewanie ujrzał przed sobą krocze Suzukiego i usłyszał z jego ust przepełniony pewnością siebie komentarz zawierający niemy nakaz, poczuł irytację. Po raz kolejny w czasie ich spotkania został potraktowany lekceważąco i z kpiną. Zdecydowanie nie zamierzał na to pozwolić. Od samego początku, kiedy jeszcze się bał zachowania Akiry, Takanori przewidywał w repertuarze jedynie stosunek płciowy. Nie było mowy, żeby zgodził się na zabawy oralne. A już na pewno nie z nim w roli osoby pieszczącej.
 - Chyba ci się coś przyśniło! – warknął, podrywając się gwałtownie. Liczył, że wywoła w ten sposób u blondyna dezorientację, dzięki czemu sam będzie mógł przejąć inicjatywę, by zająć dogodniejszą pozycję w tejże sytuacji. Nie przewidział jednak, że równie dobrze jego partner może zareagować w inny sposób; mianowicie – zatrzymać go w połowie drogi do wyprostowania się.


- Klękaj i rób co mówię albo pobawimy się nieco inaczej – warknął w jego kierunku, sprawnym ruchem ponownie sprowadzając do parteru. Nie chciał być dla niego brutalny i niemiły, ale jego erekcja coraz bardziej zaczynała boleć, a on nie miał ochoty z nikim się użerać. Wziął kilka głębszych oddechów i nieco się uspokoił. Złapał twarz niższego chłopaka w swoje dłonie i skierował ją ku górze, obdarzając go nieco łagodniejszym spojrzeniem. – Nie martw się. Możesz być pewny, że nie zapomnę o Twojej własnej przyjemności.
W jego głowie pojawił się pewien chytry plan, który miał zamiar wprowadzić w życie kiedy tylko Takanori zrobi to, co do niego należy.


Ponowne spotkanie jego kolan z brodzikiem kabiny zirytowało go jeszcze bardziej. Przepełniała go gorąca chęć zemsty na tym podłym mięśniaku, jakim w oczach Takanoriego był Akira. „Myśli, że jak jest silniejszy, to będę na jego rozkazy”, pomyślał, a plan działania sam układał się w jego głowie. Już chwilę później zaciśnięte w pięść palce mniejszego ściskały boleśnie sztywne prącie Suzukiego, a paznokcie wbijały się w nie przez materiał spodni.
- Nie będę robił tak obrzydliwych rzeczy! – Z jego ust wydobyło się kolejne wściekłe warknięcie, po czym, jak gdyby na dodanie swym słowom mocy, nasilił ucisk. – Wystarczająco dość mnie dziś upokorzyłeś!


Jęknął boleśnie czując zaciśnięte na jego przyrodzeniu kościste paluszki. W jednej chwili postanowił przestać się z nim patyczkować. W tym momencie chłopak doprowadził go do szewskiej pasji.
- Słuchaj no, Kurduplu – warknął na niego i jednym gwałtownym szarpnięciem za ramię poderwał go do pionu. – Mogło Ci być przyjemnie. Ale skoro tak chcesz pogrywać to nie ma problemu, dla mnie lepiej – dokończył patrząc na niego lodowatym spojrzeniem.
Odwrócił go tyłem do siebie i wręcz rzucił nim o twardą ścianę. Przyciskając go swoim ciałem, jednocześnie sprawnie opuścił w dół jego dresy razem z bokserkami. Chwycił w dłoń jego sztywną męskość i zbliżył usta do ucha.
- Chcesz powiedzieć coś jeszcze, KOCHANIE? – wyszeptał, ze szczególnym naciskiem na ostatnie słowo.


