środa, 16 kwietnia 2014

"Jesteś moją ulubioną książką... Książką, która paroma słowami rozpaliła ogień w mym sercu", część II

     

       Hej, Kochani! Muszę się przyznać, że jestem mega pozytywnie zaskoczona... Już ponad 100 wyświetleń, więcej niż jeden komentarz na dzień dobry... W dodatku wszystkie pozytywne! Cieszę się, że moje opowiadanie przypadło Wam do gustu. W przypływie weny, udało mi się dzisiaj dokończyć kolejną część życia Kaia i tajemniczego klienta kawiarni... Powiem Wam tylko, że pod koniec tej części możecie spodziewać się niespodzianki!
So... Liczę na Wasze motywujące opinie. Enjoy!

*

Wyjątkowo przyjemny zimowy ranek. Śmiało można powiedzieć, że Słońce po raz pierwszy od ładnych kilkunastu dni przebiło swoje promienie przez gęstą warstwę śniegowych chmur. Mimo tego, temperatura nadal utrzymywała się grubo poniżej zera, przez co śnieg nie topił się, a zamiast tego pojedyncze płatki migotały wesoło w blasku światła. Był jedenasty grudnia.
Jakkolwiek krajobraz wyglądał bajkowo, Yutaka kompletnie nie podzielał tego entuzjazmu, który rozsiewały dookoła dzieci tarzające się z piskiem w mroźnym puchu i mrużące oczy przed bolesnym atakiem światła na ich źrenice. Wręcz przeciwnie. Kiedy tylko coś niematerialnego nieprzyjemnie połaskotało jego powieki, warknął pod nosem jakieś przekleństwo i odwrócił się na drugi bok z nadzieją, że ktokolwiek śmiał zakłócać jego sen, da sobie z tym spokój. Niestety mylił się. Ów „ktoś” z uporem osła nadal oznajmiał mu, że to już koniec odpoczynku. Niechętnie podniósł się do siadu, spoglądając z żądzą mordu wymalowaną na twarzy na niezasłonięte okno, które było odpowiedzialne za jego dzisiejszą średnio przyjemną pobudkę. Był tak zaspany i nieprzytomny, że nie zauważył szeregu rzeczy, które teoretycznie od razu powinny mu się nie zgadzać… Mianowicie, był wyjątkowo nieświeży, co było wyraźnie widać, a także czuć kiedy tylko otworzył usta. Dodatkowo telewizor w salonie dudnił, wyświetlając zapewne jeden z japońskich tasiemców, w których tak lubowała się pani Oshihara. Jednak najważniejszym elementem był fakt, że na dworze było zdecydowanie zbyt jasno jak na godzinę szóstą piętnaście, o której to wstawał, kiedy miał do pracy na poranną zmianę.
Wtem w pomieszczeniu rozległ się kolejny głośny dźwięk, który nieprzyjemnie poraził jego biedne, wciąż śpiące uszy. Mianowicie był dźwięk starego telefonu stacjonarnego, a zaraz po nim skrzekliwy głos jego współlokatorki.

- Chłopcze, telefon do Ciebie! Mówiłam żebyś nikomu nie rozdawał tego numeru, co Ty sobie wyobrażasz, młody człowieku? Nie życzę sobie żeby tutaj wydzwaniały jakieś kurtyzany, obdartusy czy inny margines, z którym się zadajesz! Co ja z Tobą mam, zero wdzięczności… - o tak, byłby wdzięczny, gdyby chociaż ten nieszczęsny społeczny margines chciał się z nim zadawać… Aby jak najszybciej przerwać jej litanię, wyszedł z pokoju i z kamienną miną odebrał od niej słuchawkę przykładając ją sobie do prawego ucha. Lewe natomiast siłą rzeczy musiał zatkać sobie palcem.

- Halo?

- Tanabe Yutaka… Czy Ty, do jasnej cholery, wiesz która jest godzina? – po drugiej stronie rozległ się w miarę spokojny głos jego szefowej. Lecz cóż… Prawda jest taka, że nie miał pojęcia o aktualnej godzinie, więc zerknął przelotnie na stary zegar wiszący na ścianie i zdębiał.

