sobota, 24 maja 2014

"Jesteś moją ulubioną książką... Książką, która paroma słowami rozpaliła ogień w mym sercu", część VI



No i udało mi się w końcu coś nabazgrolić po dwutygodniowej przerwie! Cieszę się, że nie kazałam nikomu czekać (o ile ktoś w ogóle to robi) na kolejną część przez kolejny tydzień. Mimo wszystko nie tak do końca jestem z siebie dumna… No! Ale ocenę pozostawiam Wam!
Część dedykuję Asu-chan, która w pewnym sensie mnie w ogóle do niego natchnęła, a także Tsukkomi-chan, która wiernie wysyłała do mnie pokłady swojej weny. Dziękuję Wam! ;-)
So… Enjoy! ;-)

*

         Mimo, że rozmawiali praktycznie tuż pod samą kawiarnią to i tak był już totalnie spóźniony. A przecież obiecał pani Takahashi, że będzie przychodził do pracy na czas! Pluł sobie w brodę, że nie potrafił dotrzymać nawet tak banalnej obietnicy jak ta.
Sprintem pokonał te kilkaset metrów i zaczął wykrzykiwać przeprosiny nadal będąc jeszcze na dworze.

- Bardzo przepraszam, Takaha…! - nie zdążył dokończyć, ponieważ chwycił klamkę i z całej siły pchnął drzwi do przodu, jednak zamiast gorącego powietrza owiewającego jego twarz, poczuł tylko twarde szkło na swoim czole. – Co jest?... – mruknął pod nosem i ponowił próbę dostania się do środka. Niestety, drzwi niezmiennie uparcie nie chciały pozwolić mu się ogrzać.

Stał tak, jak słup soli nie bardzo wiedząc co w takiej sytuacji powinien ze sobą zrobić. Dla pewności sprawdził jeszcze godzinę na swoim wysłużonym zegarku, jednak wskazówki nadal wyraźnie oznajmiały mu, że jest spóźniony już ponad dziesięć minut. Nagle uderzyła w niego przerażająca myśl. A co jeśli… Jeśli jego szefowa doszła do wniosku, że nie będzie już więcej znosić jego spóźnień? Co jeśli pomyślała, że gdyby zatrudniła kogoś bardziej atrakcyjnego, towarzyskiego i zaradnego to jej kawiarnia odbiłaby się od dna? Co jeśli… Tak po prostu postanowiła z dnia na dzień pozbawić go pracy?... Ta wizja zmroziła go do tego stopnia, że rozpaczliwie zaczął uderzać pięścią w przezroczyste drzwi. Był pewny, że pani Takahashi jest w środku. W przeciwieństwie do niego, ona nigdy się nie spóźniała.

      - Proszę pani! Proszę, niech pani otworzy! Wiem, że pani tam jest, a… A nie mogę tego tak zostawić! Proszę pozwolić mi się wyjaśnić! Przysięgam, że od teraz będę wzorowym pracownikiem, naprawdę! Pani Takahashi…! – pod koniec w jego głosie dało się wyczuć desperację, przez co uderzenia ani trochę nie traciły na sile. Jednak mimo swojej zawziętości, tracił wiarę, że kobieta postanowi jednak dać mu kolejną szansę. Skoro nie chciała go nawet słuchać…

      - Yutaka, co Ty wyprawiasz? Rozbijesz tę szybę, a nie stać mnie żeby wstawić nową… - usłyszał za sobą głos osoby, którą tak desperacko próbował wywabić ze środka. Odwrócił się gwałtownie w jej kierunku i już otwierał usta, żeby zacząć się gorliwie tłumaczyć jednak zamarł w bezruchu, gdy dostrzegł w jakim kobieta jest stanie.

      - C… Co się pani stało? – mruknął, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami. Mianowicie pani Takahashi – kobieta, która pomimo swojej ciężkiej sytuacji zawsze tryskała zapałem, która potrafiła na niego wrzeszczeć nadal się uśmiechając, która promieniała radością znajdując się w miejscu, które tyle dla niej znaczyło… Wyglądała jak chodząca śmierć. Była blada. Bardzo blada. Kolor jest skóry niewiele różnił się od koloru śniegu. Yutaka miał wrażenie, że jest wręcz przezroczysta i że jest w stanie dojrzeć wszystkie najmniejsze żyły i naczynka znajdujące się pod nią. Patrzyła na niego pustym wzrokiem, który nie wyrażał kompletnie żadnych emocji. Była mocno rozczochrana i miała na sobie tylko gruby rozciągnięty sweter, w którym na pewno było jej zimno. Trzęsła się i obejmowała kurczowo ramionami.

