Przybywam z pierwszym oneshotem! Naprawdę się przy nim nieźle namęczyłam, ale uważam, że było warto! Poza tym sporo osób powiedziało, że chętnie przeczytałoby coś takiego, więc... Oto i jest!
Pairing: Kai x Ruki
Ostrzeżenia: Scena erotyczna
Shot na specjalne życzenie Arashi-sensei! Enjoy! ;-)
I oczywiście komentarze jak zwykle mile widziane! Pod ostatnią notką było ich więcej niż zwykle, więc byłam naprawdę szczęśliwa. Spróbujcie to przebić! ;-)
*
Minęło już parę lat, a ja nadal
codziennie zadaję sobie to samo pytanie… Jak wielkim musiałem być idiotą, że
zgodziłem się zostać liderem? Odpowiedź jest jednoznaczna – gigantycznym. Na
początku zdziwiłem się, że nikt nie chciał. Wtedy jeszcze myślałem, że takie
„liderowanie” to na pewno musi być kupa frajdy! Trzymasz rękę na pulsie, zawsze
ze wszystkim jesteś pierwszy, masz jakiś tam ważny głos, jeśli chodzi o sprawy
zespołu… Same zalety, prawda? Oczywiście. TO
są same zalety. Jednak jeśli do tego doda się bandę zidiociałych leniów,
których trzeba niańczyć 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu bo bez
przypomnienia pewnie nawet zapomnieliby założyć na siebie świeżych gaci to
wszystkie zalety trafia szlag. Więc cóż… Tak też się właśnie urządziłem na
swoje własne zakichane życzenie. OCH, do końca życia będę sobie za to
wdzięczny.
Mówiłem, że samo liderowanie jest
tragedią? To teraz wyobraźmy sobie liderowanie w czasie nagrywania płyty. W
porównaniu ze zwykłymi ćwiczeniowymi próbami, w tej sytuacji czułem się
zupełnie jak żołnierz Kamikaze. Chociaż on przynajmniej mógł rozwalić się tym
samolotem, a ja niestety niewiele mogłem zrobić, oprócz namiętnego uderzania
czołem w blat biurka lub w ściany… Wracając jednak do tematu. Byliśmy właśnie w
trakcie nagrywania naszej kolejnej płyty i miałem wrażenie, że tylko mnie w
jakikolwiek sposób to obchodzi, ponieważ tym bęcwałom nie da się wbić do głowy,
że jest to COŚ WAŻNEGO. I tak
dostatecznie śmieszne jest to, że takie rzeczy w ogóle trzeba PRÓBOWAĆ wbić im do głowy! Wielcy
muzycy z powołania… Ta, akurat. Najchętniej to leżeliby dupami do góry z
nadzieją, że instrumenty same wstaną i zaczną układać melodię.
Ten dzień był kolejnym z wielu, kiedy mieliśmy
się spotkać w sali nagraniowej i nadal brnąć do przodu, ponieważ terminy coraz
bardziej deptały nam po piętach. Jednak co to byłby za dzień bez zdenerwowania
mnie od samego początku. Tak więc po kolei: Aoi, który miał dokończyć melodię
do jednego z tekstów (zaznaczam, że sam bardzo entuzjastycznie zaklepał sobie
prawo do stworzenia czegoś akurat do tego konkretnego tekstu) oczywiście nawet
nie zabrał się za robotę, bo pilnie musiał jechać do rodziców. Pomińmy to, że
jego rodzice mieszkają w Mie i choćby bardzo chciał to nie mógłby odwiedzić ich
i wrócić w ciągu jednego dnia. No, chyba, że tylko wszedł do domu i od razu z
niego wyszedł. Ale idźmy dalej! Uruha wszedł do sali z gigantycznymi okularami
na nosie. Zwykle nie udaje Takanoriego i nie nosi ciemnych szkieł zimą, dlatego
od razu wiedziałem, że zapewne ukrywa pod nimi ciemnofioletowe wory pod oczami,
które wywołało niewyspanie spowodowane jednoosobową libacją alkoholową trwającą
do około trzeciej nad ranem. Uroczo. Dalej! Reita… Reity najzwyczajniej w
świecie nadal nie było, choć teoretycznie nasze spotkanie trwało już od jakichś
czterdziestu minut. Mogłem się założyć, że nadal spał smacznie u siebie w domu,
a na podłodze leżały szczątki jego budzika, który sam mu sprezentowałem na
ostatnią gwiazdkę. A Ruki… No cóż. Ruki był jedyną osobą, do której nie miałem
jak się przyczepić. Przyszedł na czas, przyniósł kolejny tekst, który obiecał
napisać w tym terminie, nie stroił fochów już od drzwi i po uprzejmym
przywitaniu się zajął miejsce na skórzanej kanapie. Chociaż on nie był bezużyteczny.
Dziękuję uprzejmie.
Mrucząc coś pod nosem stałem w kącie
pomieszczenia i obracając pałeczkami, łypałem groźnie na gitarzystów. Miałem
ochotę czymś w nich rzucić, ale uznałem, że czegokolwiek bym nie użył, szkoda
byłoby tego przedmiotu na ich puste głowy.
Kiedy w końcu po kolejnych kilkunastu
minutach drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł Akira, sapiąc i
tłumacząc się, że po prostu jeszcze nie rozgryzł działania budzika ode mnie,
już naprawdę nie miałem ochoty się odzywać. Machnąłem tylko na niego
lekceważąco dłonią i usiadłem za swoją perkusją, co było jednoznacznym sygnałem
na to, że rozpoczynamy próbę od małej rozgrzewki, a później przejdziemy do
spraw organizacyjnych. O ile w ogóle będzie co omawiać, skoro tylko Takanori
zrobił to, o co go poprosiłem. Pomyślałem, że im szybciej zaczniemy tym
szybciej skończymy i będę mógł sobie pójść. Och, jak bardzo się pomyliłem.
Na początku wszystko szło w miarę
dobrze. Przebrnęliśmy przez pierwsze dwa utwory bez zbędnych problemów i
niemiłych niespodzianek. Jednak trzecia piosenka rozpoczęła falę moich
osobistych katastrof. W pewnym momencie, podczas solówki gitarowej, Uruha zapiszczał
głośno i momentalnie przestał grać. Nie powiem, przestraszył mnie tym nagłym
dźwiękiem i gdy na niego spojrzałem, zorientowałem się, że zerwał strunę, która
bardzo efektownie rozcięła jego chude palce. Wyglądał jakby miał się zaraz
rozpłakać , więc przewróciłem oczami i jako odpowiedzialna zespołowa niańka,
którą na moje nieszczęście również byłem, sprawnie opatrzyłem mu dłoń, mając
nadzieję, że „ten straszliwy ból, który tak bardzo go paraliżował” pozwoli mu
zagrać jeszcze przynajmniej dwie piosenki. Aoi zmienił strunę w jego gitarze i
graliśmy dalej. Niestety jakąś minutę później Reita cofnął się gwałtownie do
tyłu, jednocześnie wpadając na moją perkusję i sprawiając, że połowa sprzętu
wesoło gruchnęła o podłogę. Zacisnąłem tylko pięści na pałeczkach i już
szykowałem się do wrzasku, kiedy moją uwagę zwrócił Ruki, machając do mnie
dłonią.