- Yyy… Noo… Jest ósma dwadzieścia…

- A no właśnie. A czy Twoja zmiana nie zaczyna się dzisiaj przypadkiem o siódmej czterdzieści pięć? I czy nie powinieneś być tutaj o siódmej trzydzieści z racji tego, że masz przy sobie klucze, a ja od jakichś dwudziestu minut stoję sobie na zewnątrz całując klamkę i rozkosznie doprowadzam swoje palce u stóp do całkowitego odmarznięcia? – doskonale słyszał, że pomimo starań, niewiele brakuje żeby zaczęła na niego wrzeszczeć.

- T-tak jest! Przepraszam, bardzo przepraszam! Już biegnę, za moment będę! Proszę się nigdzie stamtąd nie ruszać! – powiedział panicznie i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, rzucił słuchawką, natychmiast biegnąc do swojego pokoju. Tam zmienił wczorajsze ubrania na jakieś pierwsze lepsze, które tylko dostały się w jego ręce i wypadł z mieszkania jak szalony, dłońmi starając się przygładzić rozczochrane brązowe włosy. Dopiero kiedy zbiegł już po schodach przypomniał sobie, że przecież nie ma przy sobie kluczy ani żadnych innych rzeczy, więc chcąc nie chcąc, z powrotem wbiegł na czwarte piętro, praktycznie potykając się o co drugi stopień. W swoim pokoju do czarnej torby wrzucił przeczytaną w nocy książkę, którą najpierw musiał znaleźć w rozgrzebanej pościeli, klucze i portfel z jakimiś drobniakami na bilet. Wybiegając, z blatu w kuchni gwizdnął jeszcze jedno jabłko, mając nadzieję, że pani Oshihara ich nie liczy i nie zauważy braku jednego owocu. W przeciwnym razie dostanie niezły ochrzan po powrocie. Już zaczął kierować się w stronę stacji metra, jednak w połowie kroku stwierdził, że pieszo dotrze tam szybciej, dlatego też w rozpiętym płaszczu, z torbą w jednej ręce, jabłkiem w drugiej i z niechlujnie zawieszonym na karku szalikiem, rzucił się biegiem w stronę, po której znajdowała się kawiarnia.
Jego kondycja była w opłakanym stanie, więc już po kilku minutach dostał kolki i nie mógł złapać powietrza. Pomimo tego nie zwalniał ani trochę, wiedząc, że zawalił na całej linii. Często się spóźniał, to prawda, ale jeszcze nigdy aż tak bardzo. Dlatego za wszelką cenę chciał dotrzeć do kawiarni jak najszybciej.
Udało mu się to w ciągu piętnastu minut. Zatrzymał się gwałtownie tuż przed panią Takahashi, prawie wywracając się na śliskim chodniku. Oparł dłonie na kolanach i próbował choć trochę uspokoić oddech.

- Człowieku, jak Ty wyglądasz… Będziesz miał ostrą grypę jak nic. Dawaj szybko klucze, nie stójmy już na tym mrozie – wedle życzenia wyjął z bocznej kieszeni torby pęczek kluczy i podał je zniecierpliwionej kobiecie. Kiedy tylko drzwi otworzyły się, wpadł do środka zaraz za panią Takahashi i z rozpaczą zauważył, że wewnątrz jest niewiele cieplej niż na zewnątrz. Jęknął cicho, ale potulnie poszedł przygotować się do pracy, wiedząc, że zmarzł na własne życzenie.
Miał ochotę się rozpłakać kiedy włożył na siebie cienki zimny materiał koszuli. Na jego ciele natychmiast pojawiła się gęsia skórka, ale zacisnął zęby i ruszył zająć swoje miejsce. Miłym zaskoczeniem był dla niego kubek gorącej zielonej herbaty i obok niego karteczka z napisem: „Rozmrażacz. Użyj póki gorący.” Roześmiał się pod nosem, ale posłusznie zaplótł skostniałe palce na gorącym naczyniu, dziękując w duchu za to, że jego szefowa ma wielkie serce i cierpliwość do kogoś takiego jak on.
Dzisiejszy dzień wyglądał nieco lepiej niż zazwyczaj, czym był wyjątkowo zdziwiony. W ciągu jakichś trzech, może czterech godzin lokal odwiedziło aż osiem osób, co było dla tego miejsca nie lada wyczynem. Zdarzało się, że nie obsłużył aż tylu klientów nawet w ciągu pełnych dwóch dni. Dlatego też, kiedy dzwoneczek nad drzwiami dał o sobie znać po raz kolejny, nie było to dla niego żadnym zaskoczeniem. Stał akurat tyłem do wejścia i wycierał świeżo umyte filiżanki. Jego poranny humor znacznie się poprawił, więc od razu przywitał klienta uprzejmym głosem, którego, szczerze mówiąc, nie używał zbyt często.