      - Co masz na…? A! Nie przejmuj się, to nic takiego. Po prostu się nie wyspałam – zaśmiała się sztucznie. Jej śmiech zupełnie nie przypominał tego, który Yutaka dobrze znał. Brzmiał bardziej jak suche bezuczuciowe chrząknięcie. – Wejdziemy do środka? Chciałabym z Tobą porozmawiać.

         Chłopak skinął głową, wciąż patrząc na nią tępym wzrokiem. Powoli zaczynał się bać tego, o czym chciała z nim rozmawiać. Pewne było tylko to, że nie miał co liczyć na żadne dobre wieści.
         Pani Takahashi wyminęła go i wsunęła w zamek klucz, który uprzednio wyjęła z kieszeni. Przekręciła go dwa razy i popchnęła drzwi, które tym razem ustąpiły bez problemu. Jednak dla Yutaki ogromnym zdziwieniem był brak charakterystycznego dźwięku, który wydawał dzwoneczek wiszący nad drzwiami. Czuł się, jakby wchodził do całkowicie obcego miejsca, a jego odczucie potwierdziło się kiedy wszedł do… Kompletnie białego i pustego pomieszczenia. Na początku pomyślał, że być może jego szefowa znalazła jakiś inny, lepszy lokal, w którym umiejscowi swoją kawiarnię, jednak szybko doszedł do wniosku, że wtedy na pewno tryskałaby jeszcze większą radością niż na co dzień. Poza tym był jednocześnie pewny, że kompletnie nie było ją na to stać.
Z odrętwienia wyrwało go głośne westchnięcie, które niewątpliwie należało do czarnowłosej kobiety. Spojrzał w jej kierunku i dostrzegł, że przysiadła na zimnej i brudnej podłodze tuż pod ścianą, ukrywając twarz w dłoniach. Nie chciał patrzeć na nią, gdy była w takim stanie. Czuł się jakby rozmawiał z kompletnie obcą osobą, a te wyjątkowo go krępowały. Mimo to, podszedł do skulonej postaci i przykucnął tuż obok. Nie odezwał się ani słowem, czekając aż kobieta pierwsza się odezwie, jednocześnie spodziewając się najgorszego.

- Yutaka… Nie daliśmy rady – mruknęła cicho z twarzą nadal ukrytą w dłoniach, jednak w końcu podniosła na niego już nie tyle smutny, co pełen współczucia wzrok. – Nie mogę dłużej okłamywać ani siebie ani Ciebie… Nie mamy żadnych klientów, kawiarnia nie przynosi żadnych zysków, nie mam z czego opłacać rachunków, Twojej pensji, a nawet czynszu za swoje mieszkanie – nie owijała w bawełnę. Powiedziała mu wprost całą gorzką prawdę. Szczerze mówiąc to nie musiała już nic więcej dodawać. Yutaka doskonale wiedział, co kobieta ma na myśli. Wyprostował się i wstał, patrząc na kobietę z góry.

      - Czyli… Mam rozumieć, że to koniec? – powiedział bardziej do samego siebie niż do siedzącej przed nim kobiety. Nie chciał przeprowadzać tej rozmowy, gdy tylko dowiedział się czego ma ona dotyczyć.

- Niestety, Yutaka-kun… Bardzo mi przykro, starałam się jak mogłam żeby jakoś wyciągnąć w górę to miejsce, ale żaden z moich pomysłów nie przynosił efektów. Nie mam innego wyjścia, jak tylko zamknąć kawiarnię i sprzedać ten lokal… I tak nie sądzę, żeby znalazł się jakiś kupiec, sam dobrze wiesz, że to miejsce to jakieś totalne odludzie – prychnęła. – Ale… To nie wszystko – przełknęła ślinę i również podniosła się do pionu, odruchowo otrzepując spodnie z kurzu. – Bardzo Cię przepraszam, ale… Nie będę mogła zapłacić Ci za ostatnie dwa tygodnie… Po prostu nie mam z czego tego zrobić. Wiem, że Ty też ledwo wiążesz koniec z końcem i naprawdę chciałabym Ci pomóc, ale… Błagam, spróbuj zrozumieć… - położyła dłoń na jego ramieniu. Jej głos przybrał rozpaczliwą barwę, a pod koniec zaczął się załamywać.