- Yuk-kun, muszę już iść! Zapomniałem Ci
powiedzieć, że mam dzisiaj coś ważnego do załatwienia… Przepraszam chłopaki, na
pewno poradzicie sobie beze mnie! – i już go nie było.
Tak, jasne. Szkoda, że „coś ważnego do
załatwienia” miał on średnio trzy razy w tygodniu od jakichś dwóch miesięcy.
Próbowałem z nim o tym w miarę spokojnie porozmawiać, bo wiedziałem, że kłótnią
nic nie wskóram, a szczerze mówiąc to trochę martwiłem się, że może ma jakieś
problemy, ale bardzo szybko mnie zbył, więc dałem sobie spokój. A tym, że
dzisiaj po raz kolejny wypadł z sali bez konkretnego tłumaczenia, automatycznie
anulował wszystkie dobre myśli jakie siedziały w mojej głowie na jego temat od
kiedy pojawił się w drzwiach.
Poczułem palącą mnie od środka złość.
Naprawdę miałem dosyć użerania się z nimi i proszenia ich o wszystko jak małe
dzieci. Z całej siły cisnąłem moimi pałeczkami o podłogę, jednocześnie
gwałtownie wstając z miejsca i mrożąc pozostałą trójkę zabójczym spojrzeniem.
- Wypad mi stąd. WSZYSCY. NATYCHMIAST –
starałem się mówić w miarę spokojnym tonem, lecz ostatecznie nie wytrzymałem. –
I nie pokazujcie mi się na oczy dopóki nie dojrzejecie i nie wtłoczycie sobie
chociaż kilku kropel oleju do tych swoich pustych łbów! ZROZUMIANO?! –
spojrzeli tylko na mnie jak na idiotę i zupełnie na luzie ruszyli w stronę parkingu,
nie kierując w moim kierunku ani jednego słowa.
Miałem ochotę krzyczeć i wywalić cały
ich sprzęt przez okno, ale doszedłem do wniosku, że gitary nie są niczemu winne
i ostatecznie byłoby mi ich troszkę szkoda. Niemniej jednak, kiedy widziałem
cały ten bałagan panujący w sali prób, moja frustracja tylko się nasiliła i już
wtedy wiedziałem, że na pewno nie ustąpi ona tak po prostu, sama od siebie.
Wiedziałem, że na pewno będę musiał jej jakoś w tym pomóc. Nie wiedziałem tylko
jak. Alkohol odpadał – nie lubiłem go pić i nie miałem zamiaru zdychać rano z
bólu z powodu kilku idiotów. Gotowanie – też nie miałem na to zbytniej ochoty,
a poza tym moja lodówka świeciła pustkami. Perkusja – leżała w szczątkach na
podłodze, a ustawiać jej z powrotem nie miałem najmniejszego zamiaru. Suzuki ją
ustawi, już ja tego dopilnuję. Chodziłem tak po sali jeszcze przez kilka chwil,
gdy nagle mnie olśniło! Już doskonale wiedziałem jak i na kim rozładować całą
swoją złość, a myśl, że ta osoba jeszcze będzie z tego zadowolona tylko jeszcze
bardziej podnosiła mnie na duchu. Uśmiechnąłem się głupkowato sam do siebie,
zgarnąłem prędko swoje rzeczy do torby i żwawym krokiem ruszyłem w kierunku,
który w tym momencie był moim jedynym zbawieniem.
*
Siedząc
w samochodzie, nerwowo wystukiwałem jakiś rytm na kierownicy. Jak to w Tokio
bywa, najzwyczajniej w świecie utknąłem w korku. Momentami zaczynałem żałować, że
nie postanowiłem pojechać metrem, ale natychmiastowo wyobraziłem sobie stację
pełną piszczących młodych dziewczyn i od razu uznałem, że taka bezczynność
wcale nie jest aż taka zła…
Po
kolejnych paru minutach stania w miejscu, sznur samochodów zaczął powoli ruszać
do przodu, przyspieszając z każdą chwilą. W końcu mogłem skręcić w jedną z
bocznych ulic, z ulgą zostawiając za sobą tłok i denerwujące żółwie tempo.
Automatycznie przyspieszyłem, już nie mogąc doczekać się momentu, w którym dotrę
na miejsce.
Jezdnia,
tak samo jak i chodniki, były wyjątkowo puste. Lecz co się dziwić, raczej
niewiele osób zapuszcza się w takie tereny w godzinach południowych. Niemniej
jednak, ja nie miałem innego wyboru. W tym momencie był to jedyny skuteczny ratunek,
jaki przyszedł mi do głowy.
Mianowicie
właśnie znajdowałem się w dzielnicy słynącej z najlepszych Host Clubów w całym
Tokio. O ile nie w całej Japonii. Tak, moim wspaniałym pomysłem na rozładowanie
nerwów był seks. Jakże genialny w swej prostocie… Nie był to mój pierwszy raz w
tym miejscu, więc nie byłem ani trochę zestresowany i doskonale wiedziałem, w
którym kierunku powinienem się udać. Jeszcze do niczego nie doszło, a ja już
zaczynałem czuć jak powoli się relaksuję… Chyba po wszystkim skoczę do jakiegoś
psychologa i przebadam się, czy aby na pewno nie znajduję się w jakimś
początkowym stadium seksoholizmu. Choć nie słyszałem jeszcze o seksoholiku,
który uprawia seks rzadziej niż raz w tygodniu… Nieważne.
Zatrzymałem
się pod jednym z niewielu aż tak eleganckich budynków. W całości był on czarny.
Tylko tuż nad wejściem znajdował się
neon, rzucający na wchodzących klientów czerwony poblask, którego niestety w
tym momencie nie było zbytnio widać, ponieważ zwyczajnie było za jasno. Całość
dawała wrażenie niezwykle tajemniczego miejsca, a owa tajemniczość i świadomość
tego, czego można doświadczyć w środku działa jak magnez na kasiastych mężczyzn
kręcących się w pobliżu. Mężczyzn, ponieważ do tego konkretnego klubu dla
kobiet wstęp był wzbroniony.