- Dzień dobry!

- Dzień dobry – od razu rozpoznał ten porażający głos, a obecność jego właściciela zaskoczyła go do tego stopnia, że odstawił filiżankę na spodek nieco mocniej niż zamierzał. – Miałem nadzieję, że Cię tutaj zastanę.

- O… N-Naprawdę? To miłe z pana strony… - bardzo powoli odwrócił się w stronę mężczyzny patrząc na niego spod przydługiej grzywki. Wstydził się spojrzeć na niego wprost. – Czego Pan sobie życzy?...

- Dzisiaj chciałbym życzyć sobie tylko Twojego towarzystwa. Krótkiego bo krótkiego, ale jednak – odpowiedział mężczyzna roześmianym tonem. Na tę wiadomość Yutaka poderwał głowę do góry i rozszerzył oczy w zdziwieniu. Zastanawiał się czy od wychłodzenia można mieć omamy słuchowe… - No nie patrz tak na mnie, dobrze usłyszałeś!

- P-Przepraszam pana, ale j-ja teraz nie mogę… Ja jestem w-w pracy i w ogóle, ja… My się nie znamy i… - jąkał się, a jego wypowiedź nie miała kompletnie żadnego sensu. Ile oddałby wczoraj za takie słowa! A dzisiaj? Na samą myśl, że miałby spędzić z tym oszałamiającym człowiekiem chociaż chwilę sam na sam paraliżował go strach. Chyba właśnie ujawniało się to, że nigdy nie miał zbyt wielu znajomych, z którymi spędzałby wolny czas. Nie mówiąc już w ogóle o jakimkolwiek randkowaniu! Czy to z kobietami, czy z mężczyznami…

- No daj spooookój, tylko krótka rozmowa! W końcu muszę sprawdzić Twoją znajomość lekturki… Przeczytałeś?! – czarnowłosy usiadł już wygodnie na jednym z wysokich krzeseł stojących tuż przy barze i na pewno nie zamierzał wychodzić, więc chcąc nie chcąc Yutaka musiał z nim zostać.
W dodatku miał nieodparte wrażenie, że poprzednim razem nieco go postarzył w swojej ocenie. Mężczyzna zmienił swój niski, aksamitny głos uwodziciela na aż nadto wyluzowany i rozbawiony ton, co automatycznie go odmłodziło, choć miał na sobie ten sam elegancki czarny płaszcz, co wczoraj.
Mimo wszystko Tanabe rozluźnił się trochę na wzmiankę o książce.

- Przeczytałem! I muszę panu powiedzieć, że naprawdę miał pan rację co do fabuły. Przez to, że cała sprawa rozwiązuje się dopiero  na końcu, czytelnik ani przez moment się nie nudzi. Jeden z lepszych horrorów, jakie czytałem – kiwnął głową entuzjastycznie, jakby na potwierdzenie swoich słów. Mężczyzna słuchał go, opierając podbródek na dłoni, a z jego twarzy wciąż nie znikał uśmiech.

- Przyznaj… Bałeś się? – mrugnął do Yutaki, który zachichotał głupkowato na ten gest i udał, że poprawia rękaw koszuli.

- Szczerze mówiąc, trochę tak… Tym bardziej, że czytałem to w środku nocy…

- Ha! Taki był zamiar autora! – klasnął w dłonie czarnowłosy. – Masz zamiar przeczytać jeszcze inne jego książki?

- W sumie to nie zastanawiałem się nad tym… - odparł zgodnie z prawdą Yutaka. – Ale ostatnio nie znalazłem niczego ciekawego, więc może to nie taki zły pomysł.

- No to świetnie się składa bo ja coś dla Ciebie mam! – położył na blacie swoją skórzaną torbę i zaczął w niej czegoś intensywnie szukać. W tym samym czasie Yutaka spojrzał na nieznajomego z totalnym zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Prezent? Dla niego? Przecież nie wie nawet jak ma na imię, a tutaj coś takiego… - O! Mam! – krzyknął entuzjastycznie, czym trochę przestraszył szatyna. – Strasznie płochliwy jesteś… Ale proszę! Dla Ciebie – podsunął w jego kierunku gruby przedmiot zapakowany w brązowy papier.