Z trudem pohamował wyrażający ból jęk, jaki niemalże wydał po uderzeniu w kafelki. Oparte o ścianę dłonie zacisnął w pięści. Ta pozycja również mu się nie podobała, zdawała się być jednak lepszą alternatywą dla oralnych zabaw. Zaciśnięta na jego członku dłoń uciskała go, a wypukłość w mokrych spodniach Akiry nieprzyjemnie wbijała między pośladki, boleśnie obcierając jego skórę. Ton głosu dominującego nie zapowiadał niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób wynagrodzić udrękę tego dnia, wręcz przeciwnie. Ani w głowie było mu poddawanie się teraz, gdy sprawy nabrały takiego właśnie obrotu. Bał się jednak cierpienia, jakie mógł zadać mu Suzuki.
- Ngh! – Takanoriemu udało się powstrzymać kolejny jęk bólu, na skutek nagłego wzmocnienia przez Akirę ucisku. Usztywnił całe swe ciało i z zaciśniętymi powiekami, wypięty w stronę swego oprawcy, czekał, co nastąpi dalej. Czuł, że traci siły i bał się, że jeśli ta gra potrwa jeszcze choć trochę dłużej, całkowicie ulegnie.


- Nie zamierzasz odpowiadać, tak? – nadal szeptał. Mimo napiętej sytuacji, chciał utrzymać jakąś intymną atmosferę. Inaczej podniecenie opadłoby, a on wyszedłby stąd wściekły i pewnie zaatakował kogoś po drodze. – Twój wybór, Taka-chan.
Powoli zaczął poruszać dłonią na męskości niższego chłopaka, od czasu do czasu zmieniając nacisk i przyspieszając. Jednocześnie odsunął się od niego kawałeczek i zsunął w dół swoje spodnie, nadal pozostając w bokserkach. Wprawił biodra w ruch, ocierając się o zgrabne pośladki Takanoriego. Och, naprawdę było mu dobrze… Stopniowo przyspieszał, jednocześnie koordynując swoje ruchy z ruchami dłonią.
- Powiedz mi, Taka-chan… Chcesz mnie?


Zdrobnienia, jakimi obdarowywał go Akira, wprowadzały Takanoriego w dodatkowy stan irytacji. Tak samo jego poruszająca się dłoń, jednocześnie zalewająca go przyjemnością. Dosłownie ostatkiem woli powstrzymywał się przed jakąkolwiek reakcją, usilnie zaciskając pięści i usta. Kiedy jednak do ruchów ręki Suzukiego dołączyły także jego biodra, Matsumoto wiedział już, że nie wytrzyma. Całe jego ciało, gdyby tylko mogło, krzyczałoby, rwąc się w kierunku osobnika za nim. Pragnęło jeszcze więcej i więcej. Złamał się. Zrezygnowany Takanori pochylił głowę, by upewnić się, że emocje wyryte na jego twarzy nie są widoczne dla Akiry.
 - Chcę – powiedział cicho, sam do końca nie wiedząc, czy chce, czy też nie, by wyższy usłyszał go.


- Czekałem na to od momentu, aż zobaczyłem Cię dzisiaj po raz pierwszy – mruknął wyraźnie zadowolony Akira. – Ja Ciebie też chcę, Taka-chan… Nawet nie wiesz jak bardzo – i ukąsił płatek jego ucha.
 Skoro sytuacja dla obojga była całkowicie jasna… Akira nie widział jakiejkolwiek potrzeby, żeby oboje musieli się jeszcze męczyć. Nie zaprzestając ruchów nadgarstkiem (a wręcz przeciwnie, bo jeszcze je przyspieszył) zsunął ostatni ograniczający go materiał, a światu ukazała się jego czerwona, stercząca męskość.
- Musisz się troszeczkę wypiąć, Kochanie – objął Takanoriego i naparł wolną dłonią na jego miękkie, podatne na pieszczoty podbrzusze, sprawiając, że chłopak wygiął się jak kot. Jednocześnie rozszerzył bardziej jego nogi. – Powiedz… Jak chcesz?