Spojrzałem
w lusterko wsteczne, poczochrałem zadziornie włosy, poprawiłem na ramionach
swoją skórzaną kurtkę i wysiadłem z pojazdu, zabierając ze sobą tylko portfel i
komórkę. Od razu podszedł do mnie elegancko ubrany konsjerż, oferując
odprowadzenie samochodu na parking, więc bez słowa podałem mu kluczyki i dumnym
krokiem ruszyłem w stronę wejścia.
Gdy
tylko znalazłem się w środku, od razu uderzyło we mnie ciężkie, gorące
powietrze, którego zapach był mieszaniną drogich męskich perfum różnego
rodzaju, przez które delikatnie przebijał się zapach jakichś kadzidełek.
Wydawało mi się, że o zapachu różanym, ale nie znałem się na takich sprawach,
więc od razu wyrzuciłem to z głowy. Pewnie skierowałem się w stronę
ekstrawagancko wyglądającej recepcji, za którą stała prawdopodobnie jedyna
kobieta w całym budynku. Ukłoniłem się uprzejmie, posyłając jej delikatny
uśmiech. W końcu nawet w takich sytuacjach nie można zapominać o dobrym
wychowaniu! Och, mama byłaby ze mnie dumna…
-
Dzień dobry – odwzajemniła ukłon. – Czego sobie pan życzy na dzisiejszy
wieczór? – nie musiałem komentować tego, że zegar w tym momencie wskazywał
kilka minut po dwunastej w południe. Zdążyłem się przyzwyczaić, że w takich
miejscach noc trwa dwadzieścia cztery godziny na dobę.
-
Chciałbym wynająć wyjątkowo androgenicznego chłopaka specjalizującego się w… -
odchrząknąłem nieznacznie, mimo to nie tracąc pewnego tonu. – Ostrzejszych
zabawach. Cena nie gra roli.
-
Oczywiście – uśmiechnęła się uprzejmie, zupełnie jakbym był w jakimś warzywniaku
i poprosił ją o karton mleka… Do tego, mimo wszystko, nadal nie mogłem się
przyzwyczaić. Chociaż chyba wolałem taką reakcję, niż gdyby miała na mnie
spojrzeć jak na jakiegoś zwyrodnialca, którym mimo wszystko nie byłem. Nigdy
nie korzystałem z usług niepełnoletnich chłopców. – Czy chciałby Pan zapłacić z
góry za określone godziny, czy może wpłacić zaliczkę, a ostatecznie uregulować
wpłatę dopiero po zakończeniu usługi?
-
Po zakończeniu – odparłem zdecydowanie. W końcu nie wiadomo jak szybko stres
będzie opuszczał moje ciało… Sprawnie podałem kobiecie moją kartę kredytową,
wpisałem kod PIN i pożegnałem się z całkiem sporą sumą pieniędzy… Ale co tam.
Stać mnie. Na co dzień jestem raczej oszczędny, więc raz na jakiś czas mogę
trochę zaszaleć. O ile o tym, co właśnie zamierzam zrobić można powiedzieć
„trochę”.
-
Ma pan szczęście. Jeden z naszych najlepszych hostów jest właśnie wolny. Będzie
pan jego dzisiejszym pierwszym klientem – oddała mi moją kartę. – Pokój 317,
siódme piętro. Życzę udanego wieczoru – skłoniła się po raz kolejny, a ja
żwawym krokiem ruszyłem w kierunku wind, znajdujących się po drugiej stronie
pomieszczenia. Na szczęście nie musiałem długo czekać i praktycznie od razu
mogłem wejść do wielkiego dźwigu. Nacisnąłem odpowiedni przycisk, a winda
ruszyła w górę.
Cichy dźwięk oznajmił mi, że dotarłem na
miejsce. Ruszyłem więc w poszukiwaniu odpowiedniego pokoju. Znajdował się on za
rogiem, tuż po prawej stronie. Jednak nie wszedłem od razu. Zatrzymałem się na
moment, wziąłem parę głębszych wdechów, po raz kolejny nastroszyłem swoje włosy,
jednak tym nieco bardziej nerwowym ruchem i zaśmiałem się cicho pod nosem.
Naprawdę jestem idiotą… Uniosłem dłoń i pewnie zapukałem do drzwi, wchodząc do
środka bez czekania na odpowiedź.
Tak jak spodziewałem się po pokoju
jednego z lepszych hostów, pomieszczenie urządzone było w bardzo nowoczesny
sposób. Mimo tego nie było ono zbyt duże. Właściwie było tam tylko ogromne
łóżko z ciemnego drewna, zasłane czarną satynową pościelą i mały podest w rogu
z biegnącą aż do sufitu metalową rurą przeznaczoną… Do czynności wiadomych. Po
lewej stronie znajdowały się kolejne drzwi, za którymi zapewne było coś w
rodzaju łazienki i garderoby w jednym, gdzie host przygotowywał się na
przyjęcie swojego klienta.
Zdjąłem z ramion kurtkę i rzuciłem ją na
podłogę obok łóżka, na którym to wygodnie się rozsiadłem. W pomieszczeniu było
wyjątkowo duszno. Okna były szczelnie zasłonięte, światło przygaszone, a w
powietrzu unosił się jakiś zapach, który przy wdechach sprawiał wrażenie wręcz
lepkiego. Zamruczałem cicho, wypuszczając powietrze z płuc. Tak… Atmosfera była
wręcz idealna do kochania się.
Wtem usłyszałem cichy szelest pościeli
tuż za swoimi plecami i poczułem jak materac ugiął się lekko pod ciężarem
drugiego ciała. Uśmiechnąłem się sam do siebie i przymknąłem oczy, opierając
się rękami z tyłu. Czyjeś ciepłe dłonie spoczęły delikatnie na moich ramionach,
masując je chwilę jednak szybko rozpoczęły wędrówkę wzdłuż mojego torsu. Sunęły
powoli raz w górę, raz w dół, czasami zahaczając opuszkami palców o moje sutki,
ukryte jeszcze pod materiałem koszulki. Nagle ów osobnik przylgnął całym swoim
ciałem do moich pleców, a jego jeszcze chwilę wcześniej delikatna dłoń, dosyć
brutalnie zmieniła swoje położenie i pewnie zacisnęła się na moim kroczu.