- Ale proszę pana… Ja przecież nie mogę tego przyjąć… Nie wypada… - nadal próbował protestować. Delikatnie odsunął od siebie pakunek i odważył się spojrzeć na twarz gościa. Gdyby nie wiedział kto przed nim siedzi, w życiu nie powiedziałby, że to jedna i ta sama osoba. Śmiało mógł teraz przypuszczać, że ten mężczyzna wcale nie jest żadnym biznesmanem, a aktorem, ponieważ jego twarz była teraz tak smutna, a jednocześnie pocieszna, co było zupełnie inne od wyrazu twarzy sprzed kilku sekund, że kojarzył mu się ze szczeniakiem. Zaprzestał odsuwania od siebie owego tajemniczego prezentu i westchnął tylko przeciągle, biorąc w obie dłonie twardy przedmiot. – No… No dobrze. Dziękuję…

- No! Masz szczęście! Inaczej musiałbyś ocierać moje gorzkie łzy – zaśmiał się mężczyzna. – Otwórz szybko.
Yutaka był strasznie zażenowany tą sytuacją. Wiedział, że jego policzki na pewno są mega czerwone, co wcale nie ułatwiało mu rozmowy z czarnowłosym. Jednak, wedle jego prośby, powoli rozdarł papier, a jego oczom ukazała się zupełnie nowa książka, tego samego autora.

- Łaaał… Dziękuję bardzo! Nie mam żadn… Em… Zbyt wielu własnych książek… - spojrzał z nieśmiałym uśmiechem na twarz mężczyzny i skłonił się lekko. – To bardzo miłe z pana strony.

- Miałem nadzieję, że Ci się spodoba. W końcu musimy mieć o czym rozmawiać kiedy będę tutaj przychodził – czarnowłosy wstał i zarzucił swoją torbę na ramię. – Niestety muszę już uciekać, terminy mnie ścigają… - mówiąc to, zerknął nerwowo na elegancki zegarek na swoim nadgarstku. – Ale nie pozbędziesz się mnie tak łatwo! – ruszył żwawym krokiem w stronę wyjścia. – A! – przystanął na moment. – I proszę Cię… Przestań w końcu nazywać mnie „panem”. Nie sądzę żebym był o wiele starszy od Ciebie… O ile w ogóle jestem! – rozłożył szeroko ramiona i zaśmiał się wesoło.

- Em… To jak mam się do pan… Znaczy do Ciebie zwracać? – to wyznanie zaskoczyło Yutakę. Jeszcze wczoraj dałby sobie rękę uciąć, że mężczyzna ma przynajmniej trzydzieści lat. No… Chyba, że to on sam wygląda tak staro, że czarnowłosy bierze go za swojego rówieśnika.

- Jestem Yuu. Shiroyama Yuu – skłonił się przed nim, trzymając już jedną dłoń na klamce.

- M-Miło mi, Yuu… Ja jestem Yutaka… - odwzajemnił ukłon, lecz zdecydowanie mniej entuzjastycznie. Wciąż był strasznie skrępowany.

- W takim razie do widzenia, Yutaka! – pomachał i już go nie było.
Tanabe nadal stał ogłupiały z książką w dłoniach. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że trzyma prezent. Od NIEGO. Od mężczyzny, na którego widok wczoraj prawie ugięły się pod nim kolana. Przysunął okładkę do twarzy i powąchał, mając nadzieję, że może wyczuje choć odrobinę jego perfum, lecz czuć było tylko zapach nowego papieru. Gdy zorientował się, że jego zachowanie i on sam przypominają w tym momencie trzynastoletnią dziewczynkę kochającą się w jakimś muzyku, dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa… Mimo wszystko nie miał pojęcia skąd u czarnowłosego ten entuzjazm w stosunku do jego osoby. Przecież to było ich drugie w życiu spotkanie! A przy tym pierwsze wcale nie wyglądało inaczej niż spotkanie przeciętnego klienta z pracownikiem jakiegoś sklepu czy innej tego typu instytucji… Przez moment pokusił się o myśl, że może Shiroyama zauważył w nim coś pociągającego, co nie pozwala mu o nim zapomnieć. Że może był zafascynowany szatynem, tak samo jak on nim… Lecz ostatecznie bardzo szybko stwierdził, że to niemożliwe. To, że on jest homoseksualny, nie znaczy, że każdy mężczyzna również taki jest. Poza tym… Dlaczego ktoś taki jak Yuu miałby się nim zainteresować? Zwykłym chłopakiem z pierwszej lepszej kawiarni, którym już od dawna nikt się nie interesował i to w żadnym sensie.