Przed Takanorim niespodziewanie pojawiła się nadzieja, na bardziej pozytywne zakończenie pobytu w siłowni, dzięki czemu wstąpiły w niego nowe siły. Ponownie, tak jak kilka minut wcześniej, postanowił czerpać przyjemność ze zbliżającego się stosunku. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie postawił własnych warunków, toteż nagle odtrącił dłoń Akiry, odwracając się w kierunku wyższego.
 - Z pewnością nie w takiej pozycji – odpowiedział na zadane przez dominującego blondyna pytanie, po czym splótł swoje ręce na jego karku. – Podnieś mnie.


Spojrzał na niego spod uniesionych wysoko brwi i zaśmiał się głośno. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Widać jego kochanek jest bardzo zmienny jeśli chodzi o nastroje…
- Wedle życzenia.
Przykucnął i całkowicie zsunął ze smukłych nóg chłopaka spodnie oraz jego bieliznę, wyrzucając materiał za siebie i nie przejmując się tym, gdzie wylądował. Wracając do pionu, przelotnie ucałował czubek nosa Takanoriego i zgodnie z jego prośbą po raz kolejny tego dnia zsunął dłonie na jego uda i sprawnie uniósł go w górę. Sztywna męskość niższego mężczyzny ocierała się podniecająco o jego twardy brzuch.
- I co dalej, mój Panie? – wymruczał.


Widząc zadowolonego Akirę, Takanori uśmiechnął się w duchu. Jednocześnie egoistycznie przyznał sobie pochwałę, za umiejętność obrócenia sytuacji na własną korzyść. Kiedy znalazł się już na rękach silniejszego, oplótł swe nogi wokół jego bioder, a swą twarz przybliżył do ucha blondyna. Tym razem nie zamierzał niczego przedłużać. Oboje byli już wyczerpani emocjami tego dnia, z czego doskonale zdawał sobie sprawę.
- Teraz, mój drogi, pora na główną część programu – mruknął do małżowiny Akiry, po czym powoli, z ostrożnością opuścił się, dopóki nie poczuł pomiędzy swymi pośladkami nabrzmiałej męskości Suzukiego. Spojrzał głęboko w piwne oczy partnera i postanowił, że następny ruch należy do niego.


- I to mi się podoba… - Akira oparł swoje czoło na czole niższego chłopaka. – Może trochę zaboleć. – i nie zwracając uwagi na nic innego naparł swoją męskością na wejście Takanoriego.
Już od tego momentu ogarnęła go niesamowita euforia. Stopniowo zagłębiał się w jego gorącym i ciasnym wnętrzu. Z całych sił powstrzymywał się i starał się być jak najdelikatniejszy, jednak to nie było takie proste.
- Boże… - jęknął. – Takanori… Przepraszam Cię… - wpił się namiętnie w jego opuchnięte od pocałunków wargi i jednym mocnym pchnięciem wszedł w niego do samego końca.


Gardłowy jęk bólu, wymieszany z krzykiem i ofuknięciem Akiry wydarł się gwałtownie z ust młodszego, który niekontrolowanie zagryzł zęby na wargach blondyna i wbił paznokcie w jego kark. Tym samym wywołał syknięcie niezadowolenia u swego partnera. Takanori przerwał pocałunek.
 - A-ah! – Odchylił głowę mocno do tyłu, z całej siły zaciskając powieki, by nie pozwolić gromadzącym się pod nimi łzom spłynąć po jego policzkach. Cały czas kurczowo trzymał się Suzukiego, jak gdyby w obawie przed upadkiem. Po chwili oparł swe czoło o ramię wyższego. – I-idioto! – warknął po raz kolejny tego dnia, sam nie wiedząc, który już. Kiedy nagle Akira poruszył się delikatnie, by przyjąć dogodniejszą pozycję, Takanori z bólu wbił zęby w skórę przy obojczyku, ponownie mieszając jęk z krzykiem.