Syknąłem zaskoczony, otwierając oczy. Przy swoim uchu czułem gorący oddech,
którego słodki zapach odurzał mnie jeszcze mocniej niż dziwne opary unoszące
się w powietrzu. Przygryzłem wargę i próbowałem odwrócić się w jego stronę,
jednak skutecznie uniemożliwiały mi to jego palce, coraz silniej zaciskające
się na moim biednym przyrodzeniu, któremu wcale się to nie podobało. Jednak
szybko otrzymałem wynagrodzenie w postaci języka i warg błądzących gdzieś w
zagłębieniu za moim uchem. Mruknąłem gardłowo. To dopiero początek, a już
zaczynało mi się podobać…
- Nie musimy się spieszyć… Dzisiaj
należę tylko do Ciebie – wyszeptał. Takie słowa powinny rozbudzić we mnie
zwierzęce rządze, które dzisiaj zostały już nieprzyjemnie połechtane przez mój
gniew, lecz zamiast tego zamarłem z przerażenia. TAK, Z PRZERAŻENIA. Doskonale znałem ten szept, ten głos. Było mi dane
przysłuchiwać mu się w różnym natężeniu baaardzo często. Rozpaczliwie
szarpnąłem się do przodu, przez co znalazłem się na równych nogach poza obszarem
łóżka i odwróciłem się w stronę mojej dzisiejszej zabaweczki. Jednak bardzo
szybko straciłem ochotę na ową zabawę, potwierdzając swoje wcześniejsze
absurdalne myśli.
- RUKI?! – krzyknąłem, cofając się
powoli do tyłu, aż w końcu uderzyłem plecami w ścianę. Na środku łóżka
rzeczywiście siedział drobny rozczochrany blondyn, wpatrujący się we mnie
szeroko otwartymi oczami. Po jego spojrzeniu doszedłem do wniosku, że jest
równie przerażony zaistniałą sytuacją, jak ja.
- Yu-Yutaka… Boże… Co Ty… Tutaj… J-ja… -
wplątał palce w swoje przesadnie nastroszone włosy i spuścił wzrok. Nawet w
panującym wokoło półmroku wyraźnie dostrzegłem, że zaczął drżeć.
- Taka-kun, co Ty wyprawiasz? –
powiedziałem słabo. W tej chwili na nic innego nie było mnie stać. Nigdy w
życiu nie pomyślałbym, że mogę tutaj spotkać jakiegokolwiek znajomego. A co
dopiero przyjaciela… I TO W TAKIEJ ROLI! Właściwie to nie potrafiłem określić
czy jestem bardziej zaskoczony, zdegustowany, przestraszony… Czy, o zgrozo,
podniecony…
- Daj spokój, Yutaka. Pytasz jakbyś nie
wiedział po co tutaj przyszedłeś – jego głos brzmiał już nieco pewniej, jednak
nadal nie odważył się na mnie spojrzeć.
- No… No niby tak, jednak nie mam
pojęcia DLACZEGO to robisz… Przecież to na pewno nie z powodu braku pieniędzy,
więc… - brzmiało to bardziej tak, jakbym mówił sam do siebie niż do niego,
jednak w pokoju panowała całkowita cisza, więc z pewnością nie miał
najmniejszego problemu z usłyszeniem mnie.
- Robię to dlatego, że to lubię – w
końcu podniósł na mnie wzrok, jednak nie dostrzegłem w nim ani cienia strachu
czy wstydu. Był całkowicie pewny siebie. Wtedy ogarnęła mnie złość, ponieważ
dotarło do mnie, że to są te jego „ważne sprawy” z powodu których tak często
uciekał z prób. W dodatku kobieta w recepcji określiła go jako „jednego z
lepszych hostów”, co jest jednoznaczne z tym, że musi pracować tutaj od
dłuższego czasu… Odbiłem się gwałtownie od ściany i stanąłem o własnych siłach.
Cholera, miałem się zrelaksować , a tymczasem moja wściekłość ponownie
przejmowała sterowanie nad moim ciałem. Już miałem zacząć krzyczeć, jednak on
mi przerwał. – I nie, wcale nie lubię się puszczać za pieniądze. Po prostu
lubię uprawiać seks – wzruszył nieznacznie ramionami. – Uzależniłem się od
tego. Myśl o tym budziła mnie każdego ranka i usypiała każdej nocy. Nie mogłem
się jej pozbyć, choć tak bardzo się starałem… Miałem wrażenie, że oszaleję. W moich
myślach ciągle obijało się tylko to jedno słowo… - po raz kolejny wplątał swoje
szczupłe palce we włosy i opuścił głowę, odwracając się do mnie plecami. –
Nawet nie wiesz jakie to upokarzające… Jednak tylko w ten sposób mogę
przynajmniej na kilka chwil wyrzucić z głowy te cholerne wyobrażenia, przez
które nie mogę normalnie funkcjonować. Pomimo upokorzenia, polubiłem to, bo
przez to mogę poczuć się wolny…
Patrzyłem na niego z niedowierzaniem.
Nigdy bym nie pomyślał, że nasz Takanori może… Może być uzależniony. I to od
seksu! Co prawda, posuwał namiętnie barierki podczas koncertów, ale przecież to
było tylko pod publikę. Na co dzień wcale nie zachowywał się jak niewyżyty
perwers. A jeszcze jakiś czas temu żartowałem na temat seksoholizmu… Aż
przeszły mnie dreszcze. Uspokoiłem się nieco, po wysłuchaniu tego, co ma do
powiedzenia. Powoli wypuściłem powietrze z płuc i ponownie usiadłem obok niego
na materacu. Chciałem dotknąć pokrzepiająco jego ramienia, jednak w ostatniej
chwili cofnąłem rękę.
- Taka-chan… Dlaczego nic mi nie
powiedziałeś? Przecież widziałem, że coś się w Tobie zmieniło. Tyle razy
pytałem czy coś się stało, a Ty ciągle odpowiadałeś, że wszystko jest w
porządku. Jesteśmy przecież przyjaciółmi, zrozumiałbym… - starałem się mówić
jak najbardziej łagodnym głosem.
- Nie, wcale byś nie zrozumiał – burknął
tylko.
- No wiesz… Skoro zrozumiałem w TAKIEJ
sytuacji, to chyba w trakcie normalnej rozmowy tym bardziej bym zrozumiał –
zaśmiałem się cicho, trącając go w plecy. Sytuacja z przerażającej, powoli
zaczynała zmieniać się w śmieszną. To wszystko zaczynało mnie najzwyczajniej w
świecie bawić.
Ruki spojrzał w końcu na moją twarz, a
widząc na niej uśmiech, wyraźnie odetchnął z ulgą.
- I nie czujesz do mnie obrzydzenia? –
spytał nadal nieco niepewnie.
- Oczywiście, że nie! Takanori, no co
Ty. Przecież mówiłem, że jesteśmy przyjaciółmi. Mimo to… Wiesz… Chciałbym Ci
pomóc z Twoim problemem. Żebyś nie musiał dłużej tego robić… NAWET! –
przerwałem mu, widząc, że już otwiera usta, aby coś powiedzieć. – Nawet, jeśli
polubiłeś to w jakiś tam dziwny sposób.