Westchnął tylko i lepiej przyjrzał się trzymanemu przez siebie tomowi. „Ciemne wzgórze”. Prezent… Od Yuu… Już dawno nie był tak bardzo zdezorientowany. Zamiast oczekiwać kolejnego spotkania, tak jak wczoraj, zaczął obawiać się, czym zaskoczy go po raz kolejny.

8 komentarzy:

  1. Teraz ty będziesz wycierać moje gorzkie łzy! Dlaczego Aoi? Czemu ten świat jest tak okrutny i musiałaś z mojego pięknego wyobrażenia Uru zrobić Aoiego? Aż mnie serduszko boli. Idę się pociąć mydłem w płynie, a potem rzucę się z dywanu. Miej mnie teraz na sumieniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraaaaaaszam, nie gniewaj się i ŻYJ... Aoiemu będzie przykro, że go nie chcesz tu... I oboje utoniecie w łzach... ;C

      Usuń
  2. Haha i znów się spóźnił. Normalnie jak Ruki :D No ale, nie można na Kaiuchnę się długo fochać i jego szefowa to udowodniła, robiąc mu gorącą herbatkę na rozgrzanie, mimo że była "konsekwentnie" wściekła :D

    Ha! Wiedziałam, że to Yuu! Ale dlaczego mam ciągle wrażenie, że to on jest autorem tych książek...?

    Hahaha, gdy Kai dostał "Ciemne wzgórze", to ciągle myślałam "spójrz na autora tej książki, no spójrz, spóóóójrz" :D Ale z drugiej strony, czy on przy pierwszej książce nie zerknął chociaż na nazwisko autora? Oj, a nawet jeśli to przez ten olśniewający, oślepiający i zabójczy urok Yuu mógł kompletnie zapomnieć i dlatego, gdy Aosiek mu się przedstawił, nie skojarzył. Oj tak, kombinuję ^^

    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo kto będzie w końcu pracował przy tak gigantycznej liczbie klientów, jeśli Kai zachoruje... xD

      Kombinujesz, kombinujesz... Ale kto wie co tam dalej się wydarzy! Może pojawi się ktoś jeszcze? A może nie? Może Yuu kłamie?... NIE WIADOMO. ;-D

      Usuń
  3. Yeah! Wiedziałam, że to Aoi *zaciesz* *^*
    Kaia zrywać o tak wczesnej porze to normalnie bestialstwo. Samo wstawanie rano jest zue, jeżeli idziesz to szkoły czy pracy. Jak nie idę, to potrafię wstać o piątej :D
    Ciekawe, czy Kaiuś dorobi się większej liczby klientów, bo się na to nie zanosi :D jak tak dalej będzie flirtował, to knajpka opustoszeje xD
    wenki *^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kocham spać! Mogłabym przespać pół swojego życia, ale nie wypada... xD
      To nie Kai flirtuje, to na niego lecą! Mógłby być żywą reklamą dla kawiarni... A jego zdjęcia na bilbordach... xDDD

      Usuń
    2. Przyszłam się wrednie zareklamować... założyłam dzisiaj bloga:
      http://kai-thegazette-stories.blogspot.com/
      i zapraszam :)

      Usuń
  4. Ha! Nawet nie wiesz jaka jestem z siebie dumna!
    "Nie mów na mnie pan"
    ja: To jak? Kim jesteś, patafianie? :|
    "Shiroyama Yuu"
    ja: *gest zwycięstwa* Fuck yeah! Zgadłam!
    Bardzo lekko i przyjemnie się czyta to opowiadanie. Podoba mi się. Jest przyjemne i proste, ale ciekawe i intrygujące jednocześnie. Aoś podrywa na książki? Bywa! Jak nie ma nic innego do pokazania, to chociaż na lekturę wyrwie ≧∇≦
    Czekam na ciąg dalszy! Życzę mnóstwo weny i całuję gorąco!

    OdpowiedzUsuń