- Ciiii… Zaraz przestanie… - Suzuki z zapamiętaniem obcałowywał wszystkie części ciała Takanoriego, do jakich tylko miał dostęp. Efektem tego było kilka naprawdę pokaźnych malinek na jego bladej szyi.
Starał się. Bardzo starał się być delikatny, jednak nic nie potrafi opisać uczucia jakie teraz trawiło od środka. Nie potrafił się zatrzymać, nie potrafił przestać, nie potrafił skupić się na czymkolwiek innym, jak tylko na tym uczuciu i na drobnym Takanorim wczepionym w jego ciało. Nie zwrócił nawet uwagi na zęby i paznokcie wbite w jego skórę. Tym będzie martwił się później.
- Spokojnie, Taka… Obiecuję Ci, że zaraz będzie w porządku… - złapał go pewniej za pośladki, plecami oparł o mokre kafelki i zaczął się poruszać, bardzo powoli. Szepcząc do jego ucha, liczył każde pchnięcie, mając nadzieję, że to choć na moment odwróci jego uwagę od bólu, zdezorientuje go.


Takanori nie kwapił się do uwierzenia w słowa Akiry. Ból trawił całe jego ciało. Nie chciał myśleć, co będzie, gdy ich stosunek się skończy. Wątpił, by był w stanie sprawnie się poruszać. Doceniał dobrą wolę Suzukiego, jednakże jego odliczanie i powolne ruchy nie przynosiły pożądanych efektów. Przeciwnie wręcz – denerwowały Matsumoto jeszcze bardziej. W tamtej chwili nie widział innego sposobu, jak wyjście naprzeciw Akirze. Gwałtownie odciągnął za włosy głowę starszego, wywołując tym ruchem jego jęk.
- Zamknij się – mruknął na ułamek sekundy przed tym, jak wpił się w usta partnera. Następnie począł poruszać biodrami w dół i górę, przyspieszając tempa ruchom Suzukiego. I to jednak było za mało. By sobie pomóc, prawą ręką rozpoczął się onanizować, lewą silnie obejmując kark blondyna. Dopiero wtedy, po kilkunastu ruchach, ból zaczął przemieniać się w przyjemność.


Nie był zdolny do racjonalnego myślenia, dlatego też nie miał już pomysłu na to, jak odwrócić uwagę Takanoriego od bólu, który odczuwał. Był jednak pewny, że jest w stanie ów ból mu wynagrodzić. I postanowił, że od tego momentu tylko do tego będzie dążył.
Nie zwrócił mu uwagi, kiedy pociągnął go za włosy, chociaż musiał przyznać, że podniecenie niewątpliwie dodało chłopakowi sił. W innym wypadku na pewno krzyknąłby na niego, ale tym razem po prostu zacisnął wargi i jakimś cudem ponownie wyprostował głowę. Chciał na niego patrzeć, choć czuł wewnątrz siebie nieprzyjemne ukłucie widząc przez sobą uroczą buźkę wykrzywioną w bolesnym grymasie. Postanowił jeszcze bardziej przyspieszyć.
Zassał skórę na jego gładkiej szyi. Nie chciał być głośniejszy od swojego kochanka. Chciał słyszeć jego, a nie swoje jęki. Szczególnie te, w których błaga o więcej…
Wzmocnił ruchy biodrami, nadając im konkretny i jednocześnie szybki rytm. Drążył go coraz głębiej i głębiej. Czuł coraz mocniej zaciskające się na nim mięśnie Takanoriego. Wiedział, że już niewiele brakuje, aby dotarł do magicznego punktu, którego uparcie szukał.