- Niby jak chcesz to zrobić, Kai? To nie
jest takie proste jak Ci się wydaje – kompletnie nie wierzył w moje słowa. Phi,
to mnie obraża!
- Jeszcze nie wiem jak, ale na pewno coś
wymyślę, nie inaczej! Po prostu… Może mógłbyś pójść na jakąś terapię do
specjalistycznego ośrodka? Słyszałem, że wielu ludziom potrafią tam pomóc. …O!
Albo znajdę coś, co również pozwoli Ci zapomnieć o Twoim problemie! I… I
polubisz to w taki sam sposób jak bycie h… Hostem – ciężko przeszło mi to przez
gardło. – W każdym razie nie zostawię Cię w tym samego, o – dokończyłem pewnym
siebie głosem. Ruki spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami, w których
wyraźnie można było dostrzec rozbawienie, po czym bez żadnego ostrzeżenia
wyciągnął przed siebie ramiona i objął nimi moją szyję, jednocześnie mocno się
do mnie przytulając. Zaskoczony, odruchowo oparłem swoje dłonie na jego
plecach.
- Dziękuję Ci, Kai. Głupio mi to
powiedzieć, ale… Nie sądziłem, że będę mógł znaleźć w Tobie wsparcie w
przypadku sprawy, którą każdy inny uznałby za obrzydliwą i zwyzywałby mnie od
najgorszych. Jesteś wielki. Chciałbym Ci się za to odwdzięczyć – wciąż mocno
przyciskał swoje ciało do mojego.
Nie odpowiedziałem. Mimo poprzednich
słów, czułem się w tej sytuacji nieco niepewnie. W końcu nie na co dzień
odwiedzałem swojego przyjaciela w Host Clubie w wiadomym celu. W dodatku nie na
no dzień mogłem czuć wilgotne i gorące usta owego przyjaciela na swojej szy…
ZARAZ, MOMENT. ŻE CO TAKIEGO?!
- Ta… Takanori? Co Ty odwalasz?...
- Ciii… - wyszeptał i popchnął mnie dość
mocno na materac, co poskutkowało tym, że leżałem przed nim rozwalony, patrząc
na niego jak na kosmitę. – Skoro tutaj przyszedłeś to na pewno miałeś ku temu
jakiś powód… Nie mogę zostawić Cię niezadowolonego.
- Matsumoto… - warknąłem ostrzegawczo i
uniosłem się nieco na łokciach z groźną miną, jednak… Wtedy dopiero zwróciłem
uwagę na jego ogólny wygląd. Miał na sobie lateksowe slipy, które krojem
bardziej przypominały damskie niż męskie i BARDZO opinały się na jego… Ekhm.
Dolnych partiach ciała. Do równie lateksowego pasa przypięte miał czarne
pończochy zakończone koronką. Jego tors i plecy przysłaniała tylko biała
prześwitująca koszula, która i tak była całkowicie rozpięta. Blond włosy były
nastroszone i pofalowane jeszcze bardziej niż zwykle, a usta wygięte w kuszącym
uśmiechu pociągnięte były karminową szminką… Zupełnie nie kontrolując swoich
odruchów, mruknąłem gardłowo i przygryzłem dolną wargę.
- Mmm… Podobam Ci się? – Takanori był
najwyraźniej jak najbardziej zadowolony z mojej reakcji na jego strój… Lub jego
brak. Przysiadł na wulgarnie rozstawionych nogach i przejechał jedną z dłoni po
swoim torsie. – Teraz już wiem czyje spojrzenie czułem na sobie podczas każdego
koncertu… - oblizał swój palec wskazujący, a wyjmując go z ust, utworzył na
swoim policzku delikatną czerwoną smugę.
- Ty Mały… - cała moja samokontrola
zniknęła. Zapomniałem kim jest dla mnie mężczyzna siedzący przede mną.
Zapomniałem kim ja jestem. Zapomniałem gdzie się znajduję. W tym momencie pamiętałem
tylko o jednym. O tym, że zamierzam posiąść tylko dla siebie to cholernie
seksowne ciało, które wręcz błagało o to, żeby się nim zająć. Zerwałem się do
siadu i gwałtownie rzuciłem Takanorim o materac, w mgnieniu oka znajdując się
nad nim na czworakach. – Teraz jesteś tylko mój – warknąłem, jednocześnie
pochylając się i dość mocno kąsając jego wystający obojczyk, na co zareagował
głębokim westchnieniem. Podniosłem głowę i śmiało spojrzałem prosto w jego
oczy. – Sprawię, że będziesz dziś śpiewał tylko dla mnie.
- Nie bądź tego taki pewien – zaśmiał
się prosto w moją twarz i sprawnie odepchnął mnie od siebie. Nigdy bym nie
pomyślał, że w tych jego patyczkach symulujących ręce mogło być tyle siły.
Widocznie zawziął się i tylko to dodało mu nieco pary. …Tak. To na pewno było
to… Klęknął przede mną, patrząc na mnie
z góry. Jedną dłonią objął moją twarz, a następnie ścisnął władczo moje
policzki. Zacząłem obawiać się, że z powodu swojej… Przypadłości może być
nieobliczalny. – Najpierw to ja ocenię Twoje zdolności wokalne – powiedział
niskim głosem, który cholernie na mnie działał, a następnie poluzował uścisk. –
Połóż się.
Jeszcze raz zwiedziłem spojrzeniem całe
jego ciało. Był naprawdę drobny… Postura, która kompletnie nie pasowała do
głosu, który wydobywał się z jego gardła. Doszedłem do wniosku, że przecież nie
zrobi mi krzywdy, a jedynie mogę na tym skorzystać, więc wykonałem jego
polecenie i ułożyłem głowę na jednej z czarnych poduszek. Uważnie obserwowałem
każdy jego ruch… Dopóki nie kazał zamknąć mi oczu. Znów użył przy tym tego swojego
seksownego głosu, więc nie protestowałem i dobrowolnie pozbawiłem się jednego
ze zmysłów.