Yutaka nie miał pojęcia co miał jej odpowiedzieć, jak miał się zachować… Za to śmiało mógł stwierdzić, że właśnie wszystko zwaliło mu się na głowę. Brak pracy to brak pieniędzy. Brak pieniędzy to brak mieszkania. Brak mieszkania to… Powrót do rodziców... Albo też tułanie się jak bezdomny po całym Tokio. Jedno i drugie nie wchodziło w grę.
Nie miał żalu do pani Takahashi. Wiedział, że to nie jest jej wina, a nawet przez rozpacz, którą odczuwał w tym momencie, bardzo wyraźnie przebijało się współczucie dla jej osoby. To miejsce było dla niej wszystkim, kochała je, a teraz musiała je zostawić… Ukłonił się przed nią nisko. Czuł jak jego oczy napełniają się łzami.

- Wszystko rozumiem, proszę pani. Mną proszę się nie przejmować, jakoś dam sobie radę. Mam tylko nadzieję, że pani jakoś sobie z tym poradzi – ukłonił się po raz kolejny. Mówił te słowa tak pustym i pozbawionym jakichkolwiek barw głosem, że gdyby nie znał swoich własnych myśli, uznałby, że sytuacja w której znalazła się pani Takahashi kompletnie go nie obchodzi. W tym momencie był jednak zbyt zszokowany by zdobyć się na cokolwiek innego. – Bardzo dziękuję, że przez cały ten czas mogłem z panią pracować. A teraz… Teraz przepraszam, ale muszę już iść… - odwrócił się gwałtownie i wybiegł na ulicę. Ani na moment nie zwolnił tempa kierując się w stronę mieszkania.

Poruszał się zupełnie jak robot. Jego głowa była pusta, nie był w stanie myśleć o czymkolwiek. Podążał za swoimi nogami, które automatycznie prowadziły go w najbardziej znaną sobie stronę. Jeszcze nie dotarło do niego to, co usłyszał dosłownie chwilę temu. Nie dotarło do niego to, że właśnie został z niczym…
Zatrzymał się dopiero tuż pod wejściem do mieszkania. Musiał jakoś powiedzieć o tym pani Oshiharze… Liczył na to, że skoro rano była dla niego taka miła to być może powoli mu mieszkać przez jakiś czas za darmo… Dopóki nie znalazłby sobie jakiejś nowej pracy… Czego jednak nie spodziewał się zbyt szybko. Tę poprzednią i tak dostał cudem. W końcu kto chciałby zatrudnić młodego chłopaka bez żadnego konkretnego wykształcenia i umiejętności…
Wziął głęboki oddech, przetarł dłonią twarz i wszedł do środka. Tak, jak zazwyczaj, właścicielka mieszkania siedziała w salonie i oglądała telewizję. Sądząc po odgłosach był to kolejny z romantycznych tasiemców, których była fanką. Jednak kiedy zatrzasnął za sobą drzwi, głosy kochanków wyznających sobie dozgonną miłość ucichły, a zza ściany wyłoniła się głowa starszej kobiety. Gdy go dostrzegła, jej pozornie wesoła mina, natychmiastowo straciła na dobrym humorze.

- No dzień dobry, chłopcze. Coś wcześnie dzisiaj wróciłeś z tej swojej pracy. Z resztą jestem ciekawa czy w ogóle tam byłeś… Albo czy ona w ogóle istnieje – prychnęła przewracając oczami i po raz kolejny mierząc wzrokiem całą jego postać. – A gdzie moje zakupy?

Miał ochotę walnąć się w czoło. Kompletnie zapomniał o tym, że kobieta prosiła go o kupienie paru produktów spożywczych! Nic dziwnego… W końcu miał teraz na głowie dużo większe problemy.