Matsumoto zaczął tracić rytm. Akira przyspieszał i przyspieszał, a on nie nadążał. W jednej chwili zaprzestał masturbacji, przenosząc rękę z powrotem na kark partnera i skupił się tylko i wyłącznie na ruchach bioder. Niewiele już brakowało mu do spełnienia. Gdy został jeszcze bardziej przygwożdżony do ściany domyślił się, że Suzukiemu tak samo.
 Odczuwana przez niego przyjemność wzrastała, co oznajmiał coraz to głośniejszymi jękami rozkoszy. Kiedy Akira trafił w jego najczulszy punkt, całkowicie zatracił świadomość. Istniała dla niego tylko ekstaza, jakiej doświadcza i drugie ciało, które było jej główną przyczyną, i w które wczepiał się z całych swych sił, nie mogąc pohamować emocji.
 - A-akira! – orgastyczny okrzyk Takanoriego rozległ się w całym pomieszczeniu, a on sam doszedł pomiędzy ciała kochanków. Jego paznokcie boleśnie wpijały się w kark dominującego jeszcze głębiej i mocniej, natomiast mięśnie odbytu zaciskały się na jego męskości, przyprawiając o dodatkową falę przyjemności.


- Ugh…! T..Taka! – stęknął głośno, czując tak mocny nacisk na swoim pulsującym z podniecenia członku. Już wiedział, że w takiej ciasnocie nie wytrzyma tak długo, jak sam chciał wytrzymać. Mimo że w takim miejscu, to Akira mógł całkowicie szczerze przyznać, że był to jeden z najlepszych stosunków w jego życiu, których wbrew pozorom wcale nie odbył aż tak wielu.
Poruszył się jeszcze dokładnie dwa razy i wybuchnął we wnętrzu swojego kochanka, którego pod wpływem emocji jeszcze mocniej docisnął do ściany. Było to poniekąd konieczne, jeśli nie chciał się przewrócić, ponieważ ogarnęła go taka błogość, że nogi miał jak z waty. Nadal niekontrolowanie drżały mu uda.
Oparł swoje czoło na ramieniu niższego chłopaka i ani myślał się ruszyć. Był bardzo lekki, więc nadal trzymał go w swoich ramionach i nadal znajdował się w jego wnętrzu. Miał ochotę zasnąć tak z nim pod jedną kołdrą… Choć wiedział, że to nierealne. Dlatego też trwał w względnym bezruchu, składając tylko delikatne pocałunki na obojczyku i ramieniu blondynka. Porównać je można było wręcz do muśnięć skrzydeł motyla. Chociaż patrząc na siebie Suzuki stwierdził, że to mogłaby być raczej ćma.


Będąc ze sobą szczerym, Takanori musiał przyznać, że było mu bardzo dobrze. Nawet teraz, już po stosunku, delektował się bliskością Akiry i dotykiem jego gorących ust. Po chwili dopiero uznał, że czuje się zbyt mocno ściśnięty. Oparł się mocno przedramionami o barki wyższego i delikatnie, powoli uniósł się, jednocześnie pozwalając męskości chłopaka wysunąć się z niego. Następnie równie nieśpiesznie opuścił się na dno brodziku. Nie przewidział jednak, że kolana ugną się pod nim i straci równowagę. W ostatniej chwili udało mu się chwycić lewą ręką za ramię Suzukiego. Czołem oparł się o pierś blondyna i stał tak z zamkniętymi oczami, cichutko posapując ze zmęczenia.


Suzuki zauważając, że chłopak traci równowagę, pomimo swojego własnego zmęczenia, natychmiastowo złapał go w talii i przytrzymał w pionie. Nie chciał żeby sprawił sobie jeszcze więcej bólu niż dotychczas on sam mu zadał. Bo wiedział doskonale, że blondynek już przy pierwszym kroku dotkliwie poczuje to, co jeszcze przed momentem miało miejsce.
Mimo wszystko czuł jakąś dziwną więź z tą drobną istotką. W końcu przed momentem naprawdę wiele mu dała, nie zważając na to, jak chamsko zachował się wobec niego. Był mu za to bardzo wdzięczny, a jednocześnie było mu cholernie głupio.
- Wszystko w porządku, Takanori? Dobrze się czujesz? – przytulił go do siebie delikatnie, jednocześnie zasypując gradem pytań.