Czułem jak zbliżył się do mnie i jak
zawisnął nad moją twarzą, czemu towarzyszył dziwny dźwięk. Nie miałem pojęcia
skąd się wziął. W końcu doszedłem do wniosku, że to pewnie ja powoli zaczynam
tracić nad sobą kontrolę, jednak ostatecznie wyrzuciłem te myśli z głowy,
ponieważ poczułem jego pełne i wilgotne usta. Na początku tylko skubał na
zmianę moje wargi, jednak w końcu gwałtownie wręcz wgryzł się w nie. Jęknąłem
zaskoczony, czując jak z kącika moich ust wypływa kropelka krwi. Mimo
metalicznego smaku, Ruki ani myślał przestać. Nadal utrzymywał swoje szaleńcze tempo,
przez które moje serce biło szybko, jak po przebiegnięciu maratonu. Oparł się
dłońmi na moich ramionach stopniowo kierując je w stronę dłoni, które finalnie
ścisnął tuż nad moją głową. Zwinnie wtargnął swoim słodkim języczkiem do moich
ust przez co podświadomie uśmiechnąłem się lubieżnie, gdy nagle… Usłyszałem
ciche kliknięcie i poczułem coś zimnego oplatającego moje nadgarstki,
jednocześnie tracąc kontakt z ustami Takanoriego. Momentalnie otworzyłem oczy i
spróbowałem się podnieść... Jednak nic z tego. Ten mały diabeł najzwyczajniej w
świecie przykuł mnie do łóżka czerwonymi puchowymi kajdankami! W dodatku był z
tego faktu bardzo dumny, o czym świadczyła jego zadowolona mina.
- Taka-chan… No co Ty, zabierz to –
mruknąłem niezadowolony, że pozbawił mnie możliwości dotykania jego ponętnego
ciałka.
- E-e – pokiwał mi palcem tuż przed
oczami, jednocześnie wygodnie rozsiadając się na moim rozporku. – Teraz to ja
dyktuję warunki – puścił do mnie oczko, a następnie oparł się dłońmi na moich
udach i… Zaczął poruszać biodrami w TEN
charakterystyczny sposób! Wydawał przy tym tak głośne odgłosy rozkoszy… Już nie
mogłem się doczekać jego reakcji na mój dotyk! Mimowolnie sam jęknąłem
gardłowo, ponieważ tarcie, które prowokował, naprawdę sprawiało mi przyjemność.
Czułem wyraźnie jak moje spodnie coraz mocniej opinają się na pobudzonym
członku.
- Takaaaa… - wyjęczałem, gdy mocniej
nacisnął swoją męskością na wybrzuszenie w moich jeansach. Wtedy przeniósł na
mnie swój wzrok. Nawet w półmroku jego oczy błyszczały jak dwa kryształki. –
Proszę Cię, rozkuj mnie… - spróbowałem po raz kolejny. Chłopak sięgnął pod
jedną z poduszek, więc miałem nadzieję, że szuka tam kluczyka, jednak zamiast
tego… On wyciągnął nożyczki. Spojrzałem na niego jak na wariata. Jednak on
zupełnie nie zwrócił na to uwagi i zbliżył ostre narzędzie do mojego brzucha…
Po czym jednym zwinnym ruchem rozciął moją koszulkę, czubkiem ostrza
przesuwając wzdłuż mojego wyeksponowanego torsu. W ślad za ostrzem natychmiast
pomknęły jego usta, zostawiając na mojej skórze czerwone ślady z pozostałości
szminki, które jeszcze nie starły się podczas pocałunku. Jego gorący oddech, a
zaraz potem chłód, który powodowało powietrze w kontakcie z jego śliną na mojej
skórze doprowadzały mnie do szaleństwa. Postanowiłem pozwolić mu na wszystko i
tylko wypychałem klatkę piersiową w jego stronę, tym samym ciągle prosząc o
więcej. Jednak po jakimś czasie najwyraźniej znudziła go ta zabawa. Przesunął
się do góry i przysunął swoją twarz bardzo blisko mojej, po raz kolejny zachęcająco
ocierając się swoim sztywnym członkiem o moje podbrzusze.
- Chcesz mnie? – wyszeptał i złączył się
ze mną ustami dosłownie na sekundę. No jak on mógł pytać o TAKIE rzeczy w TAKIEJ
sytuacji… - Powiedz mi jak bardzo mnie pragniesz, Yutaka – wsunął dłoń między
swoje uda, poruszając nią w górę i w dół, dzięki czemu sprawiał przyjemność
jednocześnie mnie i sobie. Przy tym wciąż uparcie patrzył mi prosto w oczy.
- Bardzo… - zacząłem, jednak z mojego
gardła wydobyło się tylko skrzeczenie. Przełknąłem ślinę i sapnąłem przeciągle.
– Pragnę Cię jak niczego i nikogo innego, Takanori. Przed oczami widzę tylko
Ciebie – wyszeptałem.
Mężczyzna na krótką chwilę
znieruchomiał, jednak zaraz ocknął się i rozsiadł pomiędzy moimi rozchylonymi
nogami, wręcz zrywając ze mnie spodnie razem z bielizną. Leżałem przed nim
całkowicie nagi i wcale mnie to nie krępowało. Jedyne o czym myślałem to to, że
również chciałbym zobaczyć go bez żadnych ubrań. Chciałem móc napawać się
widokiem jego ponętnego ciałka…
- W takim razie pozwól, że najpierw to
ja coś Ci ofiaruję… - powiedział i otarł się policzkiem o moją sterczącą
męskość. Spodziewałem się, że będzie chciał się ze mną droczyć. Że będę musiał
go pospieszać lub motywować do dalszego działania. Jednak on tylko lekko ucałował
główkę i od razu gwałtownie wepchnął sobie całą jego długość do gardła nie
zatrzymując się ani na chwilę. Krzyknąłem. Nie byłem przygotowany na taki atak
z jego strony. Wygiąłem się w łuk przez co mój członek z dość sporą siłą
uderzył w ściankę jego gardła. Mimo to nie usłyszałem nawet najcichszego
dźwięku niezadowolenia. Wręcz przeciwnie. Takanori jęczał i mruczał z pełnymi
ustami, jednocześnie bardzo szybko poruszając głową. Co jakiś czas również
zaciskał zęby na trzonie mojego penisa, na co reagowałem głośniejszymi jękami
pomieszanymi z nawoływaniem jego imienia. O matko, było mi tak cholernie
dobrze…
- Ta… OOOCH… Taka-chaan… - wyjęczałem
kiedy byłem bliski końca. Przyjemność przyćmiła mój umysł i nie umiałem skleić
sensownego zdania, dlatego miałem nadzieję, że Ruki zrozumie co chcę mu przekazać.
I chyba zrozumiał bo wyjął mojego członka ze swojej buzi i… Zaczął nim
energicznie potrząsać! Odrzuciłem głowę w tył i szarpnąłem mocno dłońmi z
nadzieją, że może kajdanki w końcu ustąpią, jednak nic z tego. Zawarczałem, sam
nie wiem czy z rozkoszy jaka mnie obezwładniała czy z irytacji i ponownie
przeniosłem wzrok na blondynka. Ten nie przestając szybko poruszać dłonią
spojrzał mi prosto w oczy, wysunął język i mocniej zacisnął swoje palce… Co
poskutkowało tym, że doszedłem obficie częściowo na jego język, częściowo na
twarz i częściowo na dłoń. Przełknął to co miał w ustach, a także oczyścił
swoje palce, na powrót przybliżając się do mojej twarzy.