- Bardzo przepraszam… Miałem dzisiaj wyjątkowo ciężki dzień i na śmierć zapomniałem o pani prośbie – ukłonił się. – Jeśli pani chce to mo… - niestety, nie pozwoliła mu dokończyć.

- Och tak, oczywiiiiście… Mnie nie nabierzesz na takie bzdury! Gadaj gdzie byłeś! Pewnie wydałeś moje pieniądze na siebie! – krzyknęła, celując w niego oskarżycielsko palcem.

Yutaka aż cofnął się krok do tyłu, co poskutkowało tym, że uderzył plecami w drzwi. Nie sądził, że ta kobieta mogłaby posądzić go o coś takiego… Nie lubiła go, to prawda, ale mimo wszystko on zawsze był w stosunku do niej uczciwy. Nigdy nie mógłby jej czegoś ukraść… W końcu poniekąd to ona zapewniała mu dach nad głową. Jednak widząc jej postawę, wiedział już, że za moment wyląduje na ulicy. A nie mógł zataić teraz przed nią czegoś tak ważnego. Gdyby dowiedziała się o tym później, lub co gorsza przez przypadek, uznałaby, że ten faktycznie nigdy nie miał żadnej pracy i pewnie kradł lub sprzedawał się za parę jenów… Spuścił wzrok i postawił wszystko na jedną kartę.

        - Naprawdę byłem w pracy… Ale kiedy tam przyszedłem to drzwi były zamknięte. Dopiero później spotkałem moją szefową, a ona powiedziała, że nie będzie mogła już dłużej prowadzić tej kawiarni, bo zwyczajnie jej na to nie stać… Musi sprzedać lokal żeby mieć się za co utrzymać i pozbyć się długów. Dlatego… No sama pani rozumie… - starał się jakoś naprowadzić ją na to, o co chciał ją poprosić. Jednak ona tylko patrzyła na niego surowym wzrokiem, co jakiś czas kręcąc głową.

       - A więc teraz nie masz pracy, tak? W takim razie jak zamierzasz płacić za pokój?

       - No… Właśnie… Chciałem panią poprosić, aby zgodziła się pani dać mi… Miesiąc lub góra dwa na znalezienie nowej pracy… Na pewno wszystko pani oddam, co do jena. Tylko proszę mnie nie wyrzucać, nie mam dokąd pójść… - wyjąkał, patrząc w podłogę. Czuł się w pewien sposób upokorzony. Wyjechał ze swojego rodzinnego miasta po to, żeby być niezależnym, a w tym momencie jego los leżał w rękach obcej kobiety, która w dodatku wyjątkowo go nie lubiła… Lepiej być nie mogło.

       - …Chyba oszalałeś! – krzyknęła po chwili ciszy. Zrobiła to tak gwałtownie, że Yutaka pomyślał, że zaraz będzie chciała go uderzyć. – Nie mam zamiaru utrzymywać jakiegoś darmozjada! Pakuj się i natychmiast masz zwolnić ten pokój! I to w nienaruszonym stanie! – kilkoma susami pokonała odległość między miejscem, w którym stała, a kanapą, na której usiadła, ponownie włączając telewizor. Był to wyraźny znak, że rozmowa została zakończona i niestety to Yutaka stał po przegranej stronie.

        Nie pozostało mu już nic innego jak wykonać to, co kazała mu zrobić pani Oshihara. Nie chciał dłużej z nią dyskutować, bo bał się, że mogłoby dojść do rękoczynów. A raczej mało kto uwierzyłby mu, że to drobna staruszka rzuciła się na niego jako pierwsza…  Powlókł się do swojego byłego już pokoju i na szybko ogarnął go wzrokiem. Na całe szczęście panował tam względny porządek, więc nie będzie musiał się męczyć z dodatkowym sprzątaniem. Beznamiętnie wyciągnął spod łóżka dużą torbę podróżną i zaczął układać w niej wszystkie swoje rzeczy, które mieściły się idealnie. Miał ich dokładnie tyle samo, ile w dniu, w którym przyjechał tutaj po raz pierwszy.
        Pobieżnie sprawdził, czy na pewno nic nie zostawił i zarzucając ciężki bagaż na ramię, wyszedł do przedpokoju. Postanowił, że nie odezwie się ani słowem do kobiety siedzącej w salonie. Bał się, że zażyczy sobie ona zapłaty za dwa tygodnie tego miesiąca, a teraz dla niego każdy jen liczony był jak tysiąc. Cicho odłożył swój klucz na stół w kuchni i wyszedł na klatkę schodową po raz ostatni zamykając na sobą drzwi mieszkania.
         Gdy znalazł się już na zewnątrz, cała rozpacz, która powoli kumulowała się w nim od spotkania swojej byłej szefowej, znalazła ujście i pokazała się światłu dziennemu. W jego oczach pojawiły się łzy, które natychmiastowo spłynęły potokami po jego bladych policzkach. Nie miał pojęcia gdzie pójść, ani też kogo poprosić o pomoc. Nikt przecież nie przyjmie obcego chłopaka bez pieniędzy… Nie chciał również żebrać, chociaż bał się, że w niedługim czasie będzie do tego zmuszony, jeśli nie będzie chciał umrzeć z głodu.
       Pociągając nosem i drżąc lekko w spazmach płaczu, wsunął dłonie do kieszeni płaszcza z zamiarem pójścia w kierunku stacji, jednak pod palcami lewej dłoni poczuł jakieś skrawki papieru. Chwycił je i wyjął, a jego oczom ukazały się banknoty, które rano pani Oshihara dała mu na zakupy, a o których kompletnie zapomniał. Było ich całkiem sporo. Mógłby kupić za to naprawdę dużo jedzenia i jeszcze troszkę by mu zostało, ale… Coś innego przyszło mu do głowy. W tym momencie bardziej niż jeść chciał po prostu zapomnieć. Zapomnieć o jego beznadziejnej sytuacji, zapomnieć o tym kim jest, zapomnieć o tym co wydarzyło się tego dnia… Zapomnieć o całym świecie. Zacisnął mocno palce na banknotach i rękawem ocierając ostatnie łzy, hardo ruszył w stronę najbliższego pubu.
       Gdy wszedł do środka, od razu uderzył w niego dym tytoniowy. Był on tak gęsty, że przypominał mgłę i ograniczał widoczność do kilku metrów. Jego determinacja była jednak tak wielka, że zupełnie się tym nie zraził. Uważał, że w tym momencie zapomnienie mogło być jego jedynym ratunkiem.
       Z powodu wczesnej godziny, w lokalu było prawie pusto, dlatego sprawnie doszedł baru, gdzie usiadł na jednym z kilku wysokich krzeseł. Od razu zamówił sobie całą butelkę sake. Nie umiał pić. Nigdy tego nie robił, a już na pewno nie w takich ilościach, przez co już po wypiciu jednej trzeciej alkoholu znajdującego się w butelce świat przed jego oczami zaczął się lekko zamazywać, natomiast gdy opróżnił ją do samego dna, ledwo widział barmana stojącego tuż przed nim. Mimo wszystko nie chciał przestawać. Czuł się genialnie. Wszystko dookoła go śmieszyło. W tym momencie żył chwilą, nie przejmował się tym, co będzie jutro lub pojutrze. Chciał żeby ten stan trwał wiecznie, a że niestety ludzie pijani mają nieco ograniczone myślenie, doszedł do wniosku, że jeśli wypije jeszcze trochę więcej to na pewno już nigdy nie wytrzeźwieje. Dlatego też zamówił kolejną butelkę alkoholu i napełnił nim małą szklaneczkę, przy okazji rozlewając nieco na blat.

        - Wznoszę toast… Za… Za życie! Z-za moje życi-iiee… A żeby tak trwało j-jak najkrócej! – wybełkotał i przysunął szklankę do ust, opróżniając ją kilkoma większymi łykami. Wtedy zrobiło mu się niewyobrażalnie gorąco. Czuł jak rozpalona fala pochłania całe jego ciało, zaczynając od żołądka. Wcale nie podobało mu się to uczucie. Zdążył jeszcze tylko usłyszeć gdzieś w oddali swoje imię, a później zamknął oczy i nie widział już zupełnie nic.

         Obudził go koszmarny ból głowy. Jeszcze nigdy nie doświadczył czegoś tak dotkliwego. Jęknął donośnie i złapał za kołdrę naciągając ją na siebie aż po końcówki włosów. Położył się w pozycji embrionalnej wtulając twarz w pachnącą poduszkę… I dopiero wtedy dotarło do niego, że ewidentnie coś jest nie tak. Doskonale pamiętał, że od wczoraj jest właściwie bezdomnym. Pamiętał również to, że swoje ostatnie oszczędności postanowił wydać na alkohol w jakimś pierwszym lepszym pubie. Nie miał jednak zielonego pojęcia jakim cudem właśnie leży w ciepłym łóżku!
Powoli odchylił kołdrę i rozejrzał się dookoła mrużąc oczy. Był pewien, że nigdy wcześniej nie widział tego pokoju. Ściany były koloru jasnofioletowego. Pościel w której leżał, podobnie jak zasłony, również była fioletowa. Natomiast wszystkie inne meble były koloru ciepłego brązu. Spodobało mu się to połączenie. Dzięki temu pokój sprawiał wrażenie naprawdę przytulnego.
        Jego mózg nadal jeszcze był zamroczony przez resztki alkoholu, dlatego też zapominając zupełnie, że znajduje się w jakimś obcym pomieszczeniu, postanowił jeszcze chwilę pospać. Poprawił poduszkę i już miał się na niej położyć, kiedy całkowicie otrzeźwił go dźwięk otwieranych drzwi i widok osoby, która zareagowała wyjątkowo gwałtownie dostrzegając, że on sam już nie śpi.

       - Yutaka-chan! Nareszcie się obudziłeś! Matko, myślałem już, że będę musiał wzywać pogotowie! – krzyknął czarnowłosy chłopak wręcz podbiegając do łóżka i klękając tuż obok niego.

     - …Yuu? Gdzie my jesteśmy? – Yutaka spojrzał zdezorientowany na ewidentnie zmartwioną twarz starszego chłopaka. Nie miał pojęcia skąd ten się tu wziął razem z nim.

     - No jak to gdzie… Jesteśmy w moim mieszkaniu, Yutaka-chan! – uśmiechnął się do niego wesoło.

7 komentarzy:

  1. Och, dziękuję bardzo~

    No to się porobiło z Tanabe. Stracił pracę, dach nad głową i poszedł się upić. Geniusz, nie ma co. Mimo wszystko szkoda go, no ale Yuu się nim zajmie, no nie? I btw, jak on znalazł Tanabe, co? Jakiś nadajnik mu do płaszcza wrzucił? Gps? A może w google maps go poszukał? Gadam bzdury jak zawsze. No ale mnie zmajndfaczyłaś na koniec, bo myślałam, że trafił do burdelu. XD No w sumie, to znalazł się u yAoiego ( pamiętaj! w każdym 'yaoi' jest fragment 'aoi'! ) więc zbyt dużej różnicy chyba nie będzie.
    No i co teraz będzie z Tanabe? Będzie żył z Yuu czy wyprowadzi się od niego pod most? Czy może spotka Kouyou? Albo Kouyou okaże się być facetem Yuu i zrobią trójką... No...

    Przesyłam jeszcze więcej weny! Rozdział był niesamowicie wciągający i mam nadzieję, że za jakiś czas ukaże się następny. Pozdramwiam i tulam chłodno ( zbyt ciepło, by tulać gorąco ).

    OdpowiedzUsuń
  2. Hello~
    Już chciałam się zdenerwować! Ta wczorajszo-dzisiejsza rozmowa... Bałam się, ze zrobisz coś Kaiowi! D<
    Nie mam pojęcia, w jaki sposób Cię do tego natchnęłam... Ale rozumiem to, często dosłownie znikąd pojawia się pewna myśl i BACH ma się pomysł xD
    Wracając do rozdziału. Bałam się, że był jakiś napad na kawiarenkę i coś zrobisz Yutace. Potem, zaczęłam się trochę bać, że zrobiłaś coś Pani Właścicielce (chociaż ją lubię to niech jej już coś się stanie, aniżeli Kaiowi lol!) Potem... Przykro mi się zrobiło z powodu właśnie Pani Właścicielki. Życie jest ciężkie, co nie? Mam nadzieję, że wszystko u niej będzie w porządku~
    A tej głupiej staruszki nigdy nie lubiłam, heh. Chociaż mam do niej jakiś dziwny sentyment, to niech się wali na starą twarz. Kaiuś jest przecież uczciwy i na pewno dotrzymałby obietnicy :| Gupia Baba...
    I teraz mnie zdenerwowałaś! Myślałam, że powiesz "była to na tyle duża suma, że... Starczyłoby mi na nowy dom! B)" Ale nie, po co czynić mnie szczęśliwą i spokojną, jak można mnie zdenerwować widokiem upijającego się Kaia w pubie? D< Masz szczęście, że n i c mu się nie stało.. A nawet się cieszę, że spotkał Yuu. Pewnie zamieszkają razem, będą się kochać i URUHA NIE MA NIC DO GADANIA, DZIĘKUJĘ. . . . >:C
    Dziękuję za wspomnienie o mnie w notce ♥
    Życzę duuuużo weny, czasu, majonezu i całuję~! ( ˘ ³˘)♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki biedny Kaiuś, ale Yuś go przygarnie i będzie wszystko dobrze. Jejciu, już sobie wyobraziłam tą końcowkę, jak Aoi krzyczy tak słodku "Yutaka-chan!" XD To takie kochane :3

    OdpowiedzUsuń
  4. *^* wreszcie się doczekałam kolejnej części *^* tyle czekać ;-;
    a to wredne krówsko o.O jedna nie dała kasy, druga mieszkania ;-; Kai, zapraszam do siebie :D
    No, Yuu *-* już nie uwierzę, że tak po prostu go zabrałeś do swojego domciu bez niczego *uruchamia wyobraźnię* ale nadal mam nadzieję na trójkącik Aoi-Kai-Uruha *^* nie zwracaj uwagi na mój bełkot :D
    pisz dalej. koniecznie *-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Yay! Tak się cieszę, że nareszcie ukazała się nowa notka. Arigatou. ;-;
    Zrobiło mi się tak jakoś żal byłej pracodawczyni Kaia, a tej właścicielki mieszkania to od początku nie lubiłam. (i jeszcze ten rozdział, oskarżyć Kaia o kradzież i wywalić go z domu - wstrętna baba. :|) W sumie to cieszy mnie to, że nie będzie musiał już więcej jej oglądać, ale scena w pubie... Kai i picie? Małe zszokowanie. o.O Zastanawia mnie jak Yuu go znalazł, on jakiegoś detektywa wynajął czy jak? XD Końcówka, taka słodka~ nie wiem, czemu, ale mam wrażenie, że niedługo pojawią się w tej historii jeszcze nowe postacie. >_<
    Pozdrawiam i duuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. I ja pozwolę sobie napisać kilka zdań ^^


    Przede wszystkim zacznę od tego, że podoba mi się pomysł. Nie ma co ukrywać - trafiłaś w jeden z moich słabych punktów, jakim są książki. Kawiarnie, pisarze, ah ah! Haha.

    Twój styl pisarski także do mnie przemawia. Fabuła utrzymana jest w odpowiednim dla mnie tempie - nie wlecze się, ani też nic nie dzieje się za szybko. Wprost idealnie! Niektóre opisy czy metafory szczególnie mnie ujęły. Na przykład to zdanie, o którym Ci już wspominałam: "Gdy męczarnia w końcu się skończyła i nareszcie mógł wyjść z tego pomieszczenia, które w tym momencie niemiłosiernie go przytłaczało, stanął na środku chodnika i kichnął donośnie, czego efektem było uczucie, jakby tysiące igieł rozdrapywało jego gardło wręcz do krwi, a stado galopujących zwierząt przebiegło pod jego czaszką". Te igły i galopujące stado! Genialne! W życiu bym kichnięcia nie opisała w taki właśnie sposób!

    Po trzecie! Podoba mi się również sposób, w jaki kreujesz swych bohaterów. Yutaka, taki impulsywny i prosty chłopak, ale na szczęście przy tym niegłupi - jestem na tak! Tak często, ba!, praktycznie zawsze, bohaterowie impulsywni, działający pod wpływem emocji, są po prostu głupi. Yutaka taki nie jest, ma poukładane w głowie, aczkolwiek jest zagubiony. Mam nadzieję, że się niedługo odnajdzie zarówno w życiu, jak i świecie. No i oczywiście nasza mała, chcąc nie chcąc, gwiazda, czyli Yuu. Tym swoim poczuciem humoru, luzackim stylem, a jednocześnie poetyckością rozmyślań (w końcu pisarz!) bardzo mi przypomina rzeczywistego Aoi'ego. Bohater Twojego opowiadania zdaje się być wręcz jego odzwierciedleniem. Bardzo sympatycznie!

    Hm, co dalej? Jak mówiłam, piszesz bardzo ciekawie, plus stylistycznie jest raczej poprawnie. Literówki, tudzież błędy interpunkcyjne zdarzają się każdemu, więc to nie jest żadne wielkie wykroczenie, haha. Jedynie w jednym miejscu się nieco skonfundowałam, ale o tym już rozmawiałyśmy. Zresztą, co ma jeden mały element do całości! Mistrzowie popełniają niedopatrzenia, a co dopiero osoby tak młode, dopiero zaczynające tak właściwie swą przygodę z pisaniem. Także - tym się nie przejmuj!

    Jeśli jeszcze mogłabym służyć małą radą - osobiście zlikwidowałabym słownictwo potoczne w opisach. Nie, żeby było tego dużo, wcale nie, to tylko pojedyncze "wypadki". Dialogi jak dialogi - wiadomo, że muszą być jak najbardziej naturalne, więc słownictwo tam akurat to całkiem odrębny temat. Natomiast jeśli mowa o opisach, kiedy to narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, sądzę, że bardziej adekwatne byłyby synonimy tychże potocznych wyrazów, czy inne zamienniki, jak na przykład rozbudowanie/opisanie danego, dajmy na to, uczucia. Ale to moje małe, egoistyczne zdanie, więc nie musisz go nawet brać pod uwagę. Nie chcę też wyjść na wielką marudę, czy osobę niesamowicie czepiającą się, bo wcale taka nie jestem. To tylko taka mała rada z mojej strony, jeśli nie masz nic przeciwko.

    Ode mnie to chyba na tyle. Poruszyłam wszystkie kwestie, jakie powinnam, więc teraz pozostaje mi tylko (nie)cierpliwie czekać na kolejny chapter. Ten zakończyłaś w takim momencie, że już nie mogę się doczekać, co będzie dalej! O czym zresztą wiesz, bo truję Ci o tym non-stop na gg, haha ^^'

    Na koniec życzę Ci dużo weny i motywacji, Kasumi-kun! Zacieśnij w końcu stosunki Yutaki z Yuu! (Tak, tak, wiem, co myślisz - sześć rozdziałów dopiero, a ona już chce, żeby była bliska przyjaźń, tudzież coś więcej... haha!).

    Pozdrawiam!
    Arashi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na wstępie wybacz, ale pisanie komentarzy nie należy do moich mocnych stron, a już zwłaszcza jeżeli robię to z telefonu. Ale przejdźmy do sedna rzeczy...

    Całe to opowiadanie jest moim zdaniem fantastyczne, aż brakuje mi słów, żeby nazwać to jakoś lepiej.

    Błędy? Treść sama w sobie jest tak bardzo wciągająca, że nawet gdyby jakikolwiek błąd się wkradł, to pewnie bym go nie zauważyła ani ja, ani większość innych czytelników. Zresztą drobne literówki czy tego typu rzeczy trafiają się każdemu i nie ma się czym przejmować.

    Pomysł - bardzo, moim zdaniem, oryginalny. Podejrzewam, że sama nie wpadłabym na coś takiego. Fabuła zdecydowanie przypadła mi do gustu [Co ostatnio zdarza się coraz rzadziej...].

    Liczę, że kolejny rozdział pojawi się wkrótce, bo tak bardzo mnie zaciekawiłaś i już wręcz nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń.

    [Mam nadzieję, że całość mojego jakże zacnego komentarza w miarę swych możliwości trzyma się kupy i piąte przez dziesiąte wiesz, co mam na myśli.]

    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Vanilia.~

    OdpowiedzUsuń