Młodszy mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi na wyrażające zmartwienie pytania Akiry. Był wyczerpany i drażnił go nieznośnie pulsujący ból w okolicach odbytu. Jedyne, czego w tym momencie pragnął, to aby on zniknął. Niewiele myśląc, sięgnął prawą ręką w bok i po raz drugi już odkręcił kurek z zimną wodą. Niespodziewany lodowaty strumień obydwu ich zmroził. Takanori wysmyknął się z objęć Akiry, po czym zsunął się po kafelkach z cichym jękiem, rozsuwając nogi tak, że wyższy znajdował się między nimi. Zaczął ogarniać go chłód, lecz jednocześnie z przyjemnością stwierdził, że dzięki zimnej wodzie ból powoli ustępował. Uniósł głowę, spoglądając na Akirę. W końcu należała mu się lepsza odpowiedź, niż trudny do zinterpretowania pomruk.
 - Lepiej – powiedział, formując usta w delikatny uśmiech.


- Przepraszam Cię, Takanori – przyklęknął pomiędzy jego rozsuniętymi nogami, zupełnie nie przejmując się ich nagością. Miał w głowie inne, ważniejsze rzeczy. – Nie chciałem zrobić Ci krzywdy…
Do Akiry chyba dopiero teraz zaczęła docierać cała sytuacja oraz jej sens. Przecież tak niewiele brakowało, a zgwałciłby Bogu ducha winnego chłopaka… Czuł się jak ostatni cham i mówiąc szczerze to najzwyczajniej w świecie bał się spojrzeć mu w oczy, dlatego wzrokiem uciekał w każdą możliwą stronę, aż napotkał rzucone gdzieś w kąt bokserki blondynka. Sięgnął po nie i podał mu je, wciąż patrząc wszędzie, byle nie na jego drobne wymęczone ciałko.


Takanori przyjął od Akiry swoje bokserki, lecz nie włożył ich, a położył gdzieś z boku. Przyglądał się rozbieganemu wzrokowi chłopaka. Nie mógł uwierzyć, że widzi go w takim stanie. Nie sądził, iż blondyn poczuje jakiekolwiek wyrzuty sumienia, tym bardziej, że on sam chciał stosunku z nim. Matsumoto podciągnął nogi, by przejść do klęku, po czym owinął rękoma szyję wyższego, przysuwając się tym samym do niego. W sposób ten chciał dać chłopakowi do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Miał też cichą nadzieję na posiadanie przez Akirę umiejętności domysłu i interpretacji, które pozwoliłyby mu odczytać również drugie znaczenie owego gestu, a mianowicie wejście przez wyższego w tymczasową rolę osobistego tragarza Takanoriego do czasu, gdy ten będzie mógł swobodnie sam się poruszać.


Zdziwił go gest chłopaka. Spodziewał się, że kiedy tylko sytuacja mu na to pozwoli, ucieknie od niego jak najdalej i więcej nie pojawi się w tym budynku, z obawy przed kolejnym niechcianym spotkaniem. Jednak on… Najzwyczajniej w świecie go przytulił. Niewątpliwie, Takanori musiał być wyjątkową osobą.
- Cieszę się, że nie uciekłeś – wyznał szczerze i również objął blondynka, by móc choć jeszcze przez chwilę potrzymać go tak blisko siebie.
W końcu jednak uznał, że powinni nieco się ogarnąć, bo w każdej chwili ktoś może skończyć ćwiczenia i wejść do łazienki. Nadal trzymając chłopaka przy sobie, podniósł się do pionu, ciągnąc go za sobą. Następnie schylił się po bieliznę i po raz kolejny wręczył ją Takanoriemu. Nie był pewien czy da on radę ustać sam, więc postanowił poczekać aż założy na siebie bokserki i dopiero wtedy miał zamiar zająć się uzupełnieniem swojej garderoby. W międzyczasie zakręcił też strumień lodowatej wody, który wciąż wściekle atakował ich skórę.