- Może mi pomożesz, Yuk-chan? – zapytał
niewinnie, gładząc wierzchem dłoni mój policzek. Byłem nim oczarowany. W tym
momencie zrobiłbym dosłownie wszystko, czego tylko by chciał. Dlatego też
posłusznie wysunąłem swój język zlizując z jego policzka swoje własne nasienie.
On za to mruczał jak rasowy kociak. Skupiłem się na tych odgłosach, które były
dla mnie idealną melodią. Jednak nagle zaburzyło ją ciche kliknięcie, które
słyszałem dziś już po raz drugi. Dopiero po chwili zorientowałem się, że moje
dłonie są wolne. No nareszcie! Ucałowałem go w policzek i podniosłem się do
siadu zakleszczając jego drobne ciałko w uścisku moich ramion.
- Sprawię, że od dzisiaj w Twoich
wyobrażeniach będzie pojawiała się tylko ta noc. I nic poza nią – wyszeptałem
wprost w jego usta, całując go niezwykle czule i delikatnie. Jednocześnie
ułożyłem go na plecach, bardzo szybko znajdując się tuż nad nim. Objął mnie
kurczowo ramionkami tak, że jego tors szczelnie przylegał do mojego.
Temperatura jego skóry sprawiła, że po raz kolejny zadrżałem z podniecenia.
Uważałem, że zasługiwał na wszystko, co
najlepsze. Zapomniałem o sobie. Teraz liczyła się tylko jego przyjemność.
Gdy poluźnił uścisk ramion, zsunąłem się
lekko w dół i przyssałem się wargami do jego szyi. Nie mogłem się powstrzymać,
tak bardzo pragnąłem poczuć na swoim języku jego smak… Zachowywałem się teraz
trochę jak wampir, który w końcu dostał w swoje ręce ofiarę, na którą polował
latami. Zostawiłem po sobie czerwony ślad tuż pod linią jego szczęki i
natychmiast posunąłem się dalej, czego wynikiem były kolejne ślady - każdy
następny coraz niżej. Ostatni z nich znajdował się tuż przy krawędzi białej
koszuli, która pomimo tego, że była całkowicie rozpięta, zaczęła mi mocno
przeszkadzać. Zsunąłem ją z jego szczupłego ramienia i na nim również
pozostawiłem czerwony ślad. Kontynuowałem swoją wędrówkę po jego ciele. Nie
potrafiłem nawet nazwać smaku, który czułem na swoim języku oraz zapachu, który
tak intensywnie uderzał mi do głowy. Dominował on nawet nad tymi wszystkimi
duszącymi kadzidełkami. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego, nie
potrafiłem porównać go do czegoś innego… I wtedy uznałem, że to po prostu musi
być osobisty zapach Takanoriego. Pasował do niego idealnie. Pomimo że
znajdowałem się tak blisko niego po raz pierwszy, nie potrafiłem sobie
wyobrazić, że mógłby pachnieć lub smakować inaczej.
Przeniosłem wzrok na jego twarz, która
wyglądała jeszcze cudowniej niż ją zapamiętałem. Delikatne kropelki potu na
czole, zaróżowione policzki, rozchylone wilgotne wargi i zmrużone oczy, które
wpatrywały się tylko we mnie… Delikatnie dotknąłem palcem wskazującym jego
noska.
- Jesteś taki piękny, Takanori… -
wyszeptałem, patrząc na niego w wyjątkowo czuły sposób. Speszył się,
dostrzegłem to na pierwszy rzut oka, jednak mimo to uśmiechnął się do mnie
pięknie i również dźgnął paluszkiem mój nos. Zaśmiałem się cicho i wróciłem do
wcześniej przerwanej czynności.
Mój wzrok przykuły jego karmelowe sutki,
wyraźnie twarde z podniecenia. Chuchnąłem na jednego z nich swoim gorącym
oddechem, a Takanori zareagował na to drżeniem. Posunąłem się więc dalej.
Śmiało zatoczyłem językiem kółeczko wokół niego, następnie zamykając na nim
swoje usta i delikatnie ssąc. Zostałem nagrodzony ślicznym jękiem. W tym samym
czasie swoimi dłońmi gładziłem jego biodra i talię, aż w końcu przypomniałem
sobie o obecności pasa podtrzymującego pończochy. Szczerze mówiąc nie bardzo
wiedziałem jak zabrać się za rozpinanie tego ustrojstwa, bo spotkałem się z nim
po raz pierwszy, więc wymacałem gdzieś z boku pozostawione przez Rukiego
nożyczki i na moment zostawiłem w spokoju jego klatkę piersiową. Chyba nie
bardzo wiedział dlaczego właściwie przerwałem, bo spojrzał na mnie wyraźnie
niezadowolony. Nie chciałem go dłużej męczyć, więc sprawnie przeciąłem pas
idealnie na środku, a później też cienkie paseczki, które łączyły go z
pończochami, wyrzucając za siebie te bezużyteczne skrawki materiału.
Przyjrzałem mu się dokładniej, a swój wzrok na dłużej zatrzymałem w miejscu,
które najbardziej domagało się mojej uwagi…
- Kai-chaaan… - jęknął, ocierając się
swoim udem o moje biodro. – Boli…
Doskonale wiedziałem o co mu chodzi.
Dlatego też wpadłem na genialny pomysł i w dwóch cięciach nożyczkami pozbawiłem
go ostatniej części garderoby, która wzbraniała mi dostępu do tej
najcenniejszej części jego ciała…
Gdy ujrzałem go w pełnej krasie, aż
ślina napłynęła mi do ust. Odrzuciłem na bok metalowe ostrze i przylgnąłem do
niego całym ciałem. W akcie desperacji i potrzeby jeszcze większej bliskości
chwyciłem w dłoń swojego i jego członka. Kiedy zetknęły się ze sobą… Oboje
wydaliśmy z siebie przeciągły jęk. Nie mogąc się powstrzymać po raz kolejny
pocałowałem go w usta, lecz on od razu przejął kontrolę nad pocałunkiem,
sprawiając, że stał się namiętny, momentami wręcz brutalny. Jednocześnie zaczął
chaotycznie szarpać biodrami. Wiedziałem, że nie chce już czekać. Ja z resztą
też nie chciałem. Jeszcze bardziej rozchyliłem jego uda, a dłoń zacząłem
kierować w stronę jego pośladków. Nie myślałem wtedy o lubrykancie, czy też o
chociażby zwykłym nawilżeniu palców śliną. Chciałem już poczuć na sobie jego
gorące wnętrze… Nagle poczułem na swoim nadgarstku mocny uścisk. Spojrzałem
pytająco na jego twarz. Przestraszyłem się, że może trochę za szybko posunąłem
się do przodu albo, że może czymś go uraziłem jednak on po prostu przygryzł
swoją dolną wargę i znów wykorzystał przeciwko mnie siłę swojego niskiego
głosu.
- Nie trzeba. Chcę od razu Cię poczuć –
jego głos stopniowo zmieniał się w szept. – Głęboko… Tuż przy samym dnie…
Nie potrzebowałem już niczego więcej. Co
prawda bałem się, że zrobię mu krzywdę, jednak skoro on właśnie tego chciał…
Wygodniej ułożyłem się na jego
delikatnym ciałku, dociskając go nieco do miękkiego materaca. Palce lewej dłoni
splotłem z jego i położyłem je tuż przy jego głowie. Ostatni raz cmoknąłem te
słodkie pełne wargi, wlepiłem czułe spojrzenie w te brązowe błyszczące oczy i
delikatnie naparłem na jego wejście, stopniowo wsuwając się coraz głębiej i
głębiej…
- Czuję… OCH, czuję Cię… - szeptał
gorączkowo kręcąc głową na boki. – Yutaka… Głębiej, proszę…
Naprawdę nie chciałem zrobić mu krzywdy,
dlatego nie posłuchałem jego prośby i kontynuowałem powolnym tempem, co jakiś
czas wydając z siebie gardłowe pomruki. Cholera, był tak gorący i ciasny…
Jednak ten mały skurczybyk pokrzyżował moje plany jednym ruchem. Wyraźnie był
już zniecierpliwiony moją przesadną ostrożnością, więc gwałtownie pchnął swoje
biodra do przodu co poskutkowało tym, że od razu uderzyłem w jego wrażliwe dno.
- TAK! JESZCZE RAZ! – wygiął się w łuk z
rozpustnym krzykiem na ustach, a ja postanowiłem przestać się ograniczać.
Pocałowałem go w wyeksponowaną szyję i
uniosłem się na kolanach jednocześnie łapiąc go pewnie za biodra. Wziąłem
głębszy oddech i od razu zacząłem poruszać się w nim najmocniej i najszybciej
jak umiałem.
Dla zwykłego obserwatora dopiero teraz
wyglądałoby to tak, jak powinno wyglądać od początku. Napalony klient przyszedł
do Host Clubu tylko po to, żeby w dziki i brutalny sposób rozładować swoje
napięcie seksualne na młodym chłopaczku, któremu zapewne się to nie spodoba,
ale nic nie powie, bo w końcu taka jego praca. Jednak z nami dwoma było
zupełnie inaczej. I tylko my dwaj wiedzieliśmy co dzieje się w naszych sercach.
Nie byliśmy dla siebie nieznajomi. Nie byliśmy sobie obojętni. Nie posuwałem
Takanoriego bezuczuciowo, a on nie musiał brzydzić się mojego dotyku. Nie
musiał się mnie bać. Nie był młodym chłopaczkiem. Był dojrzałym mężczyzną,
który w tym momencie pokazał mi się od strony, której nigdy nie spodziewałem
się zobaczyć. Jednak doskonale wiedziałem, że ten jeden raz to będzie dla mnie
mało. I że sam seks to będzie dla mnie za mało. Chciałem się nim zaopiekować.
Chciałem zabrać go z tego miejsca. Nie chciałem z nikim się nim dzielić…
- KAAAI!!! – dobiegł mnie jego głośny
krzyk, podczas gdy któryś już raz z kolei uderzyłem mocno w jego prostatę.
Wiedziałem, że jest bliski końca, dlatego też skupiłem się całkowicie na jego
zachowaniu. Ściskał w dłoniach materiał kołdry, który znajdował się tuż nad
jego głową i szarpał go rozpaczliwie. Zaciskał powieki z całych sił, co
spowodowało, że po jego policzkach potoczyło się kilka łez. Z rozchylonych ust
nadal wydobywały się głośne jęki, krzyki i nawoływanie mojego imienia. Ostatnie
ruchy. Jego głowa z impetem odrzucona do tyłu. Ostatni jęk. Jego mięśnie tak
mocno zaciskające się na mojej męskości. Żar ogarniający całe moje ciało. Jęk.
Opuszczające mnie emocje i siły.
- Taka-chan… - wyszeptałem i opadłem na
jego wyczerpane i wilgotne ciałko, jednak zaraz obróciłem się na bok, ciągnąc
go za sobą. Pomimo braku sił, objął mnie swoimi chudymi ramionami i wtulił
twarz w mój tors. Ja natomiast
pocałowałem go w pachnące włoski i starałem się uspokoić swój oddech.
- Yutaka… - usłyszałem po kilku
minutach, podczas których w pomieszczeniu dało się słyszeć tylko nasze nierówne
oddechy.
- Tak? – odpowiedziałem czule.
- Nie zostawisz mnie tutaj? – zapytał
tak niewinnym i niepewnym głosem, że aż poczułem jak moje serce wykonało obrót
o trzysta sześćdziesiąt stopni. Przytuliłem go mocniej do siebie, opatulając
swoimi ramionami jak puchatą kołdrą.
- Nie tylko tutaj, Taka-chan –
wyszeptałem wprost do jego uszka. – Rano wyjdziemy stąd razem i już nigdy Cię
nie zostawię.
Spojrzał na mnie spod burzy
rozczochranych blond włosów i poczułem na swoim torsie, że się uśmiecha.
- Dziękuję Ci – powiedział. – I cieszę
się, że pomogłem Ci chociaż trochę zrelaksować się po dzisiejszej próbie.
Spojrzałem na niego zdziwiony. Skąd
wiedział, że to dlatego tutaj przyszedłem? Chciałem zadać mu to pytanie jednak
dostrzegłem, że jego usta są nieco rozchylone, a on sam oddycha spokojniej niż
chwilę wcześniej, więc znaczyło to, że najzwyczajniej zasnął ze zmęczenia.
Zaśmiałem się pod nosem. Najwyraźniej zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, że
przez te parę lat zdążył mnie aż tak dobrze poznać i rozgryźć wszystkie moje
zachowania.
- Dobranoc, Kociaku – szepnąłem, po czym
zamykając oczy zasnąłem zapominając nawet o jakimkolwiek nakryciu. Jednak nie
było ono potrzebne. Wystarczająco mocno ogrzewało mnie jego drobne ciałko i żar
szalejący w moim sercu.