Takanori, podpierając się jedną ręką o ramię Akiry, powoli włożył na siebie bieliznę. Miał wrażenie, że przy każdym ruchu ból rozsadza go od środka, nie syknął jednak ani razu, ani też nie jęknął, jedynie krzywiąc się nieznacznie. Kiedy spojrzał na swego kochanka, przy jednym z jego obojczyków dostrzegł ślad po własnych zębach. Musnął owe miejsce opuszkami palców.
 - Boli? – spytał, wciąż wpatrując się we wgłębienia w skórze Akiry. Nagle przypomniał sobie o czymś, co może wyglądać naprawdę źle. Jednym ruchem pociągnął blondyna za kark, zmuszając go tym, by się pochylił względnie nisko. Odgarnął kosmyki jego mokrych włosów, by mieć lepszą widoczność. Z dziesięciu nacięć w kształcie małych półksiężyców sączyły się strużki szkarłatnej cieczy. – Krwawisz.


Akira zdziwił się, gdy usłyszał pytanie o ból. W końcu to nie jego mogło cokolwiek boleć w obecnej sytuacji… Jednak wtedy przypomniał sobie reakcję Takanoriego na samym początku i zrozumiał o co chodzi. Otworzył usta, lecz nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ usłyszał kolejną informację, tym razem na temat rzekomej krwi. Naprawdę niczego nie czuł. Przejechał palcami po swoim karku i faktycznie zobaczył na nich czerwoną ciecz zmieszaną z wodą. Wyprostował się nadal podtrzymując niższego chłopaka w pasie i przeniósł na niego wzrok, śmiejąc się cicho.
- No proszę! Naprawdę jesteś groźny – sięgnął dłonią do twarzy blondynka i założył za ucho jeden z kosmyków, które opadły na jego czoło. – Nic mnie nie boli, zimna woda zadziałała przeciwbólowo.


Takanori zawstydził się. Znów miał wrażenie, jak gdyby był maleńką, kruchą istotką. Poczuł, jak jego policzki pokrywają rumieńce. W celu szybkiego ukrycia ich, w jednej chwili po raz kolejny tego dnia zawisł na szyi Akiry. Twarz położył w zagłębieniu jego szyi. Nie dało się ukryć, że pomimo dość burzliwej historii poznania, ostatecznie Matsumoto zapałał sympatią do blondyna i od teraz zamierzał mu to na swój pokrętny i momentami też nieco wstydliwy sposób okazywać.
 - Zabierz mnie stąd… – mruknął, po czym złożył motyli pocałunek w miejscu przy obojczyku, gdzie widniał ślad po jego zgryzie. – Akira – dodał szeptem.


- Co tylko zechcesz, Maluszku – wyszeptał pieszczotliwie i ucałował czubek jego blond główki. Akira nie miał zamiaru dłużej nad niczym się zastanawiać. Złapał Takanoriego pod kolanami i w dole pleców, po czym uniósł go w górę, ostrożnie poruszając się po śliskich płytkach. Zatrzymał się dopiero obok ich mokrych ubrań leżących niechlujnie na podłodze. No cóż… Chyba nie mieli wyjścia, jeśli nie chcieli iść półnago przez miasto. Na moment odstawił chłopaka, pomagając mu się ubrać, a zaraz potem założył na siebie swoje własne ubrania.
Nie chciał rozmyślać nad tym, co pomyśleli ludzie widząc ich wychodzących z łazienki, w dodatku przemoczonych do suchej nitki. Nie miał czego się wstydzić. Wręcz przeciwnie… Chciał by mu zazdrościli. By zazdrościli mu Takanoriego… Zgarniając jeszcze po drodze ich sportowe torby, wyszedł na zewnątrz, gdzie na szczęście było bardzo ciepło. Zostawił swój samochód. Mieszkał niedaleko. Zabrał do siebie Takanoriego. A uczucie nie pozwoliło odejść żadnemu z